„Tak, będę kandydował w wyborach. Z Bożą i ludzką pomocą. Myślę, że jest to dobry projekt i dzięki temu będziemy mogli zwiększyć szansę na to, by w następnym Sejmie, Senacie, znalazła się reprezentacja polskich katolików”- ogłosił w połowie stycznia Grzegorz Braun. Środowiska konserwatywne od jakiegoś czasu pieją z zachwytu. I choć szanse Brauna na wygraną ocenić należy de facto jako zerowe, to wielu widzi w jego osobie światełko w tunelu i szansę na lepszą przyszłość dla Polski. Czy na pewno? Choć jako katolik w dużej mierze zgadzam się z jego postulatami, to równie dużo postulatów wywołuje mój sprzeciw i niepokój. Nie chcę, aby Grzegorz Braun postrzegany był przez opinię publiczną jako reprezentant polskich katolików. Dlaczego? Nie mam zamiaru oczywiście oceniać na ile jego przekonania religijne są szczere, jest to sprawa jego sumienia. Mam prawo jednak do oceny jego poglądów politycznych, które niestety w wielu aspektach kłócą się z moimi wartościami. Katolicki program wyborczy to nie tylko sprzeciw wobec aborcji czy związków homoseksualnych (choć są to rzecz jasna elementy najważniejsze), ale też katolickie spojrzenie na gospodarkę, która nie może być wolna od etyki.
Oddajmy teraz głos programowi Konfederacji Korony Polskiej, na czele której stoi Grzegorz Braun (dokument można w łatwy sposób odnaleźć na oficjalnej stronie partii). Dzieli się on na trzy części: „Program na dziś” (cele na okres dwóch, trzech lat), „Program na jutro”, który ma być swego rodzaju credo politycznym oraz „Program na pojutrze” (wizje Polski w perspektywie pokolenia tj. czterdziestu lat).
„Uważamy, że głównym celem polityki gospodarczej Państwa Polskiego powinno być tworzenie warunków do rozwoju i ochrony polskiego żywiołu gospodarczego, którym jest przede wszystkim sektor Małych i Średnich Przedsiębiorstw (…). Wobec powyższego stoimy na stanowisku, że prawo gospodarcze, prawo pracy i polityka fiskalna powinny tworzyć spójny i przyjazny dla rozwoju i wzrostu zamożności polskich obywateli system. Dlatego też wyrażamy swój stanowczy sprzeciw wobec dalszego zwiększania opodatkowania pracy- głównego źródła dochodów polskich rodzin- oraz zwiększania obciążeń administracyjnych i fiskalnych dla polskich przedsiębiorców”- czytamy w „Programie na dziś”. (…) KKP stwierdza, że optymalnym rozwiązaniem dla rozwoju gospodarczego Polski jest przyjęcie zasad ordoliberalizmu, tj. kapitalizmu ludowego. Dlatego też wnosimy o oparcie ustroju gospodarczego Państwa Polskiego na wolnej przedsiębiorczości, poszanowaniu prawa własności oraz wolnego wyboru uczestników życia gospodarczego i konsumentów, przy jednoczesnym poszanowaniu zasad moralnych i praw tworzących ramy systemu. Uważamy, że kapitalizm jako ustrój społeczno- gospodarczy może odnieść sukces wtedy, kiedy będzie powszechny i etyczny. Powszechny, tzn. że właścicielami przedsiębiorstw będą miliony Polaków tworzących sektor Małych i Średnich Przedsiębiorstw- główny żywioł gospodarczy kraju. Etyczny, tzn., że uczestnicy życia gospodarczego będą kierowali się zasadami wynikającymi z moralności katolickiej i opartymi na niej prawami”- to z kolei fragment „Programu na jutro”.
Nie ulega wątpliwości, iż KKP w jednoznaczny sposób opowiada się za koniecznością zastosowania etyki katolickiej również w kwestiach dotyczących gospodarki. Tu jednak pojawia się pytanie: w jaki dokładnie sposób należałoby wyegzekwować stosowanie etyki przez przedsiębiorców, skoro partia wyznaje zasadę „państwa minimum” i, jak zaraz zobaczymy, opowiada się za ograniczeniem roli związków zawodowych. W jaki sposób wyegzekwować na przykład konieczność wypłacania pracownikom godziwej wypłaty? Jak widać program Brauna dedykowany jest przede wszystkim przedsiębiorcom.
O ile we fragmencie dotyczącym gospodarki sporo mówi się o konieczności kierowania się zasadami moralności katolickiej, tak fragment dotyczący polityki rynku pracy wzbudza mój zdecydowany niepokój i sprzeciw: „(…) Państwo Polskie, tworząc prawo i normy regulujące rynek pracy, powinno kierować się następującymi zasadami, obejmującymi: (…) 3) ograniczenie do niezbędnego minimum wymagań wobec mikro i małych przedsiębiorstw wynikających z prawa pracy, przepisów BHP, Ppoż itp.; (…) 5) pełną prywatyzację pośrednictwa pracy, oparcie go na funkcjonowaniu agencji pracy; 6) zdecydowanie obniżenie opodatkowania pracy; 9) zniesienie płacy minimalnej, a do tego czasu zróżnicowanie regionalne jej wysokości, wykonane w ramach kompetencji samorządów wojewódzkich; 10) ograniczenie roli i uprawnień związków zawodowych do ingerowania w sposób zarządzania przedsiębiorstwem i prowadzoną politykę kadrową (…)”.
Tak… konieczność zniesienia płacy minimalnej to zdecydowanie jeden z najbardziej ulubionych postulatów liberałów. Z powyższej treści wysunąć można prosty wniosek: w państwie opartym na etyce katolickiej przedsiębiorca mógłby rzekomo wypłacać pracownikowi pensję głodową. Wszystko odbywałoby się zgodnie z prawem, a nasz szef mógłby co najwyżej odpowiadać tylko i wyłącznie przed swoim sumieniem. Nie powinno być na to naszej zgody. Przeciwnicy płacy minimalnej argumentują co prawda, że pociąga ona za sobą inflację i wzrost bezrobocia, ponieważ miałaby rzekomo zmniejszać skłonność do zatrudniania nowych pracowników. W rzeczywistości nie ma na to jednoznacznych dowodów. Oczywiście, można dyskutować nad tym, ile płaca minimalna powinna wynosić i w jakim tempie miałaby rosnąć, niemniej jednak sam pomysł zniesienia jej śmiało określić można jako nietyczny. Pamiętajmy ponadto, że oprócz zabezpieczenia finansowego pociąga ona za sobą inne pozytywne aspekty. Myślę tu przede wszystkim o wyższych wydatkach konsumpcyjnych, co jest bodźcem dla gospodarki.
Zobaczmy teraz, co partia Grzegorza Brauna ma do powiedzenia na temat podatków: „(…) KKP opowiada się za 1) likwidacją indywidualnego opodatkowania prawa pracy podatkiem PIT oraz podatkami socjalnymi (tzw. składki ZUS) i zastąpienie ich niższymi o co najmniej połowę podatkiem od całości wynagrodzeń płaconym przez pracodawcę 2) likwidacją podatku CIT i zastąpienie go niskim (1,5% podatkiem od przychodów) (…)”.
Stosunek KKP do podatków jest klasycznym powielaniem mitu o rzekomym zniechęcaniu do pracy poprzez podatki progresywne. Teoria o karaniu ludzi za pracę poprzez wyższe podatki nijak ma się do rzeczywistości, ponieważ na nasze dochody wpływa mnóstwo czynników i bynajmniej nie jest to tylko i wyłącznie nasza pracowitość czy przedsiębiorczość. Zarówno zamożność, jak i ubóstwo to w pewnej mierze „cechy dziedziczne”. Osoby z bogatych rodzin otrzymują (a przynajmniej mają możność otrzymania) na start mieszkanie, samochód i zastrzyk gotówki. Co więcej, na nasze położenie materialne wpływa całe mnóstwo innych czynników losowych, takie jak na przykład znajomości, zdolności itp. Przysłowiowe bycie kowalem swojego losu w tym wypadku okazuje się być więc zupełnie nieprawdziwe, a progresja podatkowa daje szansę na przynajmniej częściowe zniwelowanie nierówności społecznych. Podkreślić należy ponadto, iż teoria o zniechęcaniu ludzi do pracy poprzez progresję jest jednym, wielkim kłamstwem powielanym przez liberałów. Praktyka pokazuje, że ludzie dążą do zwiększenia dochodów niezależnie od stawek podatkowych.
Największy niepokój wzbudził we mnie natomiast fragment dotyczący służby zdrowia. Ratowanie zdrowia i życia ludzkiego jest w końcu jednym z najbardziej odpowiedzialnych zadań państwa.
„Obowiązujący obecnie paradygmat „darmowej służby zdrowia” powoduje trwałą nierównowagę pomiędzy nieskończonym popytem na świadczenia medyczne o zerowej wartości nominalnej dla pacjenta a ograniczoną z natury rzeczy podażą (liczba lekarzy, placówek, aparatury (…))Bazą systemu powinna być szkieletowa sieć szpitali podstawowych utworzona w oparciu o największe i najbardziej uniwersalnie wyposażone szpitale państwowe (jeden taki obiekt na 500 000 mieszkańców), stanowiące gwarancję udzielenia każdemu pierwszej pomocy (…). Szpitale te powinny podlegać rządowi reprezentowanemu przez wojewodę (…). Centrum systemu powinna stanowić najbardziej rozbudowana sieć placówek uniwersalnych i specjalistycznych tworzona na bazie dzisiejszych szpitali państwowych i samorządowych. Dla placówek tych powinien być przygotowany dziesięcioletni program przejrzystej i uczciwej prywatyzacji (…). Dopełnieniem tak zarysowanego systemu będą placówki prywatnej, których liczba powinna systematycznie rosnąć i docelowo, poza siecią szkieletową oraz szpitalami klinicznymi, objąć wszystkie inne typy szpitali i placówek lecznictwa otwartego i zamkniętego”- to już fragment „Programu na jutro”, który wywołuje u mnie przerażenie.
Miejmy nadzieję na to, że program KKP dotyczący reformy służby zdrowia nigdy nie wejdzie w życie. W tym miejscu pragnę odesłać do mojego artykułu z poprzedniego numeru: „WOŚP kontra Narodowy Fundusz Zdrowia”, w którym starałam się przedstawić niebezpieczeństwa związane z prywatyzacją służby zdrowia. Tutaj przedstawię natomiast tylko ogólne wnioski. KKP nie neguje co prawda konieczności istnienia szpitali państwowych, jednak nacisk stawia zdecydowanie na placówki prywatne. Z zacytowanego powyżej programu wynika jednoznacznie, iż darmowa służba zdrowia ograniczałaby się jedynie do usług podstawowych (jeśli nie do samego udzielenia pierwszej pomocy w przypadku zagrożenia życia…). Jeśli jednak pojawiłaby się potrzeba skorzystania z usług okulisty lub dermatologa, to wizyta u takiego typu specjalisty mogłaby okazać się już towarem niemalże luksusowym (a jeśli nie luksusowym, to wymagającym oszczędzania). Cóż, widocznie KKP uważa, że ma pomysł na całkowitą likwidację ubóstwa i wyciągnięcie na stół ok. 300 zł miesięcznie nie będzie dla nikogo problemem (no chyba że ktoś jest niezaradny życiowo i postanawia zrezygnować z pracy, ale to inny przypadek…). Partia Grzegorza Brauna powiela ponadto nieprawdziwą tezę o wyższym poziomie usług świadczonych przez placówki prywatne. Doświadczenie Europy Zachodniej uczy natomiast, że jest dokładnie odwrotnie…
Choć deklaracja KKP w wielu kwestiach spójna jest z poglądami Obozu Narodowo- Radykalnego, to jednocześnie w nie mniejszym stopniu jest całkowitym zaprzeczeniem naszych ideałów. I choć w wielu kwestiach odwołuje się do etyki katolickiej, to ogólnie rzecz biorąc jej wydźwięk jest sprzeczny z duchem nauki społecznej Kościoła. Przypomnijmy chociażby papieża Leona XIII i jego encyklikę „Rerum Novarum” (1891), która poucza nas, iż w kwestii poprawy losu ubogich same instytucje dobroczynne są niewystarczające. Równie ważna jest działalność państwa. Jeśli państwo uchyla się od tego obowiązku, narusza sprawiedliwość, która domaga się oddania każdemu tego, co mu się należy. W podobny sposób wypowiadał się papież Pius XI w encyklice „Quadragesimo anno”. Pouczał on, iż czyny miłosierdzia nie mogą przysłaniać pogwałcenia sprawiedliwości, które w przeszłości niejednokrotnie zatwierdzane było powagą ustaw państwowych. Oczywiście, miał on świadomość, iż zrzucanie wszystkiego na karby państwa jest mało efektywne i niemożliwe do zrealizowania. Kwestia ta powinna być uzależniona od aktualnej sytuacji, nie ma tu jednej, złotej reguły. Papież ostro potępił jednak zasadę wolnej konkurencji, która w ograniczonym zakresie co prawda może być dobra, jednak praktyka pokazała niejednokrotnie, iż życie gospodarcze powinno zostać poddane zasadzie kierowniczej.
Nauka społeczna Kościoła bliska była również naszym przedwojennym Kolegom. Przykładowo, Jan Korolec (ONR ABC) doceniał rolę przedsiębiorczości i podkreślał konieczność istnienia „ instynktu społecznego, obyczaju oraz normy moralnej”. Jednocześnie był jednak realistą i podkreślał niejednokrotnie, iż interwencjonizm państwowy w wielu aspektach jest konieczny. Jak wiadomo, o wiele bardziej gorliwi w krytykowaniu liberalizmu gospodarczego byli działacze RNR Falanga. Przykładowo, Marian Reutt krytykował pogląd, zgodnie z którym każda ideologia stawiająca sobie na cel upaństwowienie gospodarki jest z założenia ideologią materialistyczną. Uważał, że upaństwowienie jest lepsze od interwencjonizmu państwa. Jeżeli bowiem w warunkach swobody gospodarczej państwo zaczyna interweniować w jakąś gałąź gospodarki, powoduje to odpływ kapitałów na inne gałęzie, na które wpływ państwa się nie rozciąga. W efekcie interwencja państwa poszerza się- powoduje to wzrost zakazów i nakazów, co rzecz jasna jest zjawiskiem negatywnym.
Oczywiście, ktoś mógłby powiedzieć, iż poglądy Grzegorza Brauna są tak zwanym mniejszym złem i państwo rządzone przez Grzegorza Brauna byłoby nieporównywalne lepsze niż państwo Donalda Tuska. To prawda, niemniej jednak chyba każdy działacz Obozu Narodowo- Radykalnego zgodzi się, że musimy zaprzestać wybierania „mniejszego zła”, a zacząć wytrwale dążyć do celu, w zgodzie ze sobą i ze swoimi ideałami…