Nie wiem jak skończy się wojna na Ukrainie i obecna ofensywa dyplomatyczna Trumpa i jego ekipy. Sądzę, że wojna zapewne dobiegnie końca (czy na trwałe – to już inna sprawa), jednak jak będą przebiegać negocjacje, jakie warunki otrzyma Ukraina, czy i w jakim stopniu Rosja zostanie dopuszczona z powrotem do kontaktów i handlu z zachodem – póki co nie wiemy (choć można się domyślać). Jednak już teraz działania nowego prezydenta USA i jego ludzi pozwoliły nam na zaobserwowanie pewnych charakterystycznych elementów dla polityki europejskiej, i szerzej – demoliberalnej. Zatrzymajmy się przy tym.
O nas bez nas
Jedną z głównych reakcji polityków i tzw. „komentatorów” na wypowiedzi Vance’a w Monachium jest niedowierzanie, szok i ogólnie oburzenie. Czemu? Oczywiście jeśli odrzucimy bzdury o rosyjskich wpływach w ekipie Trumpa i jego rzekomej agenturalności (sprawa badana wielkość przez organa federalne i znaleziono w tej kwestii całe nic), to widzimy, że wszyscy w Europie mówią o zdradzie, nowym Monachium oraz… pomijaniu Europy w negocjacjach. I to ostatnie dopiero jest czymś wartym zatrzymania się. Oto bowiem parę dni później dochodzi do wstępnej rozmowy USA i Rosji. Gdzie? W Arabii Saudyjskiej. Przy całkowitym braku nie tylko Ukrainy (to bądźmy szczerzy było do przewidzenia od dawna), ale także Europy. „Gazeta Wyborcza” płacze, że odchodzi świat wartości, a powraca świat dyktatu. Ciężko uwierzyć w aż taką naiwność. Otóż mowa Vance’a i ostatnie działania to nic innego jak kubeł zimnej wody. Kubeł, który wylać należało na głowy europejskich elit już dawno. Oto okazuje się, że rozbrojona, pacyfistyczna, niszczona przez zalew imigrantów Europa, która na własną prośbę wszelkimi regulacjami, euro-biurokracją i zielonymi ładami zażyna swą ekonomię, technologię i innowacyjność jest zwyczajnie…za słaba, by być gdziekolwiek zaproszonym. I to w temacie tak istotnym dla nas jak wojna na Ukrainie! Toć przecież to nie wina USA, a naszych lokalnych (w rozumieniu – unijnych) elit politycznych, które pracowicie, sukcesywnie i fanatycznie wręcz niszczyły wielkość i znaczenie Europy, wierząc w swe brednie o prawach człowieka, multi-kulti, gender, w te wszystkie wokowe ścierwa i przewagę skrajnej atomizacji nad wspólnotowością. To i tak sukces, że dopiero teraz ktoś powiedział „sprawdzam”. I okazuje się, że Europa jako taka, cały kontynent liczący 500 mln nie ma nawet 150 tys. żołnierzy, których można wystawić do linii. O ich wartości bojowej, sile ognia i zapleczu nawet nie wspomnę, Rosjanie po 3 latach doświadczeń na Ukrainie stoją tu dużo wyżej niż my. Co najlepsze, mimo ciągłych obietnic, deklaracji i zapowiedzi większość dużych państw… dalej nie podwyższa swoich budżetów wojskowych, a Niemcy nawet go zamroziły. Armia brytyjska jest najsłabsza od kilkuset lat, 70% sił pancernych i lotnictwa Niemiec jest permanentnie uziemionych ze względu na awarie i braki kadrowo-materiałowe, armia francuska jest zdolna wyłącznie do walki na terenie kontynentu afrykańskiego niewielkimi siłami interwencyjnymi. Włoch, Hiszpanii nie komentuję, bo szkoda atramentu na to, a Polska mimo wydanych miliardów nadal nie ma szkolenia, dowodzenia, ma ogromne braki materiałowe, nie istnieje partnerstwo państwowo-prywatne, a sieć obiegają nagrania z tego, jak polscy żołnierze szkoleni są z tego… jak położyć się prawidłowo do łóżka (sic!).
Nie dziwcie się więc, że USA w rozmowie z nami używa już tylko trybu oznajmującego, Rosja wprost mówi, że nie ma dla krajów europejskich miejsca przy stole negocjacyjnym, a liderzy europejskich państw w sposób żałosny organizują kolejne „specjalne” i „nadzwyczajne” szczyty, z których wynika wielkie nic.
Gazeta Wyborcza myli się – czas dyktatu nie powrócił, on nigdy nie skończył się, to po prostu liberałowie i nowa lewica żyli w swej bańce, coraz bardziej obrażeni w ideowej histerii na rzeczywistość. A tymczasem zawsze polityka opierała się na sile i zdolności do jej projekcji – tak było, jest i będzie. Nasze elity, które przecież w relacjach wewnątrzeuropejskich potrafiły to wyzyskiwać bezlitośnie (przykład kolonizacji Grecji przez niemiecki kapitał czy okradania Polski oraz Węgier z unijnych dotacji pod pretekstem obrony praworządności), to na zewnątrz już prezentowały obraz maminsynków, którzy pierwszy raz w życiu wyszli z domu na podwórko i dostali w papę od lokalnego osiłka. I gdyby Europa była silna, miała sprawczość, trzeźwy rozsądek i zaplecze do szybkiego produkowania sprzętu wojskowego oraz do skalowania wielkości armii, to natychmiast tenże osiłek zostałby spacyfikowany przez ekipę kolegów owego pobitego chłopaka. Ale jest inaczej, i osiłek, który nazywa się Rosja czuje się obecnie bardzo pewnie, a to, że po cichu się kumpluje z połową podwórka, to już inna sprawa.
Hipokryzja
Europa, trochę jak z biblijnej przypowieści, u innych dostrzeże w oku drzazgę, gdy samemu ma tam belkę. Doprawdy jest pocieszne, gdy obecni włodarze Europy, będący w polityce przecież od dekad, perorują o tym, że Trump i USA rzekomo wspierają Rosję. Toć Europa zachodnia, głównie Niemcy, Francja i Włochy, tuczyły i zabezpieczały Rosję od dobrych 30 lat, a w wypadku Niemiec od pierwszej połowy lat 70-tych. Skąd biedna, niedorozwinięta i niesamodzielna technologicznie Rosja miała i nadal ma fundusze na zbrojenia, wojnę i buforowanie sankcji? No przecież z handlu z Unią swoimi węglowodorami! Na dobrą sprawę w Buczy, Irpieniu i każdym innym miejscu kaźni Ukraińców należałoby postawić tabliczkę „Sfinansowano ze środków unijnych”. Kto tyle lat zwalczał Polskę i jej antymoskiewską postawę, nazywając to „rusofobią”? Kto wspierał swobodne infiltrowanie gospodarki i społeczeństw unijnych przez moskiewskie wpływy? Kto gotów był oddać własną matkę, byleby Nordsteam 2 doszedł do skutku? Unia Europejska pod światłym przywództwem Niemców. Praktycznie każda z postaci z pierwszego szeregu tak UE jak i NATO dołożyła sporą cegiełkę tak do wspierania Rosji, ulegania jej wpływom, jak i bagatelizowania zagrożenia z jej strony oraz zwalczania narracji ostrzegającej o wrogich zamiarach Rosji.
Inna sprawa, że sytuacja Ukrainy oraz jej przypadek jako żywo przypominają Gruzję z 2008 roku – im też najpierw blokowano w interesie Rosji drogę do europejskich struktur, a następnie gdy doszło do wojny, to najpierw ignorowano to, a następnie – po na szczęście szybko skończonym konflikcie – dalej blokowano próby integracji z zachodem. Efekt? Gruzińskie Marzenie 2 kadencję pod rząd ma większość parlamentarną.
Tak samo dziś – Ukraina od 2014 doświadcza dwulicowości zachodu i jego maksymalnej ustępliwości wobec Rosji. Następnie ci sami ludzie Trumpa, Kaczyńskiego czy kogokolwiek oskarżają o bycie agentem Putina. Oczywiście, nie chodzi o to, czy mają rację, ale że sami realizowali rosyjską agendę i zwyczajnie kłamią. Do tego na dobrą sprawę Trump i jego ludzie nie mówią Ukrainie nic, czego by wcześniej nie powiedziano i nie zapowiedziano. Umowa o dostępie do ukraińskich złóż metali rzadkich? Toż to propozycja samego Zełeńskiego i to dla administracji Bidena. Ukraina nie wejdzie do NATO? Już na szczycie Sojuszu w Wilnie to stwierdzono. To, że Ukraina nie odzyska utraconych ziem? To było oczywiste, przecież tych utraconych w 2014 też nie odzyskała. Właściwie można by prognozować, że Niemcy i Francja nic nie zrobią, by powstrzymać Trumpa, bo im też zależy na jak najszybszym przywróceniu przedwojennych relacji biznesowych z Moskwą. A Trump to wygodne alibi, by umyć ręce od przywrócenia „bisnes as usual”. Te zresztą (relacje biznesowe) cały czas po cichu funkcjonują, bo sankcje nałożone na Rosję są równie skuteczne co obrona naszej reprezentacji w piłkę kopaną. Sam fakt, że najpierw nałożono na Rosję sankcje w handlu zbożem, by po 2 latach nałożyć na to zboże wysokie cło (a przecież dawno nie powinno go tu być!) jest symptomatyczne.
Jesteśmy słabi
A jesteśmy tacy, bo nasze elity są słabe. Słabe intelektualnie, moralnie, etycznie, politycznie, pod każdym względem. Zostaliśmy rozbrojeni przez liberałów i pacyfistów, wmówiono nam, że epoka wojen i w ogóle polityki się skończyła, w efekcie czego UE coraz bardziej zamykała się w swojej bańce. Tymczasem inne potęgi się rozwijały, zachowywały lub potęgowały siłę, i w efekcie dziś widzimy, że jedyne na co stać naszych europejskich polityków to histeryczne tweety, zwoływanie co chwilę nowych „specjalnych szczytów” o zerowej sprawczości czy wystosowanie apeli i wezwań do tego czy tamtego.
Z powodu tej samej słabości w kwestiach polityki wewnętrznej ludzie ci są takimi zamordystami. To nie są mężowie stanu, gotowi na krytykę i dyskusję, ale zakompleksione maminsyny, które na wszelką krytykę i niezgodę na ich niemoc i uwiąd reagują cenzurą, represjami, zwiększeniem inwigilacji i zalewem swej antyludzkiej agendy. Gdybyście wobec Rosji, USA czy kogokolwiek poważnego byli tacy hardzi!
I gdybyście tacy twardzi byli w odbudowie zdolności bojowych NATO i Europy. Przemysł zbrojeniowy w większości państw jest w zapaści, bez większych perspektyw na rozwój, coraz częściej zresztą nastawia się na klientów Ameryki Południowej czy Dalekiego Wschodu – w Europie bowiem zamówień jest relatywnie niewiele. O ile faktycznie zdolności produkcyjne Rosji to 5-10% tego, co ma UE, o tyle Rosja je zmobilizowała w całości, a my nie robimy nic by nasze teoretyczne możliwości zamienić w realnie schodzący z taśm produkcyjnych sprzęt, który masowo pozwoliłby na odzyskanie mocy NATO z roku 1989. Inną sprawą jest zresztą rozbrojenie moralne, dopuszczenie do wychowania się kolejnych roczników pozbawionych nie tylko służby wojskowej, ale generalnie poczucia obowiązku, wspólnotowości i zdolności użycia przemocy. Spójrzcie na wspomnianą Buczę i Irpień – co będzie, gdy zwierzęta nazywane rosyjskimi żołnierzami, odpowiedzialne za takie czyny, wejdą do UE? Co instagramowa młodzież wychowana na spełnianiu ich życzeń przez rodziców i będąca niczym płatki śniegu zrobi, gdy do drzwi załomocze zezwierzęcony morderca z Dagestanu czy Czeczenii?
Podziękować powinniśmy Trumpowi, mówiąc pół żartem. Wykazał on czarno na białym nie tylko czym się stała Unia, ale i na czym polega polityka – na realizacji swoich strategicznych interesów. A robi się to wykorzystując siłę, wypracowane narzędzia prowadzenia polityki i posiadane zasoby. Do tego on i jego ludzie mówią jasno – nowa lewica i liberałowie to aksjologiczne zaprzeczenie „wspólnych wartości” i największe zagrożenie dla Europy. Nie Putin i Rosja, bo z ich potencjałem, to powinni siedzieć przyciśnięci europejskim butem do ziemi i dziękować, że pozwalamy im oddychać w ogóle. Nie „rosyjskie wpływy”, bo w normalnych krajach byłyby natychmiast nagradzane dwucyfrowymi wyrokami za szpiegostwo – mówię oczywiście o prawdziwych wpływach Rosji, a nie o tym, jak nagle zapanowała w Europie moda na nazywanie wszystkiego, co krytyczne wobec woke i cancel culture „rosyjskimi agentami”. Wreszcie Trump pokazuje czym jest sprawczość i działanie. Więcej zrobił w parę tygodni dla pokoju (jakiego, to już mniejsza o to, chodzi o sam fakt prowadzenia działań zmierzających do zakończenia konfliktu) niż Biden i europejscy liderzy przez 3 lata. Co więcej, Trump prowadzi politykę w gruncie rzeczy chłodną i realistyczną – widzi, że szans na pokonanie Rosji nie ma, przedłużanie się konfliktu grozi zniszczeniem ukraińskiej państwowości i zwiększeniem możliwości strategicznych Rosji a do tego drenuje Europę z jej i tak relatywnie bardzo małych zasobów sprzętu wojskowego. Do tego strategie średnio- i długofalowe po prostu nie działają, sankcje rozbiły się o to, że połowa Unii je obchodzi, a cała reszta świata ma głęboko w poważaniu. Sami władowaliśmy Rosję w objęcia Chin, Indii, Wietnamu i Korei, a teraz płaczemy, że świat dwubiegunowy zamienia się w świat wielobiegunowy. Robi to z wielu przyczyn, ale między innymi dlatego, że sami go sprokurowaliśmy taki rozwój wydarzeń.
Słabe elity naszego kontynentu żyły, żyją i będą żyć mirażem swoich błędnych wyobrażeń, majaków i chciejstwa dotyczącego geopolityki i układu sił, a nawet samej natury stosunków międzynarodowych. Co na to owa geopolityka? Ano nic, nadal opiera się na sile i planowym oraz skutecznym działaniu.
Widoczny już gołym okiem upadek Europy to dzieło żmudnej i syzyfowej pracy elit unijnych politycznych, akademickich, dziennikarskich, publicystycznych. Ludzie ci poprzez absolutną relatywizację wszystkiego, co normalne, rozmontowali wartości, mity i poczucie wspólnotowości naszego zachodniego świata. A reszta graczy tylko czeka na to, by ktoś wreszcie – jak Trump – powiedział „król jest nagi” – a raczej „Europa jest bezbronna”. Nie mamy ani bowiem broni, ani nie umiemy się uzbroić, ani pokonać wytworzonych przez nas samych barier mentalnych i proceduralnych, by to stało się możliwe. Skrajnie liberalna demokracja stała się tym samym ofiara własnej ideologii. Państwa autorytarne bowiem wcale nie są słabiej i gorzej zarządzane, a na pewno bardziej planowo i długofalowo, a obecnie zaczyna się zapewne czas zbierania przez nie owoców dekad swej mrówczej pracy.
A Europa? Tak długo, jak nie odrzucimy liberalizmu i nowej lewicy, włącznie z oficjalnym zakazaniem pewnych nurtów, tak długo jak nie zejdziemy na ziemię i nie zrozumiemy, że polityka wymaga siły, tak długo będziemy staczać się coraz bardziej, aż do całkowitej peryferyzacji naszego kontynentu.
„Znasz moje pod tym względem poglądy, polegające na tym, że nie chcę być ani imperialistą, ani federalistą, dopóki nie mam możliwości mówienia w tych sprawach z jaką taką powagą – no i rewolwerem w kieszeni.”
„Kto chce, ten może, kto chce, ten zwycięża, byle chcenie nie było kaprysem lub bez mocy.” Józef Piłsudski