Według danych GUS z 2018 roku w Polsce na 192 tysiące zawartych małżeństw rozwiodło się aż 63 tysiące. Szacuje się, że rozpad rodziny następuje zazwyczaj po pięciu – siedmiu latach.
Statystyki wydają się być zatrważające, a wszystko wskazuje na to, że w następnych latach będzie tylko gorzej. Na temat przyczyn rozwodów pisać można wiele. Wspomnę tylko o postępującej laicyzacji społeczeństwa i przyzwoleniu na możliwość złamania przysięgi małżeńskiej, braku umiejętności rozwiązywania konfliktów czy nieprzemyślanych decyzjach o zawarciu małżeństwa.
Instytucja rozwodu funkcjonowała w świecie praktycznie od zawsze. Przykładowo, w starożytnym Rzymie mężczyzna posiadał prawo do rozwodu w przypadku poważnych win małżeńskich ze strony żony. W praktyce na rozwód decydowano się w przypadku cudzołóstwa czy bezpłodności. Wraz z końcem republiki prawo ro rozwodu zaczęło przysługiwać także kobietom (II wiek przed Chrystusem).
Przełomem były rzecz jasna narodziny chrześcijaństwa i stanowisko Kościoła, który małżeństwo uważał za nierozerwalne. Nauka Chrystusa nie pozostawiała w tej kwestii żadnych wątpliwości: „Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On odpowiedział: «Czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich jako mężczyznę i kobietę?»
I rzekł: «Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela». Odparli Mu: «Czemu więc Mojżesz polecił dać jej list rozwodowy i odprawić ją?» Odpowiedział im: «Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych pozwolił wam Mojżesz oddalać wasze żony, lecz od początku tak nie było…” (Mt 19, 3-8).
Pierwszym krokiem do laicyzacji małżeństwa była rewolucja protestancka. Przypomnijmy, iż Marcin Luter, a za nim pozostali „reformatorzy” nie uważali małżeństwa za sakrament i dopuszczali możliwość rozwodu. Drugim krokiem były natomiast czasy oświecenia.
Wydaje się jednak, iż najbardziej kluczowym momentem było wydanie Kodeksu Napoleona (1804), który miał wpływ na późniejsze prawodawstwo. Stanowił on między innymi, iż małżeństwo powinno być zawierane przed urzędnikiem cywilnym, a sprawy małżeńskie należały do sądów świeckich. To one orzekały o nieważności małżeństwa.
Rozwiązanie małżeństwa powodowała śmierć współmałżonka, sądowe orzeczenie rozwodu oraz wyrok skazujący jednego ze współmałżonków. Wśród przesłanek uzasadniających żądanie rozwodu Kodeks wymieniał cudzołóstwo (aczkolwiek z tą różnicą, że mężowi zawsze wolno było żądać rozwodu z powodu cudzołóstwa małżonki, a żona mogła wystąpić o rozwód tylko wtedy, gdy „mąż trzymać będzie nałożnicę w domu wspólnym”). Jako kolejne przyczyny prawo wymieniało: gwałty, srogość i ciężkie obelgi, skazanie jednego z małżonków na karę hańbiącą i wreszcie nieznośność życia wspólnego.
Pomimo tego, że rozwody stały się swego rodzaju plagą czasów współczesnych, większość ludzi deklaruje przynajmniej, iż rodzina jest dla nich ogromną wartością. Nie trzeba też przeprowadzać szczegółowych badań, aby wiedzieć, iż człowiek w pełni może realizować się tylko w rodzinie (oczywiście, nie mówię tu o przypadkach, kiedy ktoś rezygnuje z założenia rodziny, aby poświęcić się na przykład życiu kapłańskiemu czy zakonnemu). Dlatego właśnie powinniśmy zadać sobie pytanie, czy instytucja rozwodu nie jest swego rodzaju barbarzyństwem.
Oczywiście, ktoś mógłby powiedzieć, że decyzja o rozstaniu jest sprawą prywatną. Prawda, państwo nie jest upoważnione do mieszania się w takiego typu kwestie. Upoważnione jest co do zasady do ścigania przestępstw, niekoniecznie do ścigania grzechu.
Z drugiej strony jednak kwestie takie jak założenie rodziny czy posiadanie dzieci nie są tylko i wyłącznie sprawą prywatną, mają bowiem wpływ na ogół społeczeństwa. Dlatego śmiało powiedzieć można, że katolickie państwo zobowiązane jest do ochrony instytucji rodziny. Współczesne prawodawstwo robi to bardzo nieudolnie (np. zobowiązuje ojca do płacenia alimentów). Śmiało powiedzieć można, iż jako narodowi radykałowie powinniśmy dążyć do zniesienia instytucji rozwodu.
Ktoś mógłby powiedzieć jednak, iż rozwód często staje się swego rodzaju koniecznością, na przykład w przypadku występowania przemocy w rodzinie. Oczywiście, w sytuacjach takiego typu małżonek ma prawo do odejścia od oprawcy. Rozwiązaniem powinna być tu jednak instytucja separacji, która pozwala na oddzielenie małżonków, ale nie daje możliwości wejścia w ponowny związek małżeński.
Nie ulega wątpliwości, iż największymi ofiarami rozwodów są dzieci. To właśnie na tym zagadnieniu pragnę skupić się w tym artykule.
Badania przeprowadzone w 2006 roku przez Judith S. Wallerstein i Sandra Blakaslee wykazały, iż wśród „dzieci rozwodu”, nawet po upływie dziesięciu lat, utrzymuje się poczucie straty i tęsknoty. Bolesne wspomnienia związane z okresem separacji nie poszły w niepamięć. Autorki dowiodły, iż radzenie sobie ze stratą może trwać nawet 15 lat. Rozwód rodziców jest dla dorastającej młodzieży najważniejszym wydarzeniem z dzieciństwa. Badane osoby deklarowały, że nigdy nie zapomniały dnia, w którym jedno z rodziców opuściło dom rodzinny, pamiętały też towarzyszące temu uczucie „końca świata”. Co więcej, dzieci rozwiedzionych rodziców w pewnym sensie stają obliczu trudniejszego zadania niż dzieci osierocone. Śmierć jest nieodwracalna, ale osoby rozwiedzione mogą zawsze zmienić zdanie. Dlatego dzieci muszą zmierzyć się tu z różnego rodzaju fantazjami o ewentualnym pojednaniu rodziców. Fantazje te zapadają głęboko w psychikę i ustają zazwyczaj dopiero po opuszczeniu domu rodzinnego.
„Dzieci rozwodu” mają ponadto trudności we wchodzenie w związki emocjonalne z innymi ludźmi, nie potrafią obdarzyć ich miłością i zaufaniem. Dopiero pozytywne przepracowanie tego problemu daje szanse na uwolnienie się od przeszłości.
Badania na gruncie amerykańskim dowiodły, że rozwód pozbawia dzieci wartości takich jak wzorce postaw rodzicielskich, stabilne i bezpieczne środowisko umożliwiające start w dorosłość, możliwość pełnej samorealizacji w przyszłości, zdolność kochania i doceniania innych, zdolność do utrzymywania intymnych kontaktów czy w końcu zdolność do ufania.
Jim Conway badając w 1997 roku zakres strat, które poniosły „dzieci rozwodu”, stwierdził, że poczucie ograbienia ze swojego życia odczuwało aż 70% badanych. Aż 63% osób stwierdziło, że miało poczucie wymagania nadmiernej odpowiedzialności ze strony innych. Pochodzący z rozbitych rodzin studenci, którzy zostali poproszeni o opisanie, jak czuli się w czasie rozwodu rodziców, wskazywali na następujące doznania: nieszczęście (72%), bezsilność (65%), samotność (61%), lęk (52%), poczucie porzucenia (48%), odrzucenie (40%). 58% badanych stwierdziło, że stale poszukuje akceptacji wśród ludzi, 54% wypiera z pamięci część swojej przeszłości, 53% ocenia siebie zbyt surowo i krytycznie, a 40% przyznaje się do trudności w kontaktach z innymi.
Ankietowanych cechował ponadto głęboko skrywany gniew, tłumienie myśli i uczuć związanych z bolesnymi wspomnieniami z przeszłości, perfekcjonizm i poczucie winy za niedoskonałość.
Gdy dochodzi do rozwodu, dzieci najczęściej są w wieku, kiedy kształtuje się ich osobowość. Cierpienie związane z rozpadem małżeństwa rodziców staje się częścią ich wewnętrznego świata, kształtuje spojrzenie na siebie i otaczających ich ludzi. Pomimo tego, że dorośli ludzie deklarują, że rozumieją decyzję o rozwodzie, to jednak nie wyklucza to niestety cierpienia spowodowanego tym wydarzeniem. Skumulowane skutki rozwodu ujawniają się ze szczególnie w momencie dorastania. Dzieci pozbawione są bowiem wzorców pełnych miłości oraz autentycznych relacji pomiędzy kobietą i mężczyzną.
Na gruncie polskim badania nad skutkami rozwodu rodziców u dzieci przeprowadzała między innymi Józefa Brągiel (1999). Badani wskazywali na zaburzenie obrazu własnej osoby (78%), mieli też skłonność do sięgania po alkohol (64%) oraz problemy w pracy zawodowej (66%), w małżeństwie (64%) i w pożyciu seksualnym (62%). Część ankietowanych deklarowała, że nie posiada wiedzy o tym, jak wygląda życie w normalnej rodzinie (12%) bądź nie byli oni pewni, jak powinno ono wyglądać (34%).
Badania przeprowadzone w 2005 roku przez Urszulę Sokal wykazały, że rozwód osłabia więź dziecka zarówno z matką, jak i ojcem. Zazwyczaj dominuje jednak wzrost negatywnego myślenia o ojcu. Dorosłe „dzieci rozwodu” do matki kierują zazwyczaj uczucia takie jak: radość i zadowolenie, natomiast do ojca, żal, urazę i rozczarowanie.
Badania przeprowadzone przez Maję Piotrowską wykazały co prawda, iż część ankietowanych wskazywało na pozytywne skutki rozwodu swoich rodziców. Chodzi tu między innymi o nauczenie się samodzielności czy możliwość szybszego wejścia w dorosłość. Nie zmienia to jednak faktu, iż wszystko to poprzedzone było cierpieniem i utratą domu rodzinnego. Ankietowani wspominali również, iż niekiedy bolało ich swego rodzaju stygmatyzowanie osób pochodzących z rozbitych rodzin. Określenia takie jak „niepełna”, „rozbita” czy „zdezorganizowana” mają w końcu wydźwięk pejoratywny. Dzieci rozwodników czują po prostu, że „coś jest nie tak”, że wychowują się w rodzinie, której model odbiega od normalności. Stygmatyzacja nie jest rzecz jasna zjawiskiem pozytywnym, niemniej jednak opisany tu problem pokazuje, że społeczeństwo niejako instynktownie wie, w jaki sposób funkcjonować powinna rodzina.
Zagadnieniem, które wymaga osobnego omówienia jest funkcjonowanie dzieci w rodzinach patchworkowych. Nie ulega wątpliwości, iż odnalezienie się w nowej sytuacji często przerasta młodego człowieka. Psychologowie mówią tu o potrzebie komunikacji z dzieckiem, przedyskutowanie, jaką rolę w jego życiu będzie miał przybrany rodzic. Takiego typu wsparcie nie wyeliminuje jednak w żaden sposób cierpienia, które zafundowano dziecku poprzez rozwód i ograniczenie kontaktu z ojcem lub matką. Nawet jeśli rodzic będzie aktywnie uczestniczył w wychowaniu dziecka, osobne mieszkanie siłą rzeczy osłabi wspólną więź i może wywołać tęsknotę czy uczucie pustki. „Weekendowy rodzic” często staje się tym, który stara się dostarczyć pociechom jak najwięcej rozrywek. Rodzic, z którym młody człowiek mieszka na co dzień wymaga natomiast odrobienia lekcji czy posprzątania pokoju. Sytuacja ta nieuchronnie prowadzi do konfliktu pomiędzy biologicznymi rodzicami, a także do osłabienie więzi dziecka z „rodzicem codziennym”. „Rodzic weekendowy” nie spełnia tu de facto swojej roli, która nie może przecież ograniczać się do rozpieszczania podopiecznego.
Kryzysowym momentem w rozwoju rodziny patchworkowej jest niewątpliwie przyjście na świat wspólnego dziecka. Sytuacja ta bardzo często powoduje uzasadnione poczucie odrzucenia i zagrożenia ze strony dzieci z poprzednich związków. Zakorzeniony w naszej kulturze stereotyp macochy nie wziął się przecież znikąd.
Czy dzieci z rozbitych rodzin będą zdolne do „budowania Wielkiej Polski”? W wielu przypadkach oczywiście tak, jednak problemy natury psychicznej, z którymi muszą się mierzyć, nie ułatwi im tego zadania.
Oczywiście, zniesienie instytucji rozwodu nie rozwiązałoby w stu procentach problemu rozbitych rodzin. Tym bardziej, że spora część ludzi decyduje się niestety na życie w konkubinacie. Z drugiej strony jednak istnienie kodeksu karnego również nie eliminuje całkowicie różnego rodzaju przestępstw, ale jednak w znaczący sposób zmniejsza ich liczbę. Ponadto prawo ma również charakter wychowawczy. W tym przypadku polskie prawodawstwo powinno wziąć w opiekę i otoczyć szacunkiem instytucję rodziny. W końcu tylko dobrze funkcjonująca rodzina może być przyszłością narodu.