36 lat trwania III RP to czas nieprzerwanego dyktatu neoliberalizmu. A to nie tylko system, który klasyczny liberalizm przekuł w – używając słów prof. Szahaja – „rynkowy bolszewizm”, gdzie bożkiem jest przede wszystkim zysk wielkiego kapitału i interes wąskiej grupy ludzi, realizowany kosztem całej reszty społeczności. To system, który zakłada absolutnie minimalną rolę państwa, prywatyzację jak największej liczby przedsiębiorstw i instytucji publicznych, oraz oddanie wszelkich mechanizmów społecznych, państwowych i gospodarczych w ręce tzw. wolnego rynku. W tym modelu dominują interesy dużych korporacji i kapitału, a wpływ państwa jest ograniczony do minimum, co prowadzi do nieprzerwanego pogłębiania nierówności społecznych i ekonomicznych.
Charakterystycznym elementem tego ustroju jest nie tylko urynkowienie właściwie każdego aspektu życia człowieka, ale przede wszystkim uznanie kryterium zysku i marżowości jako podstawowego dla nawet tak nie rynkowych branż jak edukacja służba zdrowia etc. Ustrój neoliberalny opiera się na walce klasowej. Walka ta zasadza się na podziale na klasę, która po 89 dorobiła się na urynkowieniu i prywatyzacji państwa polskiego, oraz całej reszcie społeczeństwa. Społeczeństwo to traktowane jest jako przegrani, natomiast wąska grupa ludzi dysponujących gigantycznymi majątkami, możliwościami i dojściami jest traktowana jako zwycięzcy. Ideologia neoliberalna zasadza się na myśli „self made man”, a więc wychodzi z założenia, że każdy jest kowalem swojego losu. Jeśli ktoś dorobił się, ma duży majątek to jest to jego zasługa tylko i wyłącznie, natomiast jeżeli żyje w biedzie, nie jest w stanie opłacić rachunków, zapewnić sobie i swojej rodzinie dostępu do podstawowych dóbr i usług, wówczas traktowany jest jako winny samemu sobie.
Tak rozumiana ideologia neoliberalna jest powszechnie przyjętym aksjologicznie układem odniesienia. Publicyści, dziennikarze, naukowcy i tak zwani celebryci są nikim innym, jak tylko pretorianami tego systemu i w każdej możliwej formie utwierdzają odbiorców, czyli nasze społeczeństwo że system neoliberalny jest najlepszy, najbardziej optymalny i najsprawiedliwszy. Cytując Margaret Thatcher „there is no alternative” – nie ma alternatywy a więc ustrój neoliberalny jest jedynym, jaki może panować. Wszelkie oczekiwanie na redystrybucję, progresywność, dodatki socjalne i generalnie udział państwa w ekonomii, polityce społecznej traktowane jest jako socjalizm komunizm, które pełnią tutaj rolę magicznych słów używanych aby zaczarować rzeczywistość. Chodzi tutaj o to aby zdeprecjonować i poniżyć wszelkie myślenie oparte o wspólnotowości, a zwłaszcza o państwowości. Słowem kluczem jest tutaj populizm.
Populizm to jedno z największych wykroczeń i przestępstw w optyce neoliberalnej. Populistą dla piewców ustroju neoliberalnego jest każdy, kto choć trochę chce zmniejszyć nierówności płacowe i majątkowe, polepszyć działanie struktur i instytucji państwowych, zwiększyć jakość sfery socjalnej i społecznej, jak chociażby służba zdrowia, edukacja, komunikacja itp. W optyce neoliberalnej te – w cudzysłowie – „populistyczne” postulaty są zbyt drogie, bezsensowne, nie mają prawa działać i, oczywiście, rozleniwiają ludzi.
Albowiem neoliberalizm zasadza się na kulturze zapierdolu, a więc jak najwięcej pracy za jak najniższą cenę. Nie bez powodu prymus neoliberalizmu, jakim jest III Rzeczpospolita, posiada główną przewagę komparatywną swojej gospodarki w postaci taniej siły roboczej. Kraje takie jak Szwecja, Niemcy czy Francja zbudowały innowacyjność między innymi dlatego, że wysokimi kosztami pracy, silnym uzwiązkowieniem i wysokimi pensjami zmuszono duże firmy do konkurowania czymś innym niż niskimi płacami – a w tym wypadku przede wszystkim innowacyjnością, kulturą pracy oraz jej organizacją.
W Polsce jednakowoż wszelkie mówienie o związkach zawodowych, o zwiększaniu płacy minimalnej etc. jest oczywiście populizmem. A czymże jest populizm?
Zgodnie z definicją Wikipedii jest to zjawisko polityczne polegające na odwoływaniu się w swoich postulatach i retoryce do idei woli ludu. Według Słownika Języka Polskiego zaś jest to popieranie lub lansowanie idei, zamierzeń – głównie politycznych i ekonomicznych – zgodnych z odczuciami większości społeczeństwa w celu uzyskania jego poparcia i zdobycia wpływów lub władzy.
Należałoby tutaj zapytać: a która niby władza, wliczając w to te neoliberalne partie jak Platforma, Konfederacja czy Nowoczesna, nie udaje, że chce realizować interes większości społeczeństwa tylko po to, by uzyskać jego poparcie?
Różnica jest podwójna. Po pierwsze, ich postulaty nigdy nie są realizowane (vide słynne już „100 postulatów” Donalda Tuska). Po drugie, społeczeństwo jako takie jest mamione neoliberalną propagandą. W efekcie Polacy są rozbrojeni ideologicznie i nie posiadają układu immunologicznego pozwalającego na skuteczne uodpornienie się na pewien rodzaj manipulacji. Stąd nie dziwi, że pracownicy popierają brak składkowania przedsiębiorców, likwidację związków zawodowych czy walkę z Państwową Inspekcją Pracy. Jest to generalnie kuriozalne, ale wynika właśnie z faktu, że neoliberalizm nie tylko powszechnie panuje jako aksjologiczny układ odniesienia, ale wręcz jest już sączony w serca najmłodszych.
Bo czymże innym jest, jeśli nie propagandą neoliberalizmu, nauczanie tzw. podstaw przedsiębiorczości w szkołach podstawowych i licealnych?
Tymczasem należy zapytać: jak z naszego punktu widzenia ocenić populizm i czym on jest? Jeżeli populizm jest odniesieniem się do woli narodu – „tak zwanego ludu”, jak mówią liberałowie – to przecież jako nacjonaliści dokładnie do tego się odwołujemy.
Przecież to właśnie ów lud, czyli po prostu naród, jest dla nas podmiotem i przedmiotem polityki. To do jego interesu się odwołujemy, to sam naród jako taki traktujemy jako najważniejszy byt polityczny i najważniejszą wartość w życiu człowieka.
Skoro tak, to co złego jest w woli ludu traktowanej jako wyznacznik polityki państwa? Oczywiście, pojawia się tutaj argument o tak zwanych „głupich masach” i ludziach nierozumiejących polityki.
Spójrzmy więc na tak zwane elity. To one przecież w ciągu ostatnich 40 lat zniszczyły Europę, zrujnowały jej podstawy funkcjonowania w kwestii ekonomicznej i społecznej, doprowadziły do porażki demograficznej, zalewu nielegalnymi i legalnymi imigrantami, a do tego ją rozbroiły i spowodowały kulturowy upadek. O brudnych interesach z totalitarnymi Chinami i Rosją już nawet nie wspominam.
Jak się więc okazuje, to nie zwykli ludzie, a właśnie elity są elementem destrukcyjnym. Zwykły człowiek po prostu chce żyć, normalnie się rozwijać, mieszkać, pracować, spędzać czas ze swoją rodziną oraz rozwijać swoje pasje i umiejętności.
Ciężko oczekiwać od zwykłych ludzi, że będą popierać ponadnarodowe ideologie, których celem jest zniszczenie wspólnotowości i wytworzenie skrajnego, zatomizowanego indywidualizmu.
Pora więc najwyższa odrzucić traktowanie populizmu jako czegoś negatywnego. Populizm, czyli w szerokim rozumieniu po prostu odwoływanie się do interesu ogółu oraz obrona praw pracowników, mieszkańców, lokatorów i polskich rodzin, jest czymś jak najbardziej pożądanym, a w kontekście polityki nacjonalistycznej wręcz niezbędnym. Wmówienie nam, że populizm – który u zarania tego pojęcia oznaczał właśnie to, co przedstawiłem – jest czymś negatywnym i wstydliwym, to jedno z większych zwycięstw neoliberalnej propagandy.
Do czyjego bowiem interesu mamy się odwoływać, jeśli nie do interesu narodu? Jeśli traktujemy państwo jako emanację narodu, formę jego organizacji i sposób zabezpieczenia jego interesów, to oczywistym jest, że odwołujemy się do interesów ludu – a więc jesteśmy populistami. Odwoływanie się do interesów obecnych elit – skorumpowanych, bezideowych, zaprzedanych wrogim ideologiom – to droga donikąd, co pokazuje ostatnie 36 lat w historii Polski.
Skoro bowiem odrzucamy kapitalizm, to odrzucamy go przede wszystkim w jego wymiarze kulturowym, co między innymi oznacza całkowite zanegowanie jego propagandy. Nie ma nic złego w populizmie rozumianym jako realizacja interesów narodu (ludu) i traktowanie tego jako celu polityki. Bo jeśli nie to ma być celem polityki, to co nim będzie? Spełnienie mitycznych praw wolnego rynku, traktowanego niemal jak religijna rzeczywistość? Czy może niewolnicza harówka większości społeczeństwa na rzecz nielicznych elit, które mają coraz więcej i uzyskują coraz większą władzę?
Tak, jesteśmy populistami. Chcemy jak najwięcej dobra dla polskiego narodu, dla polskich rodzin, dla Polaków i naszego państwa. Chcemy, aby Polacy zarabiali godne pieniądze, pracowali w dobrych warunkach, nie byli wyzyskiwani ani narażeni na mobbing. Chcemy, aby mieli dostęp do mieszkań, do wysokiej jakości usług społecznych i socjalnych, takich jak służba zdrowia, transport publiczny, edukacja czy sprawnie działające urzędy. Chcemy wreszcie, aby sądy faktycznie oznaczały sprawiedliwość i równe traktowanie, a nie były miejscem, w najlepszym razie, rządzonym przypadkiem i dobrą wolą sędziego czy prokuratora, a w najgorszym – skorumpowanymi układami i koleżeńskimi ustaleniami poza salą sądową.
Tak, jesteśmy populistami, bo nie zgadzamy się na biedę, wyzysk, coraz gorsze warunki mieszkaniowe, prywatyzację coraz większej części naszej rzeczywistości i oddawanie coraz większej władzy w ręce korporacji oraz wielkiego kapitału. Nie zgadzamy się na propagandę celebrytów i marnej jakości pseudo-dziennikarzy, którzy zamiast rzetelnej pracy prezentują nam kiepską propagandę – przekazy oparte na emocjach i interesach wąskiej klasy kapitalistów, mające utwierdzić nas w naszym niewolnictwie.
Tak, jesteśmy populistami, bo nie zgadzamy się na to, czym stało się nasze państwo. W pełni zgodzić się trzeba z określeniem Polski jako „pato-państwa”, jak nazywa je Jan Śpiewak. Państwa, w którym niemal każdy aspekt rzeczywistości został podporządkowany neoliberalnej ideologii, niemającej nic wspólnego ani z obiektywizmem, ani z prawdziwą sprawiedliwością, lecz z brutalną walką klasową. Walką klasową, którą bogacze i kapitaliści wypowiedzieli całej reszcie narodu – i którą, niestety, na obecną chwilę zdecydowanie wygrywają. Wybory w 2023 roku tylko pogłębiły ich przewagę, co pokazuje chociażby obecna komisja sejmowa zajmująca się tzw. deregulacją. A przecież deregulacja to jeden ze świętych aksjomatów ideologii neoliberalnej i całej koncepcji rozmontowania państwa – tak zwanego „państwa minimum”.
My chcemy państwa silnego, ale także sprawiedliwego. Chcemy państwa, które kieruje się dobrem narodu i nie waha się użyć swoich instytucji, aby zapewnić mu dostatek, dobrobyt i sprawiedliwy dostęp do szeregu usług i instytucji.
Tak, jesteśmy populistami, bo jesteśmy nacjonalistami. Nacjonalizm w sferze społecznej, ekonomicznej, ekologicznej czy lokalnej oznacza populizm – czyli, jak już wielokrotnie wspomniałem, odwołanie się do woli narodu i uznanie jej za pryncypium realizowanej polityki. Jeśli przyjrzeć się podstawom ideowym neoliberalizmu, nie dziwi fakt, że tak bardzo nienawidzi on populizmu – albowiem populizm stoi w skrajnej sprzeczności z koncepcją rządów mniejszości, która wykorzystuje swoją pozycję do zdobycia jeszcze większej władzy i kapitału.
Tak, jesteśmy populistami – i nie wstydzimy się tego. Nowoczesny nacjonalizm musi zawierać postulat afirmatywnego podejścia do populizmu. Nacjonalizm będzie społeczny – albo nie będzie go wcale.