Jerzy Frodsom - Dryf ideologii

Pomimo tego, że na przestrzeni setek lat nasz język ewoluował, rozwijał się i rozszerzał o nowe pojęcia, to nadal wydaje się on nie być wystarczająco złożony, by trafnie oddawać sens rzeczywistości. Stojąc u progu 2023 roku, witamy zupełnie inny świat niż ten, z którym mieliśmy do czynienia nie tylko 100 lat temu, ale także diametralnie inny od tego sprzed 10 czy nawet 5 lat. Zdaje się, że zdefiniowane i określone ideologie, które opisują świat nie są dostosowane do tego, w co wierzą i czym w rzeczywistości kierują się ludzie obecnie, a takie pojęcia jak nacjonalizm czy demoliberalizm nie znajdują już zastosowania w swojej czystej formie. Wyewoluowały i zostały przyjęte w nowej formie, która zajęła miejsce dawnych ideologii, ale ukrywają się pod starymi pojęciami, sprawiając, że rozmowa na ich temat zaczyna bardziej przypominać szum informacyjny wynikający z subiektywnych różnic w interpretacji tych nowych form między rozmówcami. Początek nowego roku, to dobry moment, by dokonać refleksji na temat zmian, które zachodzą w sferze wartości i wyznawanych przez nas idei, ale dokonują się samoistnie bez naszego aktywnego udziału.


Archaiczny podział na prawicę i lewicę
W nacjonalistycznym środowisku od lat powielany jest frazes głoszący, że „podział na lewicę i prawicę jest archaiczny i nie ma już zastosowania”. O ile na poziomie faktów, jest to prawda, o tyle na poziomie społeczno- politycznym jest to bzdura. Zarówno politycy, jak i media nieustannie stosują ten podział, ponieważ w tak szerokim ujęciu ideowym, pod którym potrafi się podpisać każdy, łatwo wprowadzić podział i niechęć do drugiej strony. Powoduje to zaczątki myślenia plemiennego, podział społeczny na grupę własną i grupę obcą oraz syndrom oblężonej twierdzy. Wykorzystanie tego zabiegu na szeroką skalę, o której mówimy w kontekście polityków i mediów, to prosty trick zapewniający „ludzkie paliwo” do silnika maszynerii wyborczej. Tworzenie tygla emocjonalnego sprzyja aktywizacji biernych obywateli, którzy nie mają ochoty brać udziału w demokratycznej farsie głosowania i zapewnia rozszerzenie pola gry w rozgrywce o władze. Podczas gdy emocje mas są w tym kotle podgrzewane do maksymalnych temperatur w sposób celowy, prawda pozostaje zagubiona, a odbiorca próbujący rozwikłać, o co chodzi z tymi politycznymi ideami, ze wszystkich stron jest bombardowany nachalną perswazją, prymitywną retoryką czy wreszcie wulgarną erystyką. Oczywiście, szukanie prawdy czy też spójności w wypowiedziach i czynach polityków jest z góry skazane na porażkę. Podobnie, jeśli ktoś jeszcze wierzy w idealistyczne dziennikarstwo, którego celem jest przekazywanie szerszej publice prawdy i faktów. Z reguły po tym, co jest napisane z łatwością możemy wskazać, kto finansuje czasopismo odpowiedzialne za dany tekst.


W emocjonalnym tyglu podgrzewanym przez polityków i dziennikarzy, gdzie pojęcie prawdy jest albo niechcianym gościem albo przebraniem dla propagandy, nie ma miejsca na poszukiwanie faktów. Rozmowy dotyczące faktycznego stanu ideologii nie powinny zatem dotyczyć tej martwej, akademickiej wersji ideologii, która może mieć znaczenie jedynie w obszarach murów akademii. Dyskusja na jej temat powinna być podyktowana stanem faktycznym, w jakim funkcjonuje ona w życiu społeczeństwa i narodu, a tutaj zdaje się uwidacznia sprzeczność między stanem poszukiwania prawdy na modłę akademicką oraz stanem wierzeń większości ludzi. Czy zatem ten podział w istocie jest przestarzały?


Czy Bóg umarł?
Pytanie: „Czy Bóg umarł?” zdaje się być odgrzewanym kotletem. Jedni już dawno odpowiedzieli twierdząco i utwierdzają się w tym przekonaniu na co dzień, inni postąpili dokładnie odwrotnie i również się w tym utwierdzają każdego dnia. Tym czego natomiast nie dostrzegamy, jest faktyczny stan w jakim żyjemy. Doskonale wiemy, że sakrament bierzmowania często żartobliwie określany jest jako „pożegnanie z Kościołem”. Nastolatkowie skupiają się na tym, żeby „odhaczyć” listę zadań, przyjąć sakrament i mieć spokój od Kościoła aż do swojego ślubu. W końcu rodzina będzie oczekiwała ślubu kościelnego, a jakże by można było zrobić ślub, który zawiedzie wszystkich gości? I choć widzimy tutaj pewną hipokryzję, to jednak jest ona społecznie zaakceptowana i wszyscy doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że tak działa świat. Zwykle jednak nie sięgamy naszą refleksją istoty problemu, którym nie jest zachowanie nastolatków, ale ich brak duchowości. Zdaje się, że dominującym prądem, który przenika wszystkie ideologie, jest kierowanie się ku rozumowi i bagatelizowanie sfery duchowej. Nie jest to jednak „winą” systemu, kultury czy demoralizacji młodzieży lub ich rodziców. Choć wszystkie te i wiele innych czynników zdają się mieć wpływ na kierunek, w którym zmierza świat ideologii, to żaden z nich nie jest dominujący na tyle, by móc za jego pomocą sterować tym kierunkiem. Sam ideologiczny wektor zdaje się być rezultatem ogromnej liczby czynników, z których wiele jest niejawnych i niemożliwych do zweryfikowania. W obliczu takiego żywiołu próba jakiegokolwiek zrozumienia czy tym bardziej – kontroli, musi być swojego rodzaju farsą, przypominającą starania bezradnego dziecka chcącego zawrócić patykiem bieg rzeki. Jedyną opcją, jaka nam w istocie pozostaje, to spojrzenie na te wszystkie procesy z boku, w celu uzyskania perspektywy trzecioosobowej, która umożliwi nam spostrzeżenie kierunku, w jakim się kierujemy.


Próbując zdobyć się na takie spojrzenie, doszedłem do wniosku, że aktualnie zachodzi historyczna zmiana w mentalności społecznej, która będzie stanowiła podwaliny pod duchowość kolejnych pokoleń. Wiara naszych przodków była dostosowana do czasów, w których żyli i ich mentalności. O wiele bardziej surowa i brutalna rzeczywistość, gdzie granice pojęć i moralności były o wiele ostrzejsze. W czasach przedwojennych, bo do nich się w tej chwili odnoszę, moralność mas i ich wiara były o wiele bardziej spójna i jednolita. Dziś nie tylko aksjologia stała się jednym wielkim kłębkiem pojęć i sprzecznych idei, ale także sam język i waga pojęć zostały w znacznym stopniu zatracone. Młodzi ludzie, którzy dopiero kreują swój światopogląd, mają tendencję do postrzegania hipokryzji i fałszu oraz odrzucania ich oznak. Niestety, ze względu na obecnie spłyconą duchowość, pustka po odrzuceniu fałszu obecnego w rzeczywistości nie zostaje zastąpiona niczym. Kościół miękki, który nagina się do prądów współczesności, nie jest w swojej formie czymś atrakcyjnym do wypełnienia tej pustki. Prawdopodobnie twardy Kościół również nie byłby w stanie uzupełnić tej pustki. Problem bowiem leży w podejściu do duchowości człowieka, a nie w samej instytucji czy też jej metodologii. Duchowość została zepchnięta w sferę głęboko intymną, prywatną, z którą nie powinno się afiszować, by nie urazić innych i nie narzucać swojego zdania. Dodatkowo wśród przeciętnych nastolatków jest postrzegana jako coś archaicznego, fałszywego albo po prostu dziwnego. Tutaj znów należy podkreślić, że nie jest to ich „wina”. Raczej należy postrzegać to jako zasługę, bowiem w kwestiach ostatecznych powinniśmy kierować się tylko tym, co w naszej opinii jest prawdą, a wszelkie oznaki fałszu powinny powodować naszą chęć poszukiwania odpowiedzi. W mojej opinii Kościół zmurszał i nie nadąża za rozpędzającą się rzeczywistością, a podrygi kościelnych hierarchów w stronę przypodobania się lewackiej większości zachodnich społeczeństwa zdaje się być jedynie strzałem w stopę.


Duchowość XXI wieku nie może opierać się na starych zasadach i starych metodach. Wszelkie oznaki fałszywej dewocji, przewinienia księży i ciemne interesy Kościoła mają zwielokrotnioną negatywną siłę oddziaływania na potencjalnych nowych wierzących. Zawsze jednak pączkująca wiara będzie chwiejna i podatna na wszelkiego rodzaju dowody jej fałszu. W dobie internetu i zaciekłej walki politycznej należy liczyć się z tym, że wrogowie Kościoła i jakichkolwiek obiektywnych zasad moralnych będą z każdego najmniejszego potknięcia osoby powiązanej z Kościołem robili potężną aferę. Tuby internetowe rozprzestrzenią taką wieść i uderzą w każdego wierzącego, każąc mu szukać w sobie hipokryzji oraz zaakceptować fakt, że w istocie Kościół nie jest światełkiem w mroku, a takim samym szarym elementem rzeczywistości, jak wszystkie inne instytucje – tylko bardziej zakłamanym.


Jak zatem będzie się rozwijała duchowość w przyszłości? W mojej opinii osoby, które będą dbały o swoją sferę duchową będą przede wszystkim bezkompromisowi w poszukiwaniu prawdy. Dziś poszukiwanie tej prawdy staje się coraz trudniejsze, toteż należy się liczyć z tym, że ilość ludzi żyjących prawdziwą wiarą będzie sukcesywnie malał. Z pewnością także wpływ konformizmu sprawi, że przy wierze pozostaną tylko ludzie wychowani w sposób religijny oraz ci, którzy mają silne tendencje do zachowań antykonformistycznych. Bardzo prawdopodobne, że zmieni się struktura społeczna wyznawców Chrystusa, którzy w historii zazwyczaj stanowili w większości biedny proletariat. Obecnie zdaje się, że ta warstwa społeczna (poza wsiami) będzie raczej w większości nastawiona ateistycznie lub też agnostycznie. Główny trzon wiernych będą raczej stanowili ludzie wykształceni, myślący w sposób nonkonformistyczny, o silnym kręgosłupie moralnym.


Czy ekologizm to zło?
Ekologizm jako filozofia, która przypisuje człowiekowi odpowiedzialność za środowisko naturalne zdaje się nie być niczym złym. W końcu zmiany jakich, jako ludzkość, dokonujemy w otaczającym nas krajobrazie, nie są trudne do spostrzeżenia w naszych wielkich miasta. Nie potrzeba wielkich obliczeń, by domyślić się, że miliony ton spalanego paliwa na ulicach naszych miast musi emitować produkty spalania, które niekoniecznie chcielibyśmy wdychać. Choć zatem wszyscy, od prawa do lewa, od kapitalistów po komunistów, zgodzą się, że ludzkość negatywnie wpływa na środowisko naturalne, to samo słowo „ekologizm” pozostawia jakiś niesmak. Pozostawia po sobie jakieś niewyartykułowane „ale…”, które można uzupełnić całym szeregiem różnych argumentów, dla których nie jest to takie całkowicie dobre zjawisko. Tym czynnikiem zdaje się być wypaczający wpływ polityki. Oderwani od rzeczywistości i problemów przeciętnego Kowalskiego politycy korzystają z władzy, by narzucić ludziom swoją perspektywę na prawa i obowiązki. Oczywiście, by nie tracić elektoratu, należy najwięcej obowiązków narzucać w ramach głoszonych postulatów elektoratowi swoich przeciwników politycznych, a żeby zyskiwać w oczach swojego elektoratu – należy dawać mu więcej przywilejów. Taki stan rzeczy powoduje, że idea dbania o środowisko naturalne staje zwyczajną bronią w politycznej walce, a jej szczytny cel gubi się w ułomnych podrygach rządzących, którzy próbują realizować jej postulaty, a jednocześnie uderzać w przeciwników i zyskiwać głosy wyborców. Zabawa na szczytach władzy, szczególnie w strukturach Unii Europejskiej, zaczyna przypominać coraz bardziej farsę, gdzie tworzone normy i prawa realnie przekraczają możliwości nie tylko koncernów motoryzacyjnych, ale także całych państw w kontekście emisji CO2. Okazuje się, że prawa można tworzyć bardzo restrykcyjne, ale takie, by nie zaszkodziły interesom najbardziej wpływowych państw. Można też wymagać od ludzi przechodzenia na coraz bardziej niskoemisyjne samochody, ale nie brać w ogóle pod uwagę warstw społecznych, które nie mogą sobie pozwolić na pojazdy kosztujące kilkaset tysięcy złotych. Okazuje się też, że świetnym pomysłem jest nakładanie kar i różnego rodzaju opłat na biedniejsze kraje, które nie mają rozwiniętej infrastruktury energetycznej pozwalającej na zredukowanie emisji CO2.


Pomimo tego, że sama idea zatem była szczytna, to już dziś znajduje się na etapie, gdy jej sens i wartości zostały wypaczone. W ramach dążenia do oczyszczenia środowiska naturalnego i redukcji jego degradacji, zagubiony został człowiek, a idea została przysłonięta przez partykularne interesy zwalczających się frakcji politycznych. Czy zatem ekologizm jest zły? W mojej opinii stał się zły ze względu na sposób jego wykorzystania, a przyszłość, którą mogą za jego pomocą zafundować nam ludzie u władzy, zdaje się być koszmarem ubogich – zarówno państw, jak i ludzi.


Przyszłość idei
Nie jestem wróżbitą, by móc wskazać jakie idee czy ideologie będę kreowały naszą przyszłość, ale w oparciu o wyżej wskazane refleksje mogę pokusić się o wskazanie cech, które będą w przyszłości.


Po pierwsze, poprzez wpływ internetu i natychmiastowy dostęp do szerokiej informacji, ludzie będą coraz bardziej podatni na manipulację i dzielenie. Granie na podstawowych emocjach będzie przynosiło wymierne rezultaty, widoczne przy urnach wyborczych, a prawda będzie w efekcie odgrywała rolę drugoplanową.


Po drugie, duchowość ludzi dalej będzie się redukowała. Ci, którzy pozostaną w wierze, będą gardzili fałszem i mieli awersję do dwulicowości, a większość z nich będzie miała nonkonformistyczne nastawienie. Pomimo tego, że zmniejszy się ilość ludzi posiadających jakikolwiek pierwiastek duchowości, to jednak zwiększy się ich jakość w kontekście umiejętności krytycznego patrzenia na świat.


Ostatnim widocznym trendem jest opisany wyżej ekologizm. Choć jako idea nie jest on niczym złym, to już dziś jest wypaczony i dychotomia widoczna między jego szczytnym celem, a realizacją jego postulatów przez polityków, będzie coraz bardziej dostrzegalna przez ludzi. Mimo tego, że trend dostrzegania problemów ekologicznych łączy wszystkie strony sporu politycznego, to istnieje tutaj zarzewie poważnej walki politycznej, gdzie z jednej strony będą stały osoby szanujące bardziej środowisko naturalne niż człowieka, a z drugiej strony- będą stali zwykli ludzie, których nie stać na ekologiczną rewolucję.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *