Kacper Słomka - Urlopowe lewaków sado-maso, albo po co im wakacje w Polsce

Dziś będzie nieco gawędowo, ale tylko po troszę do śmiechu. Zacznę od opowiedzenia co mnie nakłoniło do tych rozważań w tym tonie. Otóż, niedawno będąc na urlopie z żoną w świętokrzyskiem miałem okazję spotkać dwójkę prawników z Poznania o nader lewicowo-postępowych poglądach. Mieli nocleg w tej samej lokalizacji co my, no i tak się zdarzyło, że jak już żeśmy mieli odjeżdzać zrobiliśmy sobie razem z gospodarzami grilla, no i sąsiadów żeśmy zaprosili, a dopiero przy grillu wyszły ich poglądy i dziwactwa. Przede wszystkim mężczyzna wielokrotnie powtarzał, że nie cierpi historii, że dziedzictwo narodowe to jest coś czym on się brzydzi, że samo słowo ,,bohater” budzi w nim złe skojarzenia, itd. itp. wszyscy to znamy. Facet się zwinął jak wyczuł w końcu, że ani przez nas ani przez gospodarzy nie całkiem mile jest widziany, niemniej ja pozostałem z myślą gdzies w środku głowy- to po cholerę taki ktoś przyjeżdża w świętokrzyskie akurat. Wszak wiadomo, że między św. Katarzyną i Nową Słupią, Bodzentynem i Kakoninem miejsc związanych z naszą historią i dziedzictwem jest jak nasiał, człowiek się o nie nieomalże potyka. Bo wszak co szlak turystyczny w tym rejonie to mogiły partyzanckie albo powstańcze, pomniki poległych albo pomordowanych, no i do tego niezliczone kapliczki. I facet który nienawidzi tu cytat ,,całej tej narodowej mitologii” przyjeżdża w takie miejsce akurat. Niewiedza? Być może. W końcu nie każdy wie i nie każdy wiedzieć musi gdzie walczył ,,Hubal” i ,,Ponury”, gdzie formował swe oddziały Marian Langiewicz w czasie Powstania Styczniowego, gdzie urodził się Stefan Żeromski i skąd czerpał inspiracje do ,,Wiernej rzeki” i ,,Syzyfowych prac”. Zapewne nawet wielu szczerych patriotów może tych rzeczy nie wiedzieć. Ale na miły Bóg, jak się już tydzień spędziło w okolicy, w której pamiątek po partyzantach i powstańcach jest więcej niż prostych szlaków, pomniki Hubala są trzy, muzea Żeromskiego dwa, a pamiątek po nim kilkanaście, i widzi się, że inni ludzie właśnie dlatego tam przyjeżdżają, to mogłoby się swoje odczucia i komentarze zostawić dla siebie. Ale nie- bo skoro lewak czuje się z czymś źle, to zaraz musi innym wypoczynek także obrzydzić- taka jego uroda. No i gdyby to była jedna para takich ludzi, to bym przeszedł do porządku dziennego i artykułów nie pisał, ale takich ludzi jest więcej. Podam tylko przykład nieco wcześniejszy- w majówki z żoną wybrałem się do Barda. Nocowaliśmy w klasztorze, jednym z wielu jakie są w okolicy. Jednego dnia szukaliśmy innego właśnie klasztoru i zapytaliśmy o niego dwójkę osób, które wydawały się zorientowane. Usłyszeliśmy że są nietutejsi, no i to by było zrozumiałe i nie budziło by we mnie dosłownie żadnych uczuć, gdyby nie to, że nie omieszkali dodać ,,a w ogóle to od kościołów, to my się trzymamy z daleka”. No i cóż, sytuacja zupełnie analogiczna do tej z Gór Świętokrzyskich. Bardo- najbardziej chyba klasztorna miejscowość na Dolnym Śląsku. Dwa klasztory żeńskie, dwa męskie, do tego bazylika. Wzdłuż szlaku na Górę Bardzką (vel Kalwarię) oczywiście droga krzyżowa. Najbliżej miasta leżące wzniesienia- Góra Różańcowa na którą wchodzi się szlakiem wzdłuż kapliczek tworzących wszystkie tajemnice różańca świętego. Etc, etc. jednym słowem ktoś, kto ,,trzyma się z daleka od kościołów” lepiej by chyba zrobił wyjechawszy gdziekolwiek indziej, bo mam wrażenie, że nawet w Częstochowie, byłoby mu łatwiej zrealizować to założenie niźli w Bardzie Śląskim. Niemniej ktoś taki przyjeżdża do Barda Śląskiego właśnie.I chodzi potem ulicami mijając wszystko to czego tak nienawidzi- bazylikę, klasztory, kapliczki, etc. Jakie mu przy tym towarzyszą uczucia wnikać nawet bym nie chciał, niemniej ciekawi mnie rodowód samego owego fenomenu. No bo normalny człowiek przecież jak jedzie na urlop, to jedzie w takie miejsca gdzie okolica jest dlań miła i przyjemna. Lewak jednak nie. On wybiera z dziwną jakąś celowością miejsca, które go drażnią i psuje potem wypoczynek i sobie i innym, bardziej normalnym ludziom. Będąc świadkiem tej dziwnej prawidłowości po kilkakroć, zacząłem się wreszcie zastanawiać skąd się ów fenomen bierze. W końcu doznałem olśnienia, czytając o mechanizmach urojeń.

Doszedłem do wniosku, że w tym wypadku mamy tu do czynienia ze splotem trzech cech typowych dla przedstawiciela intelektualnego salonu lewicowo-liberalnego, spośród których jedna należy do urojeń, dwie pozostałe do parafilii psycho-seksualnych. Po pierwsze urojenie wyższościowe, które stale domaga się podsycania przez kontakt z tym czym, a zwłaszcza kim, lewak gardzi. Po drugie swoisty intelektualny masochizm lewaka, który sprawia, że najlepiej czuje się on wówczas, gdy może czuć się krzywdzony, prześladowany, ciemiężony i w ogóle uciskany, nawet jeżeli ów ucisk ma wymiar jedynie symboliczno- mentalny. Takie wieszanie się na pluszowym krzyżu, żeby sobie podbechtać ego. Po trzecie jego intelektualny sadyzm, który sprawia, że drugim źródłem jego niewypowiedzianej rozkoszy jest sytuacja, w której może bodaj tylko symbolicznie lub mentalnie poznęcać się nad znienawidzonym, wzgardzonym przezeń ,,ciemnym motłochem”. Typowe u tych wielkich egalitarystyów elitarystyczne, a de facto klasistowskie zadęcie. Najwięksi bojownicy walki z rasizmem stworzyli już dawno swój własny rasizm, gdzie w roli Murzyna występuje ich rodak, tyle że biedniejszy, z mniejszego ośrodka, rzekomo ,,gorzej wykształcony” i tak dalej, jak tam oni sobie wyobrażają osobę z poglądami im przeciwnymi. Każdy z nas na pewno miał okazję się ich wyobrażeń nasłuchać, naczytać, nassać się ich przymusowo niestety, bo emitują je oni wszędzie wokół, nieraz na specyficzne sposoby. Sam kiedyś miałem okazję usłyszeć wyrazy ,,współczucia” z powodu swej przynależności tożsamościowej, na którą wedle opinii osoby ,,współczującej” rzekomo byłem ,,skazany”. No ale to wyższy poziom maskowania zwykłej pogardy, większość lewaków nie jest tak subtelna. Więcej- wbrew własnym wyobrażeniom, często są daleko bardziej prostaccy w sposobie wyrażania swych uczuć niż im samym się wydaję. Z resztą nawet badania CBOS-u wykazały ongiś, że spośród dwóch umownych stron polskiej politycznej wojenki, to właśnie strona umownie lewicowa przejawia znacznie dalej idącą pogardę i nienawiść do drugiej strony niż na odwrót. No i jak się okazuje, podczas gdy normalny człowiek na urlopie ucieka min. od polityki właśnie, lewacy na urlopy w Polscę jeżdzą po to, żeby się jeszcze bardziej nakręcić, żeby z nowymi pokładami pogardy i nienawiści, jeszcze bardziej wzmocnionym urwyżem wrócić do swojego wielkiego miasta. Czy to jest zdrowe? Oczywiście że nie. Wzmacnianie zamknięcia we własnej bańce nie może być zdrowe i generalnie prowadzi jedynie do jeszcze większego fiksowania się w urojeniu. Czy ludzie tak postępujący to widzą? Też nie. Są wręcz przekonani, że robią słusznie. Ich urojenie wyższościowe wymaga przecież potwierdzeń, inaczej by pękło i z sufitem ego zawaliło im się na głowy. No więc wyszukują tych potwierdzeń z uporem godnym lepszej sprawy. Urlopy w Polsce, zwłaszcza na prowincji, zwłaszcza na wsi, również tylko do tego im służą. Można jedynie współczuć gospodarzom, którzy takich dziwaków goszczą, ale każdy z nich może przynajmniej osłodzić to sobie gotówką z nich zdartą. Ludziom normalnym, którzy ich spotykają, nic nie osłodzi spotkania z takowym indywiduum.

Właściwie po co pisałem ten tekst? Bynajmniej nie po to, by się z jakichś swoich przeżyć oczyścić. To tekst ku przestrodze. Abyśmy sami nie popadali w podobnie anormalne postawy. I nie chodzi tu o to, żeby dajmy na to nie zacząć jeździć na urlopy do Holandii. Niech każdy sobie jeździ gdzie chcę. Chodzi o to, by nie szukać wszędzie potwierdzeń swojej ,,lepszości”, by nie upajać się tym, że się komuś ,,dokopało”, gdyż nie są to zdrowe postawy. Oby widok urlopowego sado-maso lewaków był dla nas przestroga przed podobnymi psychicznymi wykrzywieniami.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *