Małgorzata Jarosz - „Dlaczego ta wyjątkowa i niesprawiedliwa ku nam nienawiść?” – w odpowiedzi koledze Grzegorzowi Ćwikowi


Niniejszy artykuł będzie kulturalną aczkolwiek zdecydowaną polemiką z artykułem kolegi Grzegorza Ćwika, który pojawił się w poprzednim numerze Kierunków („O etyce plemiennej- w odpowiedzi koledze Kacprowi Słomce”).

Rozumiem, iż nacjonalizm Obozu Narodowo- Radykalnego i nacjonalizm Stowarzyszenia Niklot pod wieloma względami różnią się jak dzień i noc. Moja polemika nie będzie jednak tylko polemiką katolika, ale również polemiką historyka. Niestety, kolega Grzegorz, świadomie lub nie, w swoich rozważaniach pominął wiele istotnych faktów. Z racji tego, iż temat jest bardzo rozległy, ograniczę się do wskazania kilku przykładów.

Pisanie o systematycznym niszczeniu przez ludzi Kościoła dziedzictwa antyku jest mocnym nadużyciem. Oczywiście, praktyki takie jak niszczenie rzeźb czy świątyń niejednokrotnie miały miejsce (co jest poniekąd naturalną konsekwencją odrzucenia pogaństwa). Z drugiej strony jednak, choć chrześcijaństwo narodziło się na tle judaizmu, to chcąc pozyskać wyznawców w środowisku pogańskim, musiało przystosować się do jego kategorii myślowych.

Ciekawym przykładem połączenia chrześcijaństwa z filozofią grecką jest postać św. Justyna (ok. 100- ok. 167). Mówił on wprost, że nawrócił się on właśnie poprzez filozofię, „wiedzę o bycie i znajomości prawdy”. Justyn założył w Rzymie pierwszą chrześcijańską szkołę, której organizacja i metody nauczania wzorowane były na szkołach pogańskich. To właśnie on jako pierwszy podjął się zadania udzielenia odpowiedzi na pytanie, jaki powinien być stosunek chrześcijaństwa do rozumu i filozofii greckiej. „Nie tylko bowiem wśród Greków przez Sokratesa Słowo tę prawdę stwierdziło, ale także wśród barbarzyńców prawdy dowód złożyło to samo Słowo, które widzialną przybrało postać, stało się człowiekiem i zowie się Jezus Chrystus”. Justyn stwierdza więc wprost, iż filozofia pogan wypływa z tego samego źródła, co chrześcijaństwo. „ Jeśli więc w niektórych rzeczach zgadzamy się z poważanymi przez Was poetami i filozofami, w innych zaś lepsze od nich, Boga godniejsze mamy twierdzenia, które tylko my sami dowodami poprzeć możemy, dlaczego ta wyjątkowa i niesprawiedliwa ku nam nienawiść?”- pisał.

Podobne stanowisko zajmował Klemens Aleksandryjski (ok. 150- ok. 212), autor „Słowa zachęty dla pogan”. Krytykował on co prawda ostro wierzenia i obrzędy pogańskie, jednak z drugiej strony odwoływał się do teorii Logosu. To właśnie od powszechnego Logosu pochodzą elementy prawdy zawarte w nauce greckich mędrców. Natchnął On również proroków izraelskich, aby ostatecznie osiągnąć pełnię w Jezusie Chrystusie.

Z zupełnie innego założenia wychodził natomiast Tertulian (ok. 160- 240): „Cóż jednak mają wspólnego Ateny z Jerozolimą? Kościół z Akademią? Heretycy z chrześcijanami? Nasza nauka zrodziła się z portyku Salomona, który twierdził, iż Boga należy szukać w prostocie serca.”. Podkreślić należy jednak, iż choć Tertulian jest niewątpliwie wybitnym przedstawicielem chrześcijaństwa łacińskiego, to finalnie skończył on poza Kościołem, ponieważ jego rygoryzm doprowadził go do montanizmu. Mimo to jednak nie był on wrogiem państwa. Podkreślał, iż chrześcijanie modlą się za cesarza.

Posłuszeństwo władzy okazywał już się. Paweł: „Każdy człowiek niech będzie poddany swoim władzom. Tylko w Bogu bowiem władza ma swoje źródło”. Oczywiście, chrześcijanie rozumieli lojalizm na swój sposób. Udział w kulcie państwowym był dla nich nie do przyjęcia, przez co zarzucano im ateizm i działanie na szkodę Cesarstwa. Niemniej jednak Kościół co do zasady nie szukał konfliktu z władzami rzymskimi. Oddajmy na chwilę głos Melitonowi z Sardes, autorowi apologii skierowanej do cesarza Marka Aureliusza: „Otóż filozofia, którą my naszą nazywamy, zakwitła najpierw wśród barbarzyńców. Później rozwinęła się wśród twoich ludów, za wspaniałych rządów Augusta, przodka twojego, i dla twoich rządów dobrą była wróżbą. Odtąd bowiem wzrastała wielkość i świetność potęgi Rzymu, którego władcą upragnionym ty zostałeś i będziesz razem z synem swoim, jeśli opieką otoczysz filozofię, co wzrastała razem z państwem, a zrodziła się za Augusta, i którą przodkowie twoi razem z innymi religiami czcią otaczali. I w tym też dowód najwymowniejszy dobroci wiary naszej, że się rozwinęła razem z tak szczęśliwie panującym cesarstwem, że się od czasów panowania Augusta nic złego nie przygodziło i że się, owszem, wszystko układało świetnie i chwalebnie według życzeń ogółu”. Meliton stał więc na stanowisku, iż zbieżność uformowania się się Cesarstwa z narodzinami chrześcijaństwa nie jest przypadkiem. Podkreślał ponadto, iż prześladowcami wyznawców Chrystusa byli przede wszystkim źli cesarze, tacy jak Neron czy Domicjan. Marek Aureliusz, jako posiadający więcej „ludzkości i miłości prawdy” powinien opowiedzieć się po stronie chrześcijan.

Choć nierzadko miały miejsce przypadki odmowy służby wojskowej, to chrześcijanie mimo wszystko walczyli w armii i niejednokrotnie reprezentowali nawet patriotyzm rzymski. Sytuacja stała się jeszcze bardziej klarowna po nawróceniu Konstantyna. Ponadto do bram Imperium dobijali się się już barbarzyńcy. Klasycznym przykładem rzymskich patriotów IV wieku są postacie takie jak św. Ambroży czy św. Hieronim. Ten ostatni w taki sposób ubolewał nad splądrowaniem Rzymu przez Wizygotów (410): „kiedy chwalebna światłość świata zagasła, kiedy zdobyta została stolica naszego cesarstwa, kiedy w tym jednym mieście zginęły świat cały i cywilizacja”. Patriotyzm rzymski reprezentował w późniejszych czasach również papież Grzegorz Wielki (ok. 540- ok. 604), o którym mówi się niekiedy, że był „ostatnim Rzymianinem”. Papież za swój cel stawiał sobie co prawda chrystianizację Longobardów, jednak zdawał sobie sprawę, iż lud ten jest dla Rzymian zagrożeniem. Mało tego, osobiście organizował garnizony niektórych miast. Stacjonujący w Rawennie egzarcha, najwyższy urzędnik cesarski w Italii, nie był zainteresowany pomocą. Fakt, iż sam Rzym nigdy nie dostał się pod władzę Longobardów było właśnie zasługą papieża. Nie ulega wątpliwości, iż Grzegorz czuł do tego ludu uzasadnioną niechęć. Pisał o nich: „nefandissima Langobardorum gens”, co przetłumaczyć można jako „najgorszy/przeklęty lud Longobardów”.

Osobną kwestią jest stosunek chrześcijaństwa do kultury klasycznej. Kościół bardzo często przypominał, iż czytanie autorów pogańskich może być niebezpieczne. I nic dziwnego- literatura ta w końcu związana była ściśle z mitologią pogańską. Ostrożność uznać należy więc za w pełni uzasadnioną i zrozumiałą. Z drugiej strony fakty pokazują, iż kultura klasyczna była tolerowana. Kościół zachował dla siebie naukę prawd wiary, jednak równolegle istniały również szkoły typu hellenistycznego. Nawet wspomniany wyżej rygorystyczny Tertulian uważał co prawda, iż chrześcijanin nie powinien wykonywać zawodu nauczyciela, jednak nie potępiał samego faktu istnienia szkół świeckich i dopuszczał kształcenie młodzieży u nauczycieli pogańskich. Stanowisko przedstawicieli chrześcijaństwa stało się jeszcze bardziej ugodowe wraz z chrystianizacją Imperium Rzymskiego. Władza co prawda wybrała chrześcijaństwo, jednak nie odrzuciła swojej spuścizny politycznej. Przykładowo, św. Bazyli Wielki argumentował, iż chrześcijanie mogą czerpać z literatury pogańskiej, pod warunkiem, że robią to ostrożnie. Porównywał to do zrywania róży, przy jednoczesnym uważaniu na kolec. Stanowisko takie było charakterystyczne de facto dla wszystkich przedstawicieli Kościoła tego okresu. Św. Augustyn porównywał czytanie autorów pogańskich do ucieczki Izraelitów z Egiptu, którzy uciekli z ziemi pogańskiej, ale zabrali ze sobą złote i srebrne naczynia i obrócili je na własny użytek.

Oczywiście, zarówno po stronie chrześcijańskiej i pogańskiej oprócz teologów czy filozofów były również masy wiernych, którzy wyznawali po prostu swoją religię i niekoniecznie troszczyli się o precyzyjne sformułowania doktrynalne. Dlatego stosunek poszczególnych chrześcijan do państwa czy do tradycji przodków zawsze będzie w jakimś stopniu tajemnicą. Niemniej jednak zarzucanie chrześcijaństwu całkowitej pogardy dla dorobku pogan jest mocnym nadużyciem. Ponadto, czy na podstawie zebranych powyżej faktów można twierdzić, że chrześcijaństwo jest religią kosmopolityczną? Odpowiedź jest chyba oczywista.

Grzegorz zarzuca natomiast chrześcijaństwu, iż jest podobne do wszechobecnej ideologii praw człowieka. Katolicyzm rzeczywiście wychodzi z założenia, że wszyscy ludzie są dziećmi tego samego Boga („Nie ma już Żyda, ani Greka”, jak uczył św. Paweł). Oznacza to jednak tyle, że jako chrześcijanie jesteśmy równi przed Bogiem, bez względu na pochodzenie etniczne, społeczne, płeć itp. Dlatego wstęp do Nieba ma zarówno Europejczyk, jak i Murzyn. Nie oznacza to jednak, iż jako chrześcijanie nie możemy kochać swojego narodu i domagać się należnych mu praw. Doskonale wyraża to, o czym Grzegorz zresztą wspomina, zasada ordo caritatis, czyli zasada porządku miłości.

Grzegorz stawia w następnej kolejności zarzut, iż utożsamienie polskości z katolicyzmem oznacza utożsamienia jej z czymś, co powoli upada i staje się coraz słabsze. Cóż, jako katolik związany z Tradycją nie mam wątpliwości, iż hierarchia kościelna jest obecnie zżerana przez modernizm i liberalizm. Z drugiej strony wierzę również, iż Kościół nie jest instytucją czysto ludzką, a „bramy piekielne go nie przemogą”. Wbrew temu, co sugeruje Grzegorz, dogmaty są niezmienne i nawet papież nie ma prawa do wprowadzania do nich korekt. Dlatego nawet jeśli już dziś poszczególni biskupi (zwłaszcza biskupi niemieccy) wypowiadają się pozytywnie o LGBT, to nie ma to żadnej mocy prawnej i każdy katolik powinien się takim przypadkom sprzeciwiać. Kwestia kryzysu w Kościele jest jednak zagadnieniem, który wymagałby osobnego omówienia. Faktem jest natomiast, iż Kościół w przeszłości przechodził już przez niejeden kryzys i z każdego wyszedł zwycięsko. Jest to jedyna instytucja, która przetrwała upadek Cesarstwa Rzymskiego i pomimo tak licznych ataków istnieje już ponad 2000 lat. Nie można negować tego, iż to właśnie chrześcijaństwo ukształtowało europejską mentalność i europejski system wartości. Dlatego opieranie się na Kościele jest jak najbardziej w pełni racjonalne i logiczne.

Jaki natomiast powinien być nasz stosunek do słowiańskości i kultury przedchrześcijańskiej? Cóż, nie ulega wątpliwości, iż jako Polacy jesteśmy potomkami Słowian. Nie ma więc powodu, aby nie odnosić się do tego dziedzictwa z należnym mu szacunkiem. Nie ma żadnego powodu, aby nie zgłębiać naszej historii. Z drugiej strony warto mieć jednak w pamięci fakt, iż de facto bardzo niewiele wiemy o narodzinach państwa polskiego, a tym bardziej o naszych przedchrześcijańskich korzeniach. Z uwagi na szczupłość źródeł pisanych jest to temat do zagospodarowania bardziej dla archeologów niż historyków. Niestety, owa tajemniczość daje spore pole do popisu dla wyznawców pseudonauki. Przykładem niech będzie chociażby słynna teoria o istnieniu Wielkiej Lechii. Nie ma ponadto dowodów na to, iż przyjęcie chrztu przez Mieszka miało związek z ekspansją niemiecką. Jest to teza lansowana w starszej historiografii.

Pamiętajmy, że narodowy radykalizm będzie albo katolicki albo nie będzie go wcale. To właśnie nauka Kościoła była jedną z inspiracji dla naszych przedwojennych Kolegów. „Jesteśmy katolikami nie tylko dlatego, że Polska jest katolicka, bo gdyby nawet była muzułmańska, prawda nie przestałaby być prawdą, tylko trudniejszy i boleśniejszy byłby dla nas, Polaków dostęp do niej”- pisał Jan Mosdorf. Postarajmy się więc, aby nasze życie poświęcone było przede wszystkim na zgłębianiu prawdy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *