Postać Konstantego Dobrzyńskiego- międzywojennego poety, obecnie jest niemal zapomniana. Jego pamięć kultywują obecnie nieliczne jednostki i środowiska. Pomimo niemałego dorobku i śmierci w kampanii wrześniowej nie doczekał się w niepodległej już Polsce właściwego upamiętnienia. Jego imieniem nie została nazwana żadna ulica w rodzinnej Łodzi, nie została mu poświęcona żadna pamiątkowa tablica. Jednak jego twórczość do dziś godna jest uwagi. Myślę, że szczególnie powinna być bliska polskim nacjonalistom, gdyż jak powiedział Jan Mosdorf: „W twórczości Dobrzyńskiego dochodzi do głosu nowoczesny nacjonalizm, pełen dynamizmu i pasji, społecznie radykalny”.
Życie Dobrzyńskiego dość dobrze ukazuje problemy, z jakimi musiało się mierzyć pokolenie wchodzące w dorosłość już w niepodległej Polsce. Urodził się w roku 1908 w Chojnach, jego rodzice pracowali w łódzkich fabrykach. Ojca stracił podczas Wielkiej Wojny, co zmusiło rodzinę do przeprowadzki do krewnych na Kujawy. Tam młody Dobrzyński pasał gęsi i krowy oraz uczył się czytania, a opanowawszy tę umiejętność przeczytał wiele powieści Sienkiewicza, co miało wywrzeć znaczący wpływ na jego dalsze życie. Po wojnie rodzina Dobrzyńskich wróciła do Łodzi. W roku 1922 Konstanty ukończył szkołę powszechną i przez rok uczył się w Państwowej Szkole Włókienniczej, którą opuścił z powodu choroby matki. Podjął pracę najpierw jako monter urządzeń technicznych na budowach, a następnie robotnik w przędzalni, wtedy też zapoznał się z życiem pracowników fabrycznych, które potem opisał w swojej poezji.
W roku 1929 został powołany do wojska i odbywał przez dwa lata służbę w 4 Pułku Artylerii Ciężkiej w Łodzi. Po zakończeniu służby przez trzy lata był bezrobotny. Uczył się w tym czasie w gimnazjum wieczorowym i utworzył kółko samokształceniowe. W 1934 został zatrudniony jako goniec w łódzkiej redakcji Orędownika, do którego też od listopada 1934 pisywał. W tym samym roku zadebiutował jako poeta na łamach wcześniej wspomnianej gazety. Na początku grudnia 1935 wydany został pierwszy tom poezji Konstantego Dobrzyńskiego zatytułowany Czarna poezja. Zebrał on pozytywne recenzje w prasie narodowej i bardziej krytyczne w gazetach i czasopismach związanych z innymi stronami politycznego sporu. Od roku 1937 Konstanty mieszkał w Poznaniu, gdzie pracował w centrali Orędownika, uczęszczał tam na wykłady z literatury na Uniwersytecie Poznańskim jako wolny słuchacz. W marcu 1938 roku ukazał się drugi tom jego wierszy – Żagwie na wichrach, za który poeta otrzymał nagrodę tygodnika Prosto z Mostu. Dobrzyński był członkiem Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” oraz Stronnictwa Narodowego. Z powodu swoich poglądów niejednokrotnie padał ofiarą represji. W roku 1936 z powodu uczestnictwa w starciu nacjonalistów z uczestnikami socjalistycznego pochodu, mającego miejsce pod budynkiem łódzkiej redakcji Orędownika, trafił do więzienia, choć został z niego zwolniony dzięki interwencji przywódcy Stronnictwa Narodowego w Łodzi – Kazimierza Kowalskiego. W 1938 został skazany z powodu felietonu, w którym krytykował zażydzenie łódzkiego radia.
Ostatnim aktem życia Konstantego było jego uczestnictwo w kampanii wrześniowej. W sierpniu poeta został zmobilizowany i skierowany do Częstochowy. Służył tam przy obsłudze działa na stanowisku w pobliżu cmentarza Kule. Poległ tam w pierwszych dniach wojny i został pochowany na wyżej wymienionym cmentarzu.
W poezji Dobrzyńskiego rzucają się w oczy wątki religijne, polityczne i społeczne. Poeta często kontrastuje ze sobą znój i biedę klas niższych oraz hedonizm i zbytek w jakim żyją bogaci. Za przykład może posłużyć utwór Jan Cebula, opisujący los Sybiraka oraz uczestnika walk o niepodległość, umierającego w zapomnieniu „z głodu i zimna w szałasie na przedmieściu Łodzi”;
Przy boku braci,
za których wolność krwią serdeczną płacił,
konał…
konał z głodu…
Tak było ciężko konać…
tak ciężko
bezsilne ramiona
dźwigać do mieszkań przytulnych i ciepłych.
I w gorączkowej potwornej malignie
słyszeć, jak stygnie
reszta za braci nie wylanej krwi…
Połykać łzy,
które krzepły…
A tam…
(O Jezu… Jezu… Jezu…!)
szaleli!…
A tam…
nurzali się w topieli
zagrabionego na nędzarzach złota!!
Tak wino chlali, likiery, koniaki!!
A tam się gziły pijane kokoty!!
A tam rzygali szampanem w kloaki!!!
(Jan Cebula)
Podobny zabieg poeta zastosował w Tkaczu;
Że w domu chłodno i zabrakło chleba,
że jakieś oczy w gorączkowym blasku
sypią ci w duszę zwał żółtego piasku,
piasku, co mrokiem zasypał ci nieba,
że wichr skowytem przez izbę przechodzi –
cóż komu szkodzi!…
Tkaj tkaczu!…
prędzej…
zwijaj się żwawo, skacz… akord masz przecie,
no dalej! rusz się, niech się nitka plecie,
łączy w tysiące, miliony wiązadeł.
Grzmijcie czółenka łoskotem kowadeł,
niech się towaru przewija wąż długi –
metr jeden… drugi!…
Czego ci smutno? –
Czy to dlatego, że dziecka twarz mała
jest taka biała,
jak płótno?…
Co, drży ci serce, chce z łona wyskoczyć,
wzrok ci zaćmiewa jakaś fala szkliwa?…
dzień ci się mroczy?…
Uważaj psiakrew, bo nitka się zrywa!…
Patrz!… śliczny atłas miękki, połyskliwy,
jak będzie leżał na krągłych ramionach,
różowych piersiach, roześmianych łonach;
w salonach
gdzie się rozpostarł dziko jazz wrzaskliwy…
… strugi szampana…
tłum – tłuszcza pijana…
jarzące światła. Toasty, kinkiety…
przegięcia słodkie… czar tonów uroczy…
błyszczące oczy…
kobiety…
Brzuchy się grubym zatrzęsły rechotem –
zalśniły złotem
gęby bogaczów.
Tkaj tkaczu!…
Hej! – zasłoń usta!… Któż na towar pryska
kaszlem płuc chorych, grudką krwi wyplutej.
Co, bunt ci żeber rozsadza łożyska,
zazgrzytał w krtani na piekielną nutę?…
Serce z ludzkiego zrobiło się wilcze –
chciałbyś rżnąć w tryby pochyloną głową?…
Milczeć!
Załóż tam, durniu, szpulkę nici nową!…
(Tkacz)
Ostatecznie w wizji Dobrzyńskiego człowiek zostaje sprowadzony do roli czynnika produkcji, wartego mniej niż wyposażenie fabryki, czemu daje wyraz w wierszu Maszyny;
Smok-maszyna żre przędzę, a w zamian wyrzuca
tkaniny: sukno, korty, jedwabie i płótno –
i zionie żrącym pyłem w twarz człowieka smutną,
aż go spali i wessie, wchłonie i zniweczy.
A jeśli zginie w końcu korny rab człowieczy,
to przyjdą zaraz inni, wszak on nie jedyny…
A one wciąż trwać będą lata, wieki całe! …
Wielkie!
Wspaniałe!
M a s z y n y !
(Maszyny)
Lecz poza fabrycznymi murami człowieka niekoniecznie czekał lepszy los, co poeta opisuje w Bezrobotnych;
Snują się po ulicach jak cienie wybladłe
Powłócząc tępym wzrokiem po zimnych kamieniach
w ich zżartych od goryczy i męki spojrzeniach
Czai się rozpacz głucha, co piersi zapadłe
Zda się pragnie rozsadzić i porwać w kawały
Nie dla nich świeci słońce, w ich sercach i mózgach
Mdłym warem kipi obłęd, co jadem w krąg bluzga
I w krepowych kolorach przedstawia świat cały.
Czasem szloch chwyci gardło i boleśnie ściśnie
Sypiąc do krwawej piersi ogniste zarzewie
A czasem w obłąkanym rozszalałym gniewie
Oko wzbierze purpurą i złowrogo błyśnie.
Lecz milknie wkrótce burza goryczy szaleństwa
Z spuszczoną na dół głową snują się jak cienie
Niezdolni już jednego wykrztusić przekleństwa
I tylko pierś zbolałą rozdziera westchnienie
I wloką chory żywot na nic nie ochotni
Do taktu im przygrywa krew w skroniach hucząca
Mijają dni rozpaczy dni szare bez słońca
I pełzną w łez oparach cienie… bezrobotni!
(Bezrobotni)
Konstantemu nie brakowało jednak nadziei. Wiersze ukazują czasem bardziej heroiczny aspekt robotniczej egzystencji i perspektywę poprawy losu ubogich. Wielka Polska z marzeń poety jest także krajem społecznej sprawiedliwości, gdzie robotnik zostanie współgospodarzem i nie będzie już 'w ojczyźnie pariasem”;
… precz z drogi zgrajo błyskająca złotem!
W proch! Na kolana! Łbem uderz o bruki!
Ej! Wy niesyte, krwią pijane kruki,
Zegnijcie w hołdzie utuczone krzyże…
Niżej!…
Bo oto idzie, rosząc krwią i potem,
Zastęp widm szarych o ściemniałych twarzach,
Co kosztem życia uwieńcza wam skronie.
Nuże na pyski przed pracy ołtarzem –
Znękane, czarne ucałujcie dłonie!!…
Widzę ! ! !
Już błyska odblask jutrzni złotej
Na horyzontach już się palą łuny –
Gdzieś wewnątrz ziemi drżą straszliwe grzmoty.
Czają się w chmurach błyskawic pioruny…
Iskra ! ! !
I buchnie ogień kryształowy
Z stugromnym hukiem! Wichrami płomieni!
Ciemność… Łzy… Rozpacz… w kupę gruzów zmieni
I świt powstanie cudny! P o l s k i N o w e j !
I wstaną blaskiem jaśniejące czasy,
Że już nie będziesz w ojczyźnie pariasem,
Natężysz płuca radości okrzykiem,
Aż niebo przedrze pieśń triumfem brzmiąca,
I wtedy razem, szary robotniku,
Pójdziem na podbój promiennego słońca!…
(Robotniku szary)
Jest Dobrzyński i przedstawicielem pełnego witalizmu i bezkompromisowego pokolenia młodych narodowców, zapowiadającym nową erę w wierszu Na nowe tory!;
W nowy idziemy Polski świt,
Na nowe, jasne szlaki!
Zmiękł już gnębiącej pięści chwyt –
Już nadszedł nowej ery świt,
Już szumią nasze znaki!…
Chrobrego dźwięczny zagrzmiał róg
I zbudził lud z uśpienia.
Kto z nami – brat! Kto przeciw – wróg!
Gdyż zagrzmiał już Chrobrego róg
I minął czas milczenia!
Pójdziem jak wicher! Płomień! Grom!
Co miażdży, rwie i pali –
Oczyścić z brudów Ojców dom.
Jak orkan! Wicher! Piorun! Grom!
W potężnej zwarci fali.
Podłożym z serc ognisty lont
Pod ciemnych kłamstw podpory –
Aż prysną wnet jak zgniły gont.
Rozsadzi je serc naszych lont
I w nowe pójdziem tory!
(Na nowe tory!)
W podobnym tonie utrzymany jest wiersz Młodzi;
W nas młodych drzemie orłów moc,
Błyskawicowe nasze loty.
Dziś ruszym martwy globu kloc!
Hej! Twarde pięści naszych młoty!
Do nas należy jutra brzask,
Skrzesany naszej woli skrami.
Nie chcemy ustępstw ani łask –
My stery życia wydrzem sami!
Precz z drogi gnuśność, niemoc precz!
Pełznących gadów nam nie trzeba.
Nasz gorejący czynem miecz
Rozedrze chmurną płachtę nieba!
Lecz kto się cofnie choć o krok,
Oblecze lica strachem bladym –
Niechaj przekleństwa wieczny mrok
Wypali na nim znak zagłady.
Nam nie sądzono w prochu lec,
Kaprysom losu lizać stopy,
Lecz ogniem w sercach, wichrem biec
Nad strupieszałe życia stropy.
Niech tam zgnuśniały ludzki gad
W pieluchach pleśni jaźń mitręży!
Dziś my chwycimy w dłonie świat
I umrzem – lub zwyciężym!
(Młodzi)
Mi pozostaje na wzór poety życzyć nam byśmy naszą wolą, wytrwałością i pracą, piórem lub pięścią w zależności od potrzeby. Zachęcam też do zapoznania się z twórczością Konstantego Dobrzyńskiego, gdyż powyższe wiersze (lub ich fragmenty) w żaden sposób jej nie wyczerpują, choć, jak mniemam, ukazują Dobrzyńskiego jako poetę narodowego oraz wrażliwego na sprawy społeczne, tak przecież bliskie w ostatnich latach środowisku nacjonalistycznemu.