Ostatnie moje osobiste spostrzeżenia na rekolekcjach wielkopostnych w mojej parafii, a także dochodzące mnie głosy i widoki z innych miejsc w Świętym Kościele skłoniły mnie do pewnej refleksji nad kierunkami w które zaczęła się rozjeżdżać liturgia, a szerzej praktyka Wiary.Ponieważ budzi to we mnie jako w katoliku obawy o to czy nie wpłynie to na rozumienie Wiary przez członków Kościoła, a także czy nie zacznie negatywnie wpływać na Naukę (co byłoby niepierwszym w dziejach Kościoła wypadkiem gdy Nauka idzie za praktyką) postanowiłem swoje spostrzeżenia i refleksje wokół nich zawrzeć w poniższym tekście, aby skłonić szersze grupy do przemyślenia tych kwestii. Przejdźmy jednak do rzeczy.Należy zacząć od pojęć. Personalizm jest to podstawa antropozofii obowiązującej w Kościele od czasów soboru w Konstancy. Podstawy tejże filozofii człowieka opracował nie kto inny, jak największy święty wśród uczonych i największy uczony wśród świętych- Tomasz z Akwinu.Personalizm, którego nazwa bierze się od łacińskiego persona- osoba był od początku swego funkcjonowania w filozofii i pozostaje do dziś jedynym kluczem umożliwiającym wyjście poza błędne koło dualnego wyboru między indywidualizmem a kolektywizmem. Z jednej strony personalizm podkreśla wartość osoby jako jednostki, z drugiej wskazuje na fakt, że osoba w pełni rozwijać i realizować się może jedynie we wspólnocie, a wartość jej czynów możemy mierzyć jedynie ich wartością w stosunku do bliźnich. Jednocześnie personalizm odrzuca absolutyzacje wspólnoty, wskazując że tak jak jednostka, sama w sobie niewiele znaczy bez możliwości odniesienia jej postępowania do innych, tak również i wspólnota stanowi jedynie pewną formę,pewne narzędzie konieczne personie do pełnego realizowania się, a nie wartość samą w sobie. Z wyżej wymienionych powodów Kościół od momentu pojawienia się tych ideologii sprzeciwiał się zarówno liberalizmowi jak i socjalizmowi. Słusznie zauważał w pierwszym z nich polityczną emanację pogańskiego z ducha indywidualizmu, w drugim zaś równie niekatolickiego kolektywizmu. Kościół był tu zresztą bogaty w doświadczenia z wieków poprzednich- tak jak gnoza nie była niczym innym jak herezją indywidualistyczną, tak luteranizm w znacznym stopniu zwyczajnie rozwijał w aspekcie teologii filozofie kolektywistyczną. Tak jak więc pokazuje historia doktryny Wiary, przez wieki całe Kościół słusznie opierał się obu nurtom, nie pozwalając na ich wpuszczanie się do wewnątrz jego mistycznego ciała w jakikolwiek bądź sposób. Niestety w najnowszych czasach zaczęło dochodzić do przenikania owych wpływów do wnętrza Wspólnoty Wierzących przy daleko idącej tolerancji dla owych zjawisk. Obecnie jest to widoczne głównie we wspomnianych przeze mnie aspektach liturgii i szerzej pojętej praktyki Wiary. Jak możemy to zauważyć, w czym to się objawia i dlaczego jest groźne? O tym poniżej.
Wypaczenie indywidualistyczne
Jak łatwo domyśleć się nazwane przeze mnie powyżej wypaczenie polega na zbytnim
nachyleniu się zainteresowań duchowych li tylko w kierunku jednostki. W oczywisty sposób
dochodzi w ramach tego do zatracenia istoty personalizmu, który każę jednostce samej szukać
odpowiedniego dla siebie miejsca we wspólnocie wiernych oraz pracować nad dobrym pełnieniem
swojej roli na tym miejscu. Tymczasem istnieją pewne grona w Kościele, które czynią na odwrót-
starają się Kościół dostroić do widzimisię tych czy innych jednostek. Idee tego, że ,,najważniejsze
jest dla nas dobro człowieka” rozumieją opacznie i zamiast pod słowem ,,dobro” domyślać się
zbawienia, domyślają się chyba wszystkiego innego poza nim. Dość, że rozumieją to słowo zdaje
się dość docześnie i widzą ,,dobro” jednostki w jej psychicznym dobrostanie, a nie w jej moralnej
predyspozycji do czynienia dobra w sensie aksjologicznym. Taka psychologizacja jest główną
podstawą tego niszczycielskiego zjawiska jakim jest lukrowanie religii. W Polsce co prawda
jeszcze nie jest z tym tak źle jak np. w Niemczech. Jeszcze nie ma u nas na szczęście księży
chcących błogosławić sodomitów, tak jak i nie ma u nas tęczowych stuł, a i do dopuszczania kobiet
do rozdzielania Ciała Pańskiego dzięki Bogu nie doszło. By było jasne- jako mąż lektorki
absolutnie nic nie mam do angażowania się pań w liturgię, niemniej są pewne granice i ,,szafarki”,
które na Zachodzie już są, pachną mi lesbizmem liturgicznym. Kościół jest Oblubienicą Chrystusa,
a Kapłan ma być Chrystusa odbiciem w tym związku, więc musi być mężczyzną co zresztą ex
cathedra stwierdził papież Jan Paweł II. Więc jeszcze u nas nie zaszły pewne sprawy wynikające z
indywidualistycznego wypaczenia aż tak daleko jak w krajach nieszczęsnego Zachodu, niemniej
pewne elementy zwłaszcza w zakresie liturgii są widoczne. W tym miejscu pozwolę sobie na
przytoczenie owej małej obserwacji jaką poczyniłem w trakcie rekolekcji wielkopostnych, a która
stała się początkiem moich rozważań prowadzących do tego artykułu.
Prowadzący rekolekcje młody ksiądz postanowił, dla ubogacenia liturgii, użyć swojego talentu
muzycznego i po każdym swoim kazaniu grał jeden wybrany utwór religijny na trąbce. Grał dobrze,
instrument dobrał prawidłowo (trąbka jest dopuszczalna przez instrukcje liturgiczne dotyczące
muzyki) i nie miałbym dosłownie żadnego problemu o to, gdyby nie reakcja części wiernych. Otóż
za pierwszym razem część zgromadzonych zaczęła po tym utworze…klaskać. I to już było w
oczywisty sposób niestosowne, gdyż jak to miał okazję podkreślić papież Pius X: ,,Nie wypada
oklaskiwać sługi w domu Pana”. Jeszcze mocniej o niestosowności owego zachowania wypowiadał
się papież Benedykt XVI- ,,Kiedy aplauz z racji jakiegoś ludzkiego osiągnięcia wchodzi w sferę
liturgii, stanowi to znak że (…) zastąpiła ją jakaś religijna rozrywka”. Oczywiście zostało to potem
wyjaśnione w naszej parafii i podobne zachowania potem już się nie zdarzały, niemniej fakt jest
faktem. I nie był to jedyny zaobserwowany przeze mnie wypadek klaskania w kościele. A właśnie
to zachowanie jest najbardziej widocznym w codziennej praktyce przejawem wypaczenia
indywidualistycznego- bo jeżeli w miejscu poświęconym Bogu okazuje się rewerencję
jakiejkolwiek innej jednostce poza Najwyższym, to jest to właśnie przejaw zewnętrzny owego
wypaczenia, o którym w tym miejscu piszę.
Gorsze jednak wypaczenie indywidualistyczne przejawiają ci księża, którzy serwują wizję wiary
opartą na własnym widzimisię zamiast dogmatów Kościoła. Całe grono kościelnych liberałów
zgromadzonych wokół ,,Tygodnika Powszechnego” należałoby do tychże zaliczyć. Ludzie, którzy
przejaw ,,miłosierdzia” widzą w głaskaniu po główce każdego nawet heretyka i zapewnieniach, że
każdy będzie zbawiony niewątpliwie nie są dobrymi pasterzami, a u źródeł ich błędów leży właśnie
wypaczenie indywidualistyczne. Przekłada się ono na pewien fałszywy humanizm w nauczaniu
religijnym- wiarę dostosowuje się do człowieka zamiast na odwrót. I obok wspomnianego klaskania
kolejnym dość rażącym przykładem jest wprowadzanie śpiewu ,,Alleluja” na pogrzebach, wraz z
nieraz całkowitym usuwaniem inkantacji ,,Dies Irae” (,,Dzień sądu”).
Z perspektywy tradycyjnego nauczania Kościoła śpiew ,,Alleluja” na pogrzebach jest czymś
niestosownym. Śpiew ten wyraża bowiem radość ze zmartwychwstania, tymczasem dopóty dopóki
Chrystus nie przyjdzie ponownie mamy prawo jedynie mieć nadzieję na zmartwychwstanie w Panu.
Owszem z jednej strony św. Paweł mówi: ,,Ci co w Chrystusie pomarli, w Chrystusie też będą
ożywieni” jednak trzeba pamiętać przy tym, że nawet członkostwo w Kościele nie daje nam
całkowitej pewności co do tego, czy zmarły w istocie ,,umarł w Chrystusie”. Z jakiegoś powodu
przecież modlimy się o zbawienie naszych bliskich zmarłych, ofiarujemy za nich odpusty, etc.
Wszystkie wyżej wymienione praktyki wyrażają właśnie fakt naszej troski o ich życie
pozagrobowe, która to troska wynika z BRAKU pewności co do ich pośmiertnego losu, bo żaden z
nas nie może mieć pewności co do wyników ,,diem rationis”, nikt bowiem nie umie przeniknąć
Przedwiecznego Sędziego. Tymczasem śpiewanie ,,Alleluja” na pogrzebie zdaje się właśnie
wyrażać ową pewność- jest to więc dość wyraźnie sprzeczne z tradycyjnymi praktykami Kościoła
dotyczącymi zmarłych. Aby uniknąć przerysowań, bądź zarzutów o nieścisłość pragnę zaznaczyć,
że tradycyjne zwłaszcza w Polsce śpiewanie na zakończenie pogrzebu wielkanocnej pieśni
,,Zwycięzca Śmierci” przeciwnie- jest doskonale zgodne z pozostałymi praktykami, gdyż podobnie
jak śpiew ,,Dies Irae” kieruje myśli żałobników w kierunku Jedynego, który daje nam nadzieję na
ponowne ujrzenie się ze swoim bliskim w gronie zbawionych- ,,pierwszego Zmartwychwstałego
spośród tych co pomarli- Jezusa Chrystusa”, że zacytuje św. Pawła. Jednak właśnie- jest to
okazanie nadziei i zaniesienie prośby do Zbawiciela, a nie przedwczesne wyrażanie radości z bycia
zmarłego w lepszym świecie, tak jakby ktokolwiek poza Bogiem mógł mieć co do tego pewność.
Ponownie- robi się z praktyki religii źródło dobrostanu psychicznego, zamiast narzędzia Zbawienia.
Widać tu wyraźnie wypaczenie indywidualistyczne zahaczające wręcz o protestantyzację liturgii
katolickiej.
Jednak nie tylko indywidualizacja i przesadna humanizacja jest zagrożeniem dla tradycyjnie
pojmowanej liturgii i praktyk wiary. Trzeba też zwrócić uwagę na drugą stronę medalu wypaczeń i
dla pełnego zrozumienia tego jak ważne jest utrzymywanie tradycyjnej antropozofii Kościoła
omówić także ją.
Wypaczenie kolektywistyczne
Podobnie jak zbytnie zwracanie uwagi na potrzeby li tylko jednostki i skupienie uwagi Kościoła
na jej godności, zamiast na celu jej bytowania, tak i zbytnie zwracanie uwagi na potrzeby
wspólnoty również stanowi wypaczenie filozofii personalistycznej. Poprzez stałe podkreślanie wagi
wspólnoty bowiem niektórzy dochodzą już do negowania wartości indywidualnych praktyk
religijnych, co jest zwrotem bardzo niebezpiecznym. Pojawiające się twierdzenia jakoby modlitwa,
celebracja, czuwanie, itp. praktyki religijne miały swoją wartość tylko będąc pełnione wspólnotowo
jest nie tylko wypaczeniem filozoficznych podstaw doktryny Kościoła (personalizm i jego
pojmowanie roli jednostki), ale nawet nasuwa skojarzenia z herezją judaizanctwa- nawrotem do
żydowskiego, a nie katolickiego sposobu patrzenia na relacje człowieka z Bogiem. To u Żydów- nie
u katolików do modlitwy koniecznie potrzeba 3 osób by była ona ważnie odmówiona.
Chrześcijaństwo tym min. stanowiło religijny przełom w dziejach monoteizmu, że dawało
możliwość indywidualnego praktykowania wiary i podkreślało wagę tego typu praktyki. Odwrót
od tego jaki dawno dokonał się u części protestantów i którego wpływy co gorsza zaczynają
przenikać do Kościoła Katolickiego nie jest niczym innym jak heretyckim judaizanctwem. Są
jednak mniej widoczne, ale jednak obecne przejawy wypaczenia kolektywistycznego w Kościele,
spośród których część może być potencjalnie bardziej niebezpieczna od wspomnianej przeze mnie
judaizacji pojmowania praktyki wiary.
I tak niewątpliwie pierwszym takim wypaczeniem jest zbytnie ,,dostosowywanie” liturgii do
potrzeb konkretnej wspólnoty wiekowej jak dzieci, młodzież, itp. Z perspektywy tradycji Kościoła,
a zwłaszcza liturgistyki ,,dostosowywanie” do wieku może się odbywać jedynie w pewnych jasno
określonych ramach, poza które nie ma prawa wykraczać. I tak oczywistym jest, że
dostosowywanie języka homilii czy oprawy muzycznej mszy w takich momentach jak pieśń na
wejście czy pieśń na wyjście jest jak najbardziej dopuszczalne, podobnie jak i sposób wyrażania
intencji w trakcie modlitwy wiernych. Ale wiele innych elementów ,,dostosowywania” z którymi
miałem okazję się spotkać, jest absolutnie niedopuszczalnych i stanowią one wyraz wypaczenia
kolektywistycznego. Chodzi tu min. o zmienianie CAŁEJ oprawy muzycznej mszy pod potrzeby
wspólnoty, wprowadzanie odmiennego niż przyjęty w kanonie liturgii sposobu śpiewania stałych
momentów mszy, zmiany w szatach liturgicznych, czy wreszcie (co dla mnie osobiście szczególnie
skandaliczne) wprowadzanie do mszy elementów, których nigdy nie posiadała celebracja, które
występują co prawda w praktyce religijnej jednak poza mszą, a często poza rytem
rzymskokatolickim. Mówię tu np. o sławnym ,,tańcu liturgicznym”. Kongregacja do spraw
Sakramentów i Kultu Bożego jasno wypowiedziała się iż taniec, choć może być dopuszczony jako
sposób sprawowania czci np. w Afryce, czy innych rejonach gdzie nadal pozostaje on powiązany ze
sferą sacrum, to jednak niedopuszczalny jest w liturgii w kręgu kultury zachodniej, gdyż u nas
czynność owa wiąże się ze sferą profanum i wprowadzanie jej do liturgii jest czymś niegodnym.
Mimo to wśród różnej maści modernistów znaleźli się takowi, którzy próbowali, a nawet nadal
próbują wprowadzić taniec jako element liturgiczny. Z perspektywy tradycyjnego nauczania jest to
jak już zaznaczyłem niedopuszczalne mieszanie sfer sacrum i profanum, co jednak jest źródłem
takowych błędów? Wspomniane wypaczenie kolektywistyczne, które tak bardzo skupia uwagę
objętego nim człowieka na wspólnocie, że ten traci z oczu rzeczy ważniejsze- takie jak rozróżnienie
sacrum i profanum, a nawet istota świętej liturgii. Coraz bardziej obecne staje się bowiem w tych
środowiskach postrzeganie mszy św. jako jedynie spotkania wspólnoty wiernych, a nie realnego
odnowienia ofiary Krzyża o czym dobitnie przypomina nam liturgia Świętego Triduum. Myślenia o
mszy na sposób obecny w środowiskach ,,nowoczesnych” ,,postępowych” ,,katolików” nie jest
sposobem myślenia katolickim, lecz protestanckim, a więc heretyckim.
To są jednak sprawy mimo całej ich powagi drugorzędne. Daleko groźniejszym przejawem
wypaczenia kolektywistycznego w Kościele jest drugie zjawisko o którym chciałbym wspomnieć.
Chodzi tu o quasi-sekciarstwo wewnątrz samego Kościoła przejawiane w głównej mierze przez
różnego rodzaju grupy charyzmatyczne i modlitewne. Owe quasi-sekciarstwo przejawia się głównie
w trzech elementach funkcjonowania tego typu grup- przyjmowanie optyki swój-obcy, próby
narzucania wszystkim członkom jednego ustalonego z góry trybu życia w jego najdrobniejszych
przejawach i wreszcie wymaganie od członków maksymalnego poświęcania swego czasu grupie,
nawet kosztem rodziny czy innych ważnych zobowiązań. Oczywiście każde tego typu działanie jest
łatwo racjonalizowane. Punkt trzeci uzasadnia się najczęściej postulatem ,,maksymalizmu wiary”
wyjmując przy tym wyrwane z kontekstu cytaty np. Jana Pawła II-go dla uzasadnienia własnego
sekciarstwa. Punkt drugi racjonalizuje się podobnie, często większe jeszcze autorytety włącznie z
Ojcami Kościoła w ową racjonalizacje mieszając. Ponieważ najtrudniej jest sekciarzom
zracjonalizować punkt pierwszy- w tym miejscu porzucają racjonalizację i zamiast niej serwują
narrację elitarystyczną- ,,to my jesteśmy najlepszą cząstką Kościoła”- i taka optyka zwalnia nawet
od potrzeby racjonalizacji. Jak i gdzie jednak owe trzy elementy tworzące sekciarstwo wewnątrz
Kościoła się pojawiają? Tłumaczę na przykładach.
Angażowanie maksimum czasu danego członka grupy w służbę dla niej najlepiej widać na
przykładzie niektórych duszpasterstw młodzieżowych, zwłaszcza charyzmatycznych. W wielu
grupach charyzmatycznych robi się wszystko by członkowie grupy trzymali się głównie we
własnym gronie, większość spotkań odbywa się za zamkniętymi drzwiami. To doskonale sprzyja
budowaniu atmosfery wyjątkowości (punkt pierwszy), a także kształtowaniu presji na jednolity styl
życia (punkt drugi) jednak w największym stopniu przyczynia się do łatwego uzasadnienia punktu
trzeciego. Od członków ruchów charyzmatycznych często wymaga się z każdym krokiem coraz
większego angażowania się czasowego i emocjonalnego w grupę. Emocjonalność jest tu kluczowa.
Ruchy charyzmatyczne bowiem, bardzo mocno podkreślają wagę uczuć w procesie objawienia, co z
perspektywy teologii jest wątpliwe doktrynalnie, a w warstwie praktycznej daję uzasadnienie dla
wspomnianych przeze mnie wyżej gwałtów na świętej liturgii. Jednocześnie jednak mało który
członek grupy charyzmatycznej będzie zdawał sobie z tego sprawę, gdyż większość młodych ludzi
(takich zaś najwięcej angażują ruchy charyzmatyczne) ma słabą teoretyczną wiedzę o liturgii- piszę
to z obserwacji i doświadczenia- a atrakcyjność form spędzania czasu poddawanych przez
charyzmatyków wnet sprawia, że zatraca się u członków grupy zmysł krytycyzmu wobec niej. Tu
otwarte jest pole dla punktu numer 2, dla ujednolicania stylu życia członków grupy, co też jest
najczęstszą quasi-sekciarską praktyką charyzmatyków. Najlepszym przykładem jest tu Krucjata
Wyzwolenia Człowieka.
KWC samo w sobie jest bardzo szczytną inicjatywą Kościoła, którą uważam za nader
pożyteczną. Całkowite odrzucenie alkoholu i innych używek samo w sobie jest przecież czymś
dobrym. Niewątpliwie Krucjata uratowała wiele ludzkich żyć, kto wie czy nie skuteczniej niż grupy
AA czy kluby abstynenckie (znamy wszak realia naszego kraju). Jednocześnie jednak trzeba sobie
zdawać sprawę z innej kwestii. Co innego gdy Krucjatę podejmuje ktoś to ma problem z używkami,
co innego gdy podejmuje ją ktoś kogo członek rodziny ma taki problem i osoba podejmująca
krucjatę chcę mu dać przykład, co innego gdy podejmuje ją ktoś, kto po prostu sam decyduje się
poprzez taki styl życia dawać przykład innym, a co innego gdy ktoś podejmujący się Krucjaty robi
to tylko ze względu na presję grupy, by dogodzić prowadzącym pragnącym się wykazać
największym w ich duszpasterstwie, czy grupce procentem ludzi w KWC. Tymczasem choć brzmi
to jak jakaś idiotyczna groteska, to jednak tak właśnie to działało w Ruchu Światło-Życie w tym
duszpasterstwie do którego przez pewien czas należałem. I nomen omen właśnie to było jedną z
rzeczy, które mnie i do tej grupy i do tej praktyki zniechęciły. Krucjatę podjąłem raz na okres roku,
ale już nie będąc w tej wspólnocie od dawna, bo gdybym miał się podejmować tego wyrzeczenia
dla jakiejś statystyki, nie zrobiłbym tego nigdy. Ale tu właśnie kryje się doskonały przykład presji
na ujednolicanie stylu życia. W całym tym owczym pędzie nie chodziło przecież o Krucjatę-
chodziło o to by nikt nie wyłamywał się z grupy. Uczestnictwo w KWC stawało się więc
probierzem podporządkowania grupie. Duch sekciarstwa jako żywo rozlewający się we wnętrzu
samego Kościoła. Czas na przykład do punktu pierwszego. Może on nieco zdziwić.
Wielu z was zapewne myśli sobie, że to nihil novi sub sole, iż miłośnik tradycji rzuca gromy na
charyzmatyków. Ale otóż właśnie trzeci grom spadnie na środowisko tzw. tradsów, z którymi sam
w znacznej mierze utożsamiam się. To właśnie bowiem wśród zwolenników Tridentinum
najczęściej chyba, kto wie czy nie częściej niż wśród nieszczęsnych charyzmatyków, można
spotkać postawę życia w optyce swój-obcy. Już nie tylko innowiercy, ale nawet zwolennicy innego
rytu mszy stają się w tej optyce kimś gorszym, kimś z definicji mniej godnym bożego miłosierdzia.
Jest to postawa bardzo niechrześcijańska, ale wypływa ona z tego samego wypaczenia filozofii
personalistycznej co błędy charyzmatyków. Dlatego też tradsom tak często trudno jest to zauważyć,
gdyż nie do pojęcia jest dla nich, iż sami mogą ulegać kubek w kubek tym samym błędom co ich
najwięksi ,,wrogowie”. Myślę, że na powyższych przykładach wystarczająco ukazałem szkodliwe przejawy skrzywienia kolektywistycznego. Czas na małą konkluzję.
Powierzchnia głębi, albo słowem podsumowania
Jakkolwiek wiara bez praktyki nie ma pokrycia w rzeczywistości realnej musimy być zawsze
świadomi, że praktyka jest zawsze jedynie wyrazem wiary, pewną powierzchnią podczas gdy głębia
kryje się w myśli i uczuciach tego, kto bierze udział w praktyce wiary. Błędy praktyki wynikają
więc zawsze z błędów w myśleniu i odczuwaniu- a jeżeli jest odwrotnie to dzieje się tak tylko z
winy przewodników praktyk. Mówiąc prościej- wszystko w religii zaczyna się w mózgu, a dopiero
kończy na gestach, śpiewach, etc. By dobrze sprawowana była praktyka wiary, konieczne jest
pielęgnowanie prawidłowej teologii, opartej na prawidłowych podstawach filozoficznych. Tam
gdzie filozofia ulega zepsuciu w ślad za nią temu samemu procesowi ulegają teologia i sama wiara
zarówno w jej głębi jak i w jej powierzchni. Abyśmy więc zachowali prawidłowość praktyk
religijnych konieczne jest niewzruszone trwanie przy personalizmie i konsekwentne odrzucanie
zarówno indywidualistycznych, jak i kolektywistycznych odchyłów teologii, niezależnie od tego,
skąd one akurat wypływają.
Na koniec pozostaję tylko wyrazić na piśmie to wezwanie, które przyświecało mi przez cały czas
pracy nad artykułem. Niech Duch Święty wszystkich nas oświeca!