Marcin Murzyn - Dlaczego polska szkoła jest nieatrakcyjnym miejscem pracy?

Podnosząc problemy polskiej szkoły, zwykło się akcentować kwestie związane z sytuacją uczniów. To oczywiście sprawy wielkiej wagi, bo szkoła ma w założeniach służyć wychowaniu i edukacji. Jest więc zaadresowana do uczniów, dlatego troska o ich interesy i dobro jest doniosła. Rzadziej jednak dostrzega się, że szkoła nie będzie w stanie należycie realizować swoich kluczowych zadań, jeśli jej personel nie będzie składał się z zaangażowanych i entuzjastycznie nastawionych pracowników.

Tymi pracownikami są oczywiście nie tylko nauczyciele, ale też przedstawiciele pionu administracyjnego, obsługa techniczna czy wszystkie osoby dbające o porządek, na przykład zajmujące się sprzątaniem.

Na ogół panuje zgoda co do tego, że polskie szkoły funkcjonują źle. Zbyt wiele czasu poświęcają na nauczanie czegoś nieprzydatnego lub anachronicznego, mają niekorzystne plany zajęć, klasy w nich są zbyt liczne, atmosfera nie zawsze okazuje się w nich przyjazna, a infrastruktura pozostawia wiele do życzenia. Tego typu problemy można by wyliczać dalej, ale jednym z kluczowych, jakie się podkreśla, są też zbyt niskie zarobki nauczycieli. W tekście tym nie zamierza się podnosić tej akurat kwestii, przyjmując za oczywistość, że polski nauczyciel powinien zarabiać znacznie więcej. Ile? Nie ma sensu podawać precyzyjnej kwoty, gdyż ciągły wzrost cen sprawia, że pensje powinny być systematycznie i adekwatnie do tego wzrostu zwiększane. Można poprzestać na konstatacji, że początkujący nauczyciel, biorąc pod uwagę ciążącą na nim odpowiedzialność i wszystko, czego się od niego wymaga (a wymaga się odeń wiele), powinien zarabiać na samym starcie tyle, co na przykład poseł czy senator, zaś w kolejnych latach jego pensja powinna systematycznie i dostrzegalnie wzrastać. Z tym nie należy dyskutować, a polityków, którzy odpowiadają za wysokość aktualnych zarobków nauczycieli, najwłaściwiej jest uznać za niegodnych podania ręki i zasługujących na definitywne wykluczenie ze sprawowania funkcji publicznych.

To, że zarobki nauczyciela, w tym początkującego nauczyciela, powinny być kilkukrotnie lub kilkunastokrotnie wyższe niż obecnie, jest sprawą oczywistą. Panuje też na ogół zgoda co do tego, że nauczyciele są źle opłacani. Rzadziej podnosi się jednak inny problem, który również wymaga rozwiązania, aby szkoła stała się atrakcyjnym miejscem pracy, przyciągającym ludzi z zapałem, zaangażowaniem i pasją. Polskie szkoły od lat borykają się z brakami kadrowymi, bo wiele osób nie wyobraża sobie pracować w takich warunkach, jakie oferują one jako pracodawcy. Aby problem ten rozwiązać, szkoła musi się stać bardziej przyjaznym miejscem pracy i zacząć szanować swoich pracowników. W naukach o zarządzaniu i jakości, w szczególności w koncepcjach podejmujących problematykę zarządzania kapitałem ludzkim, podkreśla się, że współcześnie czynnikiem motywującym do pracy i sprawiającym, iż dana instytucja czy firma będzie przyciągać najlepszych fachowców, nie jest już wyłącznie odpowiednio wysokie wynagrodzenie. Aby dana jednostka była atrakcyjnym pracodawcą, instytucja czy firma musi odznaczać się między innymi wysoką kulturą organizacyjną, powinna oferować pracownikowi szerokie możliwości rozwoju, przydatnych szkoleń, atrakcyjną i realną ścieżkę awansu, komfortową przestrzeń i infrastrukturę pracy, a także coś, co najlepiej oddaje anglojęzyczne określenie work-life balance (stan, w którym nasze życie zawodowe i prywatne tworzą spójną całość, służą naszym celom i oczekiwaniom oraz są zgodne z naszymi zasadami i wartościami).

Tymczasem aktualnie w polskich szkołach na ogół nie występują żadne z powyższych elementów. Choć atmosfera w jednych placówkach może być znacznie lepsza niż w innych, bo szczegółowe praktyki i relacje zawodowe między pracownikami są sprawami indywidualnymi, zależąc od miejscowych uwarunkowań, to jednak na ogół praca w szkole jest czymś stresującym i wyczerpującym, co w konfrontacji z otrzymywanym niegodnym człowieka niskim wynagrodzeniem, poniżej realnego progu przeżycia, okazuje się frustrujące. W szkole nie ma mowy o elastycznym grafiku pracy czy możliwości częściowego przeniesienia realizacji pracy do domu, przy wykorzystaniu trybu zdalnego lub hybrydowego, co jest normą w sektorze prywatnym i wielu współczesnych korporacjach. To, co we współczesnym zarządzaniu określa się jako work-life balance, nie ma zastosowania w odniesieniu do pracowników polskich szkół. Normą jest, że nauczyciel nie otrzymuje od placówki oświatowej służbowego sprzętu, takiego jak laptop czy tablet, aby móc przygotowywać się do zajęć w adekwatny do dzisiejszych czasów sposób. Często angażuje się go na potrzeby zawodowe poza określonym w jego umowie z pracodawcą czasem pracy. Swoistym kuriozum jest przykładowo to, że nauczyciel, który wyjeżdża w roli opiekuna uczniów na kilkudniową wycieczkę szkolną, nie otrzymuje za to dodatkowego wynagrodzenia, a jest wówczas odpowiedzialny za podopiecznych przez całą dobę.

Wszystkie powyższe problemy można by w prosty sposób rozwiązać, nawet przy dysponowaniu tymi środkami, które są w gestii polskich szkół obecnie. Wypadałoby zacząć od wprowadzenia dla pracowników szkół i innych placówek oświatowo-wychowawczych elastycznego czasu pracy i trybu hybrydowego. Jeśli restrykcje narzucane na społeczeństwo w związku z tzw. pandemią COVID-19, dające się we znaki w Polsce w latach 2020-2022, nauczyły nas czegoś konstruktywnego, to z pewnością tej oczywistości, że na szerszą skalę, bardziej efektywnie, możemy wykorzystywać możliwości technologiczne związane z urządzeniami informatycznymi i siecią internetową. Okazało się wówczas, że szereg branż może pracować zdalnie, pozwalając pracownikom oszczędzać czas i siły (na przykład chroniąc ich przed kłopotliwymi dojazdami do pracy). W trybie zdalnym prowadzono wówczas także zajęcia szkolne i uniwersyteckie. Nawiasem mówiąc, jeśli chodzi o uczelnie wyższe, to część z nich nawet po ustaniu pandemicznych restrykcji pozostawiła szerokie możliwości nauczania on-line, co można uznać za zjawisko pozytywne. Otworzyło to możliwość kształcenia na poziomie studiów wyższych osobom z mniejszych miejscowości i o niskich dochodach, które nie podejmowały studiów, bo nie mogły sobie pozwolić na kosztowny wynajem mieszkania w mieście będącym ośrodkiem akademickim. Nauka zdalna nie musi zaś oznaczać obniżenia poziomu edukacyjnego, a dla niektórych okazuje się bardziej komfortowa niż w trybie stacjonarnym. Trudno pojąć, dlaczego możliwości nauczania on-line nie są wykorzystywane przez polskie szkoły, skoro mają one do tego stosowne narzędzia (między innymi wykupiony dostęp do platform e-learningowych)? Są oczywiście zwolennicy tezy, że lekcje w formie stacjonarnej są potrzebne, bo stwarzają okazję do nabywania przez uczniów kompetencji społecznych i uczą ich prawidłowych interakcji w grupie, w tym pracy zespołowej. Uwzględniając ich głosy, można jednak szukać kompromisu i wprowadzić tryb hybrydowy, polegający na tym, że niektóre zajęcia odbywałyby się stacjonarnie, a inne, w wyznaczone dni, w formie zdalnej.

Nic nie stoi również na przeszkodzie, aby polskie szkoły wprowadziły przynajmniej częściowo elastyczny czas pracy. Otóż część lekcji można by realizować w formie nagrywanych wcześniej podcastów czy przygotowywanych przez nauczyciela materiałów dydaktycznych do pracy indywidualnej.

Zastosowanie tych prostych rozwiązań, w połączeniu z kilkukrotnym lub kilkunastokrotnym podniesieniem pensji pracowników polskiego szkolnictwa, niemalże natychmiast przyniosłoby pozytywne rezultaty i pozwoliło uzupełnić braki kadrowe w szkołach. Usatysfakcjonowany pracownik o wiele lepiej realizuje swoje zadania, identyfikuje się ze swoim miejscem pracy i staje się bardziej efektywny. Są to oczywistości, w dodatku niezwykle proste do zrealizowania w przypadku polskiego szkolnictwa. Wymagają jedynie zerwania z utartymi schematami myślenia i zorientowania na osobę ludzką i jej dobro. Szkoła jest zaś wspólnotą nauczających i nauczanych. O dobro wszystkich należy dbać z jednakową pieczołowitością.

Pozostaje w takim razie pytanie, dlaczego nie uzdrawia się polskiej szkoły tak prostymi rozwiązaniami? Odpowiedź również zdaje się dość prosta. Otóż szkoły, nie tylko w Polsce, ale w ogóle we współczesnym świecie, wbrew swoim deklaracjom statutowym, nie służą dobru ucznia i jego wszechstronnemu rozwojowi, nie prowadzą go ku osiągnięciu osobowej pełni i poznaniu. Zamiast tego są po prostu narzędziami panującego opresyjnego systemu społeczno-ekonomiczno-kulturowego, którego celem jest uformowanie sumiennego pracownika i posłusznego obywatela. Kogoś, kto w pocie czoła i z pokorą będzie pracował za jak najniższe stawki, a na dodatek będzie przykładnie przestrzegał korzystnych z punktu widzenia państwa przepisów prawa. Nauczyciel nie ma być dla ucznia mistrzem czy kimś, kto uczy krytycznego myślenia, ale sługą systemu. Z punktu widzenia władz państwa dość komfortową sytuacją jest więc taka, w której do pracy w szkole trafiają względnie przeciętni intelektualnie służbiści. Spada ryzyko, że będą upominać się o swoje interesy i protestować. Pozbawieni większych ambicji i chęci samorozwoju, zadowolą się niskimi stawkami za pracę i pozostałymi anachronicznymi składowymi środowiska szkolnego.

Wobec powyższych uwag można więc zaryzykować stwierdzeniem, że istnieje swoista systemowa zmowa, by utrzymywać szkolnictwo w możliwie najgorszym stanie, niesprzyjającym zarówno nauczycielom jako pracownikom, jak i uczniom. Odkąd tylko, mniej więcej od XVII wieku, zaczęto wprowadzać w Europie, a później też w innych miejscach globu, obowiązek szkolny, nauczanie, zwłaszcza elementarne, nabrało wyraźnego charakteru i celu, polegającego na łamaniu człowieka, temperowaniu jego charakteru i czynieniu z niego możliwie najefektywniejszego elementu niezbędnego do powiększania kapitału klas panujących.

Komentarze do "Dlaczego polska szkoła jest nieatrakcyjnym miejscem pracy?"

  1. Kapitalny artykuł piszę to jaka matka 13 latka( niesfornego);
    Po przejściach i doświadczeniach mojej pociechy opowiadam się tak samo za edukacja seksualna w szkołach a nawet w przedszkolach dlaczego;) Przy obecnym dostępie do internetu i mediów społecznościowych każdego wchodzi na strony pornograficzne nie wiedząc nawet i nie mając pojęcia co jest doprowadza to niestety do zaburzeń funkcjonowania uzależnienia, a nawet napięcia w relacjach z rówieśnikami.
    Absolutnie takie zajęcia nie mogą być prowadzone przez organizacje samorządowe typu tęczowych piątków. Tylko przez osoby mające do tego predyspozycje psycholodzy i pedagodzy.
    Pozdrawiam
    Dorota

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *