Pomimo niezaprzeczalnego faktu, iż Europa staje się coraz mniej chrześcijańska, wielkim tego świata nie udało się całkowicie wyrugować z kalendarza Bożego Narodzenia. Mało tego, dla galerii handlowych i tak zwanych sieciówek jest to doskonała okazja do pomnażania zysków. Ozdoby świąteczne pojawiają się w sklepach niedługo po usunięciu zniczy i dyń na Halloween. Swego rodzaju wstępem do zakupowego szału jest natomiast słynny Black Friday.
Określenie „konsumpcjonizm” wywodzi się od łacińskiego słowa „consumere”, oznaczającego spożywanie i wykorzystywanie dóbr. Współcześnie poprzez konsumpcję rozumie się akty zaspokajające potrzeby człowieka. Co istotne, termin „potrzeba” nie jest wbrew pozorom terminem jednoznacznym. Rozróżnienia pragnień i potrzeb ludzkich w starożytności dokonał już Epikur, którzy podzielił je na trzy kategorie: naturalne i konieczne, naturalne lecz niekoniecznie, ani naturalne ani konieczne. Uważał on ponadto, iż prawdziwe poczucie szczęścia dają człowiekowi jedynie przyjemności cielesne.
Znajomość potrzeb ludzkich miała olbrzymi wpływ na opracowaną na przełomie lat 40. i 50. XX wieku, przez amerykańskiego psychologa, Georg’a Katona, teorię zachowania konsumenta. Zakłada ona ścisły związek zachodzący pomiędzy bodźcami oddziałującymi na człowieka a jego reakcjami. Obserwacja bodźców prowadzi więc do przewidzenia reakcji. Co ciekawe, Katon dowodził, że pozytywna postawa wobec określonego dobra prowadzi do jego zakupu, nawet gdy potrzeba nie jest silnie odczuwana. Na konsumentów mają więc wpływ impulsy. Nie ulega ponadto wątpliwości, iż ogromny wpływ na ujednolicenie wzorów konsumpcji miała globalizacja. Do najbardziej charakterystycznych zachowań współczesnych konsumentów zaliczyć można następujące zjawiska: juwenalizacja, czyli odmładzanie się konsumenta poprzez wybór produktów przeznaczonych dla niższej grupy wiekowej; idea wellness, czyli koncentracja pomiędzy ciałem, umysłem i duchem; przyjmowanie zachowań cechujących płeć przeciwną; próba dowartościowania się osób uboższych poprzez wybory produktów wysokopółkowych czy w końcu czerpanie przyjemności z zakupów. Mało tego, coraz częściej mówi się również o przymusie czy nawet terrorze konsumpcyjnym.
Jednym z przejawów zmaterializowania społeczeństwa jest słynny Black Friday. Giganci handlu do perfekcji opanowali triki marketingowe, doskonale znają też psychikę konsumentów. Niestety, dla wielu z nich Black Friday to nie możliwość zaoszczędzenia na produktach pierwszej potrzeby, ale mnóstwo niepotrzebnych wydatków, a czasem nawet długi. Jest to bowiem okres, kiedy gwałtownie wzrasta liczba umów na zakupy ratalne, a banki starają się wcisnąć jak najwięcej kredytów. Co ciekawe, aż 9 na 10 klientów przyznaje, że żałuje swoich zakupów, a na wydanie pieniędzy zdecydowali się tylko dlatego, że dany przedmiot był na promocji. Problem polega również na tym, że w wielu przypadkach cena ta wcale nie była promocyjna. Przykładowo, według portalu „Which?”, w 2022 tylko 2% produktów sprzedawanych w Black Friday była rzeczywiście znacznie tańsza niż wcześniej. Mało tego, w innych okresach roku można było zakupić je po niższych cenach. Cóż, o tym, że reklama kłamie wiedzą de facto wszyscy. A jednak mało kto jest całkowicie odporny na bombardujące nas kampanie i hasła promocyjne.
Osobną kwestią, którą uznać należy za wątpliwą etycznie są różnego rodzaju reklamy skierowane do dzieci. Uważa się, że sześciomiesięczne dzieci potrafią już zapamiętywać logotypu, a dwulatki wykazują przywiązanie do konkretnych marek. Niestety, nie są w stanie odróżnić reklamy od innych treści, a przekaz reklamy przyjmują bezkrytycznie.
Black Friday to również niemałe wyzwanie dla pracowników galerii handlowych cy firm kurierskich, dla których wiąże się on ze stresem i koniecznością pracy w nadgodzinach. Przykładowo, w 2018 roku pracownicy Amazona do pokazania nieludzkich warunków pracy wykorzystali właśnie okres tuż przed Black Friday.
Negatywne wpływy konsumpcjonizmu szczególnie dają o sobie znać w okresie poprzedzającym Boże Narodzenie. Polacy nie są co prawda jeszcze narodem w pełni zateizowanym i większość z nas na swój sposób obchodzi Święta. Z badań wynika, że aż 98% procent respondentów łamie się opłatkiem, 94% ubiera choinkę, 91% zastawia wolne miejsce przy wigilijnym stole, 78% śpiewa kolędy, 70% chodzi na Pasterkę, a 60% czyta Ewangelię.
Niestety, równie często zapominamy jednak, iż Adwent w tradycyjnej nauce Kościoła jest de facto okresem pokutnym, mającym ukierunkować nas na drugie przyjście Chrystusa. Zamiast tego, już na początku grudnia, a nawet i pod koniec listopada pochłania nas „magia Świąt”. Galerie handlowe już dawno ozdobione zostały choinkami i lampkami. Chyba najbardziej rozpoznawalnym przykładem jest tu Mikołaj z Coca- Coli, niemający nic wspólnego ze św. Mikołajem, biskupem Mirry. Któż z nas nie kojarzy reklamy z czerwonym tirem i piosenką „Coraz bliżej święta”? Mikołaj z Coca- Coli ma swoje źródło w 1931 roku. Kiedy w latach 20. marka zaczęła sprzedawać napój w butelkach (wcześniej można było kupować tylko i wyłącznie z dystrybutora), był on kojarzony przede wszystkim z okresem letnim, a reklamy rzucały hasłami o orzeźwieniu czy odświeżeniu. Skojarzenie z atmosferą Świąt miało spowodować więc zwiększenie sprzedaży również w okresie zimowym. I tak właśnie w 1931 roku w The Saturday Evening Post pojawił się Mikołaj w czerwonym kubraku i szklanką Coca- Coli w ręku.
Pewnym pocieszeniem wydaje się być fakt, iż komercjalizacja Świąt coraz częściej zaczyna nas przytłaczać. Badania przeprowadzone w 2013 roku przez CBOS wykazały, że aż 72 procent respondentów uważa, iż zjawisko to jest zbyt nachalne i nie sprawia dużej przyjemności. Mimo to jednak wciąż pochłania nas przedświąteczna gorączka zakupowa. Mamy wrażenie, że prezenty pod choinkę kupują wszyscy, a nikt nie chce przecież czuć się wykluczony. Czasami jest to okazja do zaprezentowania naszego statusu społecznego- pokazania rodzinie i znajomym na co nas stać.
Zadbajmy o to, aby czas Bożego Narodzenia był okazją do pogłębienia wiary i poprawienia relacji z rodziną. Prezenty i wydatki? Też mają swoje miejsce na świecie, ale ograniczmy je do minimum…