Kacper Słomka - Śmiechem w lewaków cz.1- zacznijmy od słowniczka

Żart, dowcip, kalambur, humor, potocznie mówiąc – jajcarstwo, wszystkie te określenia dotyczą tego, co wywołuje u ludzi szczery, zdrowy uśmiech, czy zgoła nawet wybuchy żywiołowego chichotu i nie mówię tu o złośliwym rechotaniu, ale właśnie o owej najzdrowszej reakcji organizmu na to, co zabawne – o zwykłym, zdrowym śmiechu. Po cóż ten wstęp? Bo właśnie o śmiechu i narzędziach jego wywoływania będzie mowa w poniższym artykule, a nawet cyklu artykułów, z których poniższy jest pierwszym. Skąd taki temat u nacjonalistycznego poety i pisarza? Drodzy koledzy, wystarczy rzut oka wstecz i na około, by uświadomić sobie, jak humor potężną potrafi być amunicją i jakie wspaniałe nasz Naród ma tradycje w używaniu tego oręża. A skoro oręż to zupełnie legalny, a wśród rodaków i współobywateli nawet, jak najmilej widziany, to oznacza to jedno- trzeba nim bić w lewaków! Jak można i wypadałoby to robić chętnie objaśnię, ale najpierw ów rzut oka wstecz i na około, o którym wspomniałem przed chwilą.

Garść historii

Jeszcze w czasach zaborów Polacy wojowali śmiechem, co znajduje swe potwierdzenie w pamiętnikach Fredry – ,,Zapiskach starucha” oraz ,,Trzy po trzy”, a także ,,Kronice Warszawskiej” Bolesława Prusa. Również swoje wzajemne polityczne waśnie często rozgrywali żartami i ironią- mistrzem tej drugiej był już Słowacki, czego doskonałym przykładem są liczne fragmenty ,,Beniowskiego”, a także ,,Podróży do Ziemi Świętej z Neapolu”. Jednak na wyższy poziom sztukę miotania amunicją dowcipu podnieśli Polacy dopiero w trakcie II wojny światowej. Kilka lat temu IPN wydał zbiór żartów antyniemieckich z owego okresu. Mimo upływu lat wiele z nich nadal śmieszy, jak np. to: ,,Dlaczego Niemki noszą czarne majtki? Bo wprowadzono nakaz zaciemnienia miejsc strategicznych.” czy, w mojej skromnej opinii jeszcze lepsze: ,,Dlaczego nie ma ostatnio w sklepach wieprzowiny? Bo ostatnia świnia zapisała się na volksdeutscha.” Te żarciki umożliwiały Narodowi utrzymanie zdrowego morale w ciężkich czasach, a także pozwalały odreagować okupacyjny strach – bo jeżeli ktoś staje się dla nas śmieszny, przestaje być dla nas groźny, przynajmniej na ten moment, gdy widzimy w nim kogoś godnego li tylko obśmiania. Najwyższe jednak umiejętności robienia sobie jaj z najgorszych rzeczy wyciągnął z naszego Narodu dopiero okres PRL-u, w którym nie bez powodu nasz kraj został nazwany ,,najweselszym barakiem obozu”, co odnosiło się oczywiście do tzw. obozu socjalistycznego. Doskonale do dziś pamiętane są skecze Bohdana Smolenia, a z kolei twórczość Janusza Szpotańskiego to już wprost wyżyny polskiej literatury satyrycznej, czego doskonałymi przykładami są np. opera ,,Cisi i gęgacze”, poetycka trylogia o Towarzyszu Szmaciaku, czy świetny poemat ,,Caryca i zwierciadło” doskonale obnażający i obśmiewający sowiecki sposób myślenia o świecie. Pomarańczowa Alternatywa z Waldemarem ,,Majorem” Frydrychem na czele i jej genialne happeningi z lat osiemdziesiątych, takie jak ,,precz z U-pałami” ,,dzień milicjanta” czy wreszcie największy z nich ,,rewolucja krasnoludków” to także genialny przykład zupełnie alternatywnego podejścia do walki z ówczesnym reżimem, na dodatek podejścia, które utrwaliło pewną kliszę kulturową- krasnoludki. Dzisiejsze władze Wrocławia niestety spłyciły i skomercjalizowały ten symbol straszliwie, do tego stopnia, że coraz mniej ludzi kojarzy jego genezę, niemniej ma ona związek właśnie z Pomarańczową Alternatywą, która swe początki miała we Wrocławiu.

Także od osób wyznających inne idee niż nasze można brać przykład – kreatywne metody walki kulturowej, zwłaszcza, że np. hasła mieli przemyślane wprost genialnie i z tak cudownym ładunkiem ironii, że nie sposób przejść obok nich obojętnie, a o to przecież także chodzi. Przykładem mogą być koszulki, które z przodu miały wielki napis ,,nienawidzę ruskich”, a z tyłu dopisek ,,pierogów”- co pozwalało skutecznie prowokować i ośmieszać milicje. Ważne jest bowiem w walce humoreską, że amunicja owa musi tak walić w przeciwnika, by każdy świadek walenia także dokładał swoje pokłady świeżego powietrza z roześmianych płuc. Wtenczas siła rażenia zwiększa się wprost proporcjonalnie do ilości roześmianych twarzy. Ale tu już dotykamy nie historii, a zgoła psychologii, czy też metodologii działania naszej broni, więc tę część wywodu pragnę tylko zakończyć stwierdzeniem, że walka śmiechem jest równie wpisana w tradycje naszego narodu, co konspiratorstwo i irredentyzm, a w warunkach współczesnych jest stokroć chyba bardziej przydatną częścią naszej narodowej spuścizny. A teraz powoli do rzeczy.

Kilka słów o psychologii śmiechu, albo dlaczego właśnie taką amunicją nawalać?

Śmiech sprowadza zawsze obiekt, na którym jest skupiony na swoje własne poziomy funkcjonowania psychologicznego, społecznego, estetycznego, etc. Nie jest to wcale rzeczą mało istotną. W warstwie psychologicznej ośmieszenie zjawiska, w zasadzie sprowadza się do przeniesienia go – siłą rzęsistego opryskania dowcipem – do sfery rzeczy niepoważnych i pozbawionych istotnego ontologicznego znaczenia. Czyż może być większy dramat dla ludzi pragnących kreować rzeczywistość społeczną, niźli bycie przeniesionymi do takiej sfery? ,,Lepiej już pójść na gilotynę, niźli się stać pośmiewiskiem”- powiadał Telleyrand i zaiste miał rację. Lewacy zaś są takim dziwacznym materiałem, który w swoich oczach będąc bardzo sprawczym, w oczach wielu ludzi nader groźnym, w gruncie rzeczy idealną stanowi pożywkę dla – no właśnie – robienia sobie z nich jajec. Trzeba tylko nie mieć w tym litości, a mieć do tego głowę ze świeżymi, jajcarskimi pomysłami i wierzcie mi koledzy, nie trzeba będzie długo z nimi wojować – jeszcze pomogą w dziele własnego utopienia w fontannach szydery. Ta psychologiczna zaś warstwa bezpośrednio oddziałuje na to, co nas najbardziej winno interesować – na sferę społeczną.

Społeczeństwo nasze, mimo że stereotypowo postrzegane jako ponure i łzawe, w gruncie rzeczy pełne jest ogromnych pokładów poczucia humoru, do tego jeszcze jego witalizm, najłatwiej się wydobywa dowcipem, a najchętniej przejawia się on w tym, co – no właśnie – niepoważne. Ogromna popularność disco-polo, kultura memiczna rozwinięta na poziomie jednym z najwyższych w Europie albo i na świecie, niechęć do ,,poważnej” polityki – czego dowodem są wciąż niskie progi frekwencji wyborczej – to wszystko cechy społeczeństwa jajcarzy, jakimi my Polacy w głębi serca jesteśmy. Przekłada się to na takie a nie inne patrzenie przez Polaków na behawior danych grup de facto politycznych. Ludzie uśmiechnięci (byle szczerze, bo Polak wyczuwa nieszczerość instynktownie), otwarci na ludzi i posiadający pozytywny zarówno program, jak i metody, cieszą się nieodmiennie większą popularnością i poparciem niźli mściwi ponuracy, zamykający się w swej sekcie i szukający wszędzie wrogów. Najlepszym dowodem na prawdziwość tego zjawiska są zmiany na słupkach poparcia największych politycznych partii. Złej pamięci Platforma Obywatelska wygrywała wybory dopóki potrafiła skutecznie przekonywać ludzi, że to właśnie oni są ową stroną otwartą, pozytywną i uśmiechniętą. Dziś przegrywają z kretesem, głównie dlatego, że od kiedy stracili władzę, po 2 kadencjach stali się najbardziej mściwymi ponurakami i największą sektą na polskiej scenie politycznej, a ich przywódca Donald Tusk na oczach przerażonych Polaków, nie tylko z liberalnej strony, przekształcił się z miłego faceta gadającego o budowaniu mostów w politycznego bandziora na kształt Jachiry, z którą wspólnie nawołuje do rewolty i vendety. Pożytek jednak z tego taki, że w końcu wszyscy zza jego maski mogli zobaczyć gębę volksdeutscha. Z kolei Prawo i Sprawiedliwość odebrało 8 lat temu władzę Platformie, min. dzięki schowaniu mściwego ponuraka Macierewicza, a wysunięciu na pierwszą linię uśmiechniętego, dziś już prezydenta, Andrzeja Dudy, czy serdecznej i familiarnej Beaty Szydło. No i rządzą do dziś, bo w przeciwieństwie do platformersów potrafią trzymać ten fason i wielu ludzi w efekcie nie dostrzega ewidentnych wad ich rządów, dopóki nie dotykają ich one bezpośrednio. A są zresztą i tacy, co i wtedy potrafią twierdzić, że to wina ,,tamtych”. Ale to nie koniec. Aktualnie na naszych oczach wciąż spada poparcie dla PO, zaczyna też już spadać dla Lewicy, podczas gdy rośnie nie tylko Konfederacji, ale także PSL-owi. Bo, być może, uśmiechnięty Kamysz spotykający się ze wszystkimi możliwymi grupami społecznymi, najchętniej chyba ze wszystkich aktualnych polityków pozujący do zdjęć z żoną i dziećmi, przemawia do ludzi bardziej niż połajanki Zandberga wyzywającego wszystkich od ,,faszystów”. Podaje tutaj przykłady partii politycznych, ale to tyczy się każdej organizacji. Dlaczego młodych ludzi ruch oazowy, przy wszystkich swoich wadach, czy wspólnota Taizɇ przyciąga do Kościoła bardziej niż np. bractwo Piusa X? Bo w tych pierwszych widać już na pierwszy rzut oka radość i witalizm. Tak więc jeżeli chcemy przyciągać ludzi, zwłaszcza młodych, powinniśmy stworzyć obok nacjonalizmu twardych zasad i dyscypliny także nacjonalizm uśmiechnięty, obok nacjonalizmu walczącego, także nacjonalizm rozśpiewany i roztańczony. A idealną syntezą obu tych nurtów byłby nacjonalizm, który lewactwo zwalczałby śmiechem i szyderą. Wówczas społeczeństwo pójdzie za nacjonalizmem tym chętniej, im bardziej lewacy będą się wściekać na nasze koncepty, gdyż wówczas w oczach przeciętnego Polaka nastąpi odwrócenie dotychczasowych stereotypów- lewak wyjdzie na ponurego agresora, a my, narodowcy, staniemy się wcieleniem nie tylko polskiej, słowiańskiej witalności, ale także ogólnoludzkiego pędu ku temu, co słoneczne i radosne. Trzeba tylko opracować odpowiednie metody i wynaleźć odpowiednie koncepty.

Na koniec owego ideowego uzasadnienia mojego postulatu jeszcze parę przesłanek estetycznych, a potem już pierwsza część praktyki. W naszym środowisku, w naszym ruchu przyjęła się od dłuższego czasu dość ujednolicona estetyka zwartych kolumn, bojowych okrzyków, wzniesionych pięści. Ta estetyka pozwala doskonale konsolidować się wewnątrz, ale już nie zawsze wystarczająco skutecznie przekonuje na zewnątrz. Tymczasem, zgodnie ze wskazaniami ojców ideowych na czele z samym Romanem Dmowskim- idea narodowa winna zagarniać do siebie, jak najszersze kręgi społeczeństwa, winna stawać się czymś wszechpolskim, wszechogarniającym. Z perspektywy zwykłego pragmatyzmu – do tego celu iść można drogą dowolną. I uważam, że droga stworzenia obok tej poważnej stylistyki drugiego nurtu estetycznego retoryki nacjonalistycznej, nurtu opartego na stylistyce i estetyce żartu, humoru, happeningu, jasno wymierzonego jednak w naszych ideowych wrogów jest wartym rozważenia pomysłem. Trzeba przy tym jednak uważać, by nasz humor nie był zwykłą szyderą, czy tym bardziej złośliwym naigrawaniem się z kogokolwiek, lecz autentycznym oddolnym ruchem oczyszczającego niczym katharsis aktu śmieszkowania, opartego przy tym na obnażeniu absurdów, nieścisłości czy innych odstręczających cech wrogów Narodu. Aby to jednak osiągnąć należy zacząć od wprowadzenia pewnych zmian w retoryce, opierając się o kryterium zastępowania określeń pejoratywnych określeniami żartobliwymi. Stąd w tytule niniejszego artykułu słowa – zacznijmy od słowniczka. Słowniczek ów jest moją propozycją mającą zainspirować przyszłych zbrojmistrzów naszego arsenału humoru.

Przedstawiam swe propozycje:

Ahigienieksi– zamiast nazywać anarchistów, panczurów i innych brudasów, jak dotąd ,,brudami” czy ,,brudasami” nazwijmy ich imieniem owego bohatera filmów o Asterixie. Pasuje jak ulał, zwłaszcza że też śmierdzi, a jednocześnie zagrożenie stwarza najbardziej dla siebie. No i nawiązanie intertekstualne do lubianej komedii na pewno wywoła uśmiechy u wielu ludzi.

Ręczniki– flagi LGBT-ów. Jak wiadomo prawdziwa tęcza ma 7 kolorów, a neonowe barwy ich flag jako żywo przypominają kolory plażowych ręczników. No i można wokół tego nakręcać, ile wlezie ,,beki”, ale rozwinięcie pomysłów ze słowniczka – to już w kolejnych artykułach i mam nadzieje, jak najszybciej akcjach.

Deszczyk– propaganda LBGT-ów. Jak wiemy tęcza powstaje z deszczyku, a że my z cukru nie jesteśmy i nam deszczyk nie straszny, to czemu by się nie pośmiać.

Plażowicze– skoro czytelnik zna już znaczenie słowa ręcznik – to chyba plażowicza nie muszę tłumaczyć. Zachęcam do wykorzystywania tego w zawołaniach i hasłach i sprzedaje już jedno od siebie ,,Ulice to nie plaża, plażowicz niech się tarza”.

Rodzynki– czyli razemki. Jak wiemy partia Razem ma fioletowe barwy zupełnie, jak wspomniany składnik kulinarny. Można na kanwie tego obśmiewać ich szeroko i na różne sposoby, propozycja hasła: ,,rodzynki do sernika, sernik do piekarnika”.

Trądzik– młode komuchy. Trądzik jest czerwony i wyrasta się z niego.

Skumbria– czyli stare komuchy. Określenie od nazwy konserw rybnych. Generalnie czerwone i śmierdzi. A to pasuje do tych ludzi.

Ledery– skrót od ,,Lederhosen” czyli nazwy tradycyjnych bawarskich spodenek. Jak już się zapewne domyślacie, chodzi o największych wielbicieli Niemiec w naszym kraju tj. Platformę Obywatelską i innych unijczyków. Niemiec w nich pierdział więc nazwa pasuje.

Cycesy– to z kolei najwięksi nasi filosemici jak Prawo i Sprawiedliwość. Określenie wzięte od cyces – czyli frędzelków noszonych przez Żydów na chuście modlitewnej. Żydowskie frędzle jednym słowem.

Edamy– fani Unii Europejskiej nie będący lederami. Określenie od nazwy holenderskiego sera. Tego z dziurami.

Farinelli– koncesjonowany narodowiec w stylu Bąkiewicza. Nawiązuje tu do postaci historycznej- słynnego XVIII wiecznego włoskiego śpiewaka, który został wykastrowany, bo opiekunowie chcieli, by zrobił karierę. No to już wiadomo czemu takiego np. Bąkiewicza możemy śmiało nazwać Farinellim.

Wigilowie– czyli łamistrajki. Określenie od nazwy starożytnej rzymskiej straży pożarnej, na której świetnie dorobił się protoplasta współczesnych wyzyskiwaczy- Krassus.

Złotogardli– czyli kapitaliści. Określenie także wzięte z Rzymu- Krassusa zabili Partowie wlewając mu do gardła roztopione złoto.

Gargamele– kolejne określenie na kapitalistów. Antybohater smerfów chciał sympatyczne niebieskie ludki przerobić na złoto, ewentualnie zjeść. Pasuje do wyzyskiwaczy.

Jajecznica– neolibki i generalnie fanatycy indywidualizmu. Tacy, co ciągle ja i ja.

Trzepaczki albo miksery– politycy parlamentarni w ogólności. Jak wiadomo wspomniane urządzenia w kuchni służą do bicia piany, a więc robienia tego, co nasi wspaniali posłowie robią bez przerwy. Nadaje się, jak ulał.

Rondel– sejm. Budynek jest okrągły i wiecznie się w nim gotuje. Jak we wspomnianym naczyniu.

Beczkowozy– urzędnicy miejscy. Od kształtu, jaki przybierają w miarę zasiadania na stołku.

Mała Mi– czyli feministka. Wredne, z dziwną fryzurą i nie ma na nic wpływu.

Mile widziane rozwinięcie konceptu i propozycje na zwiększenie słowniczka, a jeszcze bardziej na użycie go do konkretnych akcji, haseł, wlep, itp. Niech roześmiany nacjonalizm pójdzie w kraj!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *