Kacper Słomka - Potrzeba taktyki

Problemem, który mam wrażenie od dłuższego czasu dotyka środowisko narodowo-radykalne i ogranicza mu możliwości realnego zmieniania kraju in plus jest faktyczny brak taktyki działania dostosowanej do realiów stwarzanych przez istniejący system ustrojowy. Oczywiście możemy się zrzymać na ów ustrój, a krytyczne zdanie na jego temat jest ze wszech miar uzasadnione. Tyko cz owo zrzymanie się w jakikolwiek sposób stwarzać będzie szanse wpłynięcia na jego zmianę? Aby być skutecznym w stale zmieniających się realich należy posiadać umiejętność dokonywania zmian taktycznych przy zachowywaniu strategicznych celów i ideowych imperatywów- inaczej można tylko skamienieć i upaść, jak nie przymierzając tzw. ,,prawica” w ostatnich latach. Można też w imię dogmatycznie pojmowanej antysystemowości nie odstępować ani na milimetr od raz przyjętych założeń metodycznych- jednak wtedy zachodzi pytanie- jak długo? Jak długo można w ten sposób odsuwać nadciągającą klęskę? To niestety nie jest poetycka przesada czy tani chwyt retoryczny, lecz zauważenie konkretnych prawidłowości- kto nie dostosowuje swoich metod do zastanych możliwości ponosi klęskę. Czegokolwiek byśmy sobie nie życzyli- nie uciekniemy od prostej piłkarskiej prawdy- nie gra się tak jak się chcę, ale tak jak przeciwnik pozwala. I oczywiście w tej grze zawsze trzeba dążyć do tego by swym pressingiem narzucić przeciwnikowi dostosowanie się do nas, ale tego nie da się zrobić od razu, zwłaszcza jeżeli przeciwnik ma przewagę pola, zawodników, etc. Kończąc z malowniczymi porównianiami- do czego trzeba się przystosować i w jaki sposób tym przystosowaniem zwiększyć swoją siłę, uczynić swoje działanie bardziej skutecznym, do jakich rozwiązań taktycznych jednym słowem przygotowywać swoje siły i środki? Na te pytania postaram się odpowiedzieć poniżej.

Ta zasrana demokracja

Stosunek narodowych radykałów do demokracji na warstwie ideologicznej jest jasny. Nie uważamy demokracji za system ,,najlepszy z tych które wymyślono”, nie uważamy i nigdy nie uważaliśmy jej ,,triumfu” z przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych za fukuyamowski ,,koniec historii”, bo jest dla nas czymś zupełnie jasnym, że każda myśl o ,,końcu historii” jest naiwnym pięknoduchostwem, a system w którym szkodnicy sprawy narodowej mają te same prawa co dobrzy patrioci jest aberracją etyczną i logiczną. Aktualnie zaś panujący model demokracji, popularnie nazywany ,,demokracją liberalną” mamy zas prawo uważać za maskę nowego totalitaryzmu, przed czym przestrzegał słuchaczy Jan Paweł II. To jest jednak kwestią na osobny artykuł, w kontekście taktyki działalności natomiast warto zwrócić uwagę na to jakie sposoby prowadzenie przedsięwzięć wydają się być najsłuszniejsze w tym zasranym systemie w jakim przyszło nam żyć.

Na początek napiszę słowa niezbyt krzepiące- ,,żadnych marzeń, panowie”. Nie będzie nam dany marsz na Warszawę.  Klimat polityczny i ustrój życia społecznego sprawiły, że obecnie jakiekolwiek ruchy masowe jeżeli nawet się pojawiają, to rzadko są długotrwałe, rzadko ich koścem jest całościowo przemyślana ideologia, częściej jednoczą się wokół jakiejś jednej aktualnej sprawy po której załatwieniu lub nie najczęściej się rozwiązują. Potrafią one wywierać wpływ na politykę państwa, ale niestety- nie jest to wpływ wystarczająco długofalowy by pozwalał on pokładać w masowych ruchach nadzieję na trwałe zmiany systemowe. Choćbyśmy stanęli na czelę wielotysięcznych protestów- możemy zmienić parę cegieł, ale nie przebudujemy gmachu ustroju. Tak więc nie ma co wielkich nadziei pokładać w wielkich marszach czy ulicznych protestach.

Jeżeli gdzieś jest nadzieja na zmianę to w powolnej pracy, rozsądnych działaniach na rzecz dobra wspólnego, budowaniu szeroko pojętej społeczności patriotów oraz (co w kontekście naszych dogmatów ideologicznych może się wydawać kontrowersyjne) w działaniu na gruncie pełnego legalizmu. Co zaś oznacza podejście legalistyczne? Przede wszystkim dążenie do poszerzania swojego wpływu na państwo i społeczeństwo na gruncie zdobywania narzędzi, które pozwoliłyby zmieniać ustrój od środka. Czy tego chcemy czy nie tymi narzędziami są przede wszystkim funkcje publiczne, które z kolei na chwilą obecną można zdobyć jedynie na drodzę wyborów. Z tej perspektywy trzeba sobie powiedzieć jasno- jeżeli chcemy być skuteczni musimy stworzyć swoją reprezentację polityczną- polityczne skrzydło obozu. Słowo ,,obóz” napisałem tu małą literą celowo. Nie chodzi bowiem o reprezentację polityczną jednej Organizacji, lecz możliwie jak największej liczby organizacji, które w swej ideologii reprezentują solidarystyczny nurt myśli narodowej. Bez reprezentacji politycznej szanse na zdobycie realnego wpływu na rzeczywistość naszego kraju nie wydają mi się szczególnie wielkie. Oczywiście jestem świadom wpływu think-tanków czy nacisku obywatelskeigo, ale nie ma co się oszukiwać- zawsze ostatni głos należy do władz, a o prawie i kształcie ustroju prawnego zawsze ostatecznie decyduje Sejm, Senat, ewentualnie Trybunał Konstytucyjny. Tak więc jeżeli w imię Wielkiej Polski chcemy wprowadzać jakiekolwiek zmiany ustrojowe powinniśmy zapewnyć sobie własną reprezentację we władzach zarówno lokalnych jak i (przyszłościowo) centralnych. Drogą do odnowy państwa narodowego są nacjonaliści na funkcjach radnych, burmistrzów, radnych sejmików wojewódzkich, posłów na Sejm RP, itd. Tylko to musi zostać przygotowane aby można było najpierw to zamierzenie osiągnąć, a potem jego skutek wykorzystać do realizacji nadrzędnego celu jakim jest Wielka Polska Katolicka. Jednym słowem- systemu nie pokonamy od zewnątrz, możemy go pokonać tylko od wewnątrz. W tym celu zaś trzeba porzucić dogmatyczną antysystemowość, a przejść do taktycznego rozgrywania systemu na naszą korzyść.

Uczmy się od przeciwnika

Wspomnianą przeze mnie taktykę postępowania potrafiła w diabelsko skuteczny sposób wykorzystać lewica.  Swoich obecnych sukcesków bowiem lewicowi radykałowie nie zawdzięczają bynajmniej marszom, rozwrzeszczanemu aktywizmowi czy nawet opanowaniu sfery kultury. Ta część ich działalnosci, która najbardziej rzuca się w oczy- wspomniane tu aktywiszczenie stanowi wręcz li tylko zasłonę dymną, której jedynym celem zdaje się być odwracanie uwagi od tych działań wroga, które dla Polaków realnie są niebezpieczne. Opanowanie w znacznym stopniu sfery kultury, które umożliwiło lewicy promowanie antywartości odegrało co prawda kluczową rolę w procesie ,,marszu przez instytucje” jednakże okazuje się być jedynie pewnym zamierzeniem, służącym realizacji dalej idących celów. Cele lewicy są realizowane poprzez ich przedstawicieli we wladzach i widzimy je na każdym kroku coraz wyraźniej, bo wróg już przestaje się kryć ze swoimi manewrami. Ostatnim z nich jest dokonywane przez Trzaskowskiego rugowanie krzyży z warszawskich urzędów. To pokazuje siłę oddziaływania władz samorządowych i ich potencjał destrukcji gdy znajdują się w rękach elementu antynarodowego. Pomyślmy więc co my byśmy mogli zdziałać gdybyśmy dysponowali swoimi reprezentantami wśród samorządowców? Być może to byłby pierwszy krok do Wielkiej Polski.

I w tym miejscu pojawi się kolejna refleksja skupiająca się na uczeniu się od przeciwników. Tym razem nie będzie mi chodzić o otwartych wrogów, lecz raczej o pewną konkurencje w walcę o rząd dusz młodych polskich patriotów. Tak- mówię o Młodzieży Wszechpolskiej. Możemy im zarzucać mniejszą lub większą utratę ideowości. Możemy podśmiewać się z nich, kpić z ich przesadnie inteligenckich manier, a nawet i zarzucać im ,,fajnopolactwo”. Ale gwoli uczciwości nie możemy im odmówić, że w kwestii potencjału wpływania na państwo ci neoendecy rozwinęli się bardziej niż jakakolwiek organizacja o profilu narodowo-radykalnym. Mają swoich samorządowców, sześciu posłów na Sejm, a także wicemarszałka. To daje już jakieś konkretne narzędzia do działania dla umacniania kraju. To na ile skutecznie te narzędzia są wykorzystywane to już zupełnie inna sprawa, niemniej fakt jest faktem. Warto wyciągnąć z tego wnioski i zacząć starać się o budowę przyszłej politycznej gałęzi ruchu, odrzucając dogmatyczne myśli o tym, że angażowanie się w politykę samorządową czy parlamentarną, słowem działanie metodami demokratycznymi i legalistycznymi to samo zło, bo ,,politykierstwo” bo ,,sprzedanie”, itp. To, że takie myśli funkcjonują jest bowiem jedynie efektem tego, iż przez zbyt długo trwającą patologie życia politycznego w Polscę, przestajemy odróżniać to co wtórne, od tego co pierwotne, idee od realiów, a szczegół od ogółu. Ale o tym dalej.

Nie mylić przyczyny ze skutkiem

Bardzo wielu z nas wzdryga się na sam dźwięk słowa ,,polityka parlamentarna” i zapewne wieloma trzęsły dreszcze oburzenia gdy czytali dotychczasową część mojego wywodu. Ale zastanówmy się dlaczego tak jest i czy nie mylimy następstw z przyczynami. Bo niechęć do polityki jest niewątpliwie następstwem, ale czy polityka sama w sobie jest takim złem, by niejako samoistnie powodowała uczucie odrazy? Myślenie takie byłoby aberracją logiczną. To co budzi u nas odrazę to nic innego jak patologiczny stan polskiego życia politycznego na który składają się min. takie czynniki jak polaryzacja posunięta do rozmiarów społecznej paranoi, brak spójnej wizji przyszłości kraju u rządzących, przerost formy nad treścią w systemie rządzenia, itd. to wszystko nie jest czymś domyślnym. Tak nie musi być i w normalnie funkcjonujących państwach tak nie ma. Ergo nie jest to istotą polityki parlamentarnej, a więc także nie może  być przyczyną zgorszenia, a jedynie skutkiem czegoś, co leży głębiej. Co więc jest ową głębszą przyczyną? Upraszczając- ludzie. Fakt, że wybiera się i to nawet na najwyższe godności w państwie osoby, które bynajmniej Godności odpowiedniej do sprawowania owych funkcji nie mają. Ludzi, którzy idą do kariery politycznej, nie aby robić politykę, lecz właśnie by robić karierę. Bo te dwie rzeczy wcale nie są ze sobą związane bezpośrednio. W klasycznym bowiem rozumieniu tego pojęcia polityka- której źródłosłowem są greckie słowa ,,polis” i ,,ethike”- to ni mniej, ni więcej jak rozumna troska o dobro wspólne- tu znów odwołam się do pojeć klasycznych- o łacińskie res publica– a więc Rzeczpospolitą. Niestety dorwanie się do stołków politycznych ludzi kierujących się prywatą, a nie dobrem Rzeczpospolitej uczyniło to co uczyniło- przekształcając politykę w jakieś szkaradne pomieszanie tragifarsy ze zwykłym bladźstwem. Jednak to nie znaczy, że polityka sama w sobie jest zła, czy że każdy kto doń idzie jest zdeprawowany. Przeciwnie- to tym bardziej oznacza, żwe trzeba tam iść. Bo jeżeli ty nie interesujesz się polityką, to ona zainteresuje się tobą i niestety coraz bardziej już tego doświadczamy. A jednocześnie, trzeba to sobie powiedzieć jasno- nie da się posprzątać chlewu, nie ubrudziwszy sobie butów. Chcemy zrobić porządek ze świniami, to trzeba do tego chlewu wejść i nie bać się ubrudzenia butów- to jedyny sposób niestety. Więc ponownie- nie mylmy skutków z przyczyną. Gmach nie jest chlewem sam  z siebie, a tylko dlatego, że siedzą w nim świnie. Wystarczy go uprzątnąć a może stać się na powrót nawet i pałacem. I do tego trzeba dążyć.

Wszelka reforma zaczyna się od ludzi.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *