Kolejne wybory, kolejny antynarodowy rząd, kolejny akt w klasycznym teatrze dla gojów dla zmylenia przeciwnika zwany demokracją liberalną. Chciałoby się wzruszyć ramionami, w końcu czeka nas tak samo nieciekawe „jutro”, jak nieciekawe było nasze „wczoraj”, a jedyna zmiana jaką zauważymy to odmiana retoryki w polityce i nieco więcej progresywizmu w przestrzeni publicznej. Spoglądając jednak na nasz kraj z dalszej perspektywy i przyglądając się nieustannemu wzrostowi naszej Ojczyzny pomimo braku obecności pojęcia „interesu narodowego” w klasie rządzącej, możemy spostrzec, że Naród jest czymś większym niż grzecznym realizatorem wytycznych płynących od tych czy innych rządów. Jest żywym organizmem, który zachowuje się w sposób niemożliwy do pełnego skontrolowania. Pomimo tego, że kolejne rządy podejmują działania, które uderzają w interesy Polaków, to jednak siła naszego Narodu powoduje, że w rezultacie wraz z każdą kolejną dekadą, na przekór wszystkim kłodom rzucanym nam pod nogi, jesteśmy w coraz lepszym miejscu. Z takiej perspektywy wybór kolejnych antypolskich polityków do udziału w korycie przestaje mieć aż tak duże znaczenie. W naszym codziennym życiu, zwykłych, szarych obywateli znajduje się klucz do potęgi naszego Narodu i rozkwitu Polski. Środek ciężkości tego, w którą stronę zmierza Polska zdaje się znajdować nie w tym, jak wygląda legislacja, jakie są wytyczne rządowe i jak zarządzana jest gospodarka, ale w nas samych i naszej codziennej pracy. Już Dmowski w „Myślach nowoczesnego Polaka” zauważył to, co z mojej perspektywy jest kluczowe dla zrozumienia tego zjawiska:
Nienawidzę ludzi nikczemnych, bez względu na to, czy są Niemcami, Moskalami, czy moimi własnymi rodakami, a może najwięcej w ostatnim wypadku. Nienawidzę nauczycieli, którzy, mając z powołania swego obowiązek uczyć i wychowywać młodzież, znęcają się nad nią, zabijając jej siły fizyczne w zarodku, znieprawiają ją moralnie, powstrzymują lub wypaczają jej rozwój umysłowy. Nienawidzę sędziów, którzy miast czynić sprawiedliwość, nadużywają prawa do obrony tych lub innych interesów, do prześladowania politycznych przeciwników. Nienawidzę urzędników, którzy, będąc organami machiny państwowej, powinni ułatwiać organizację życia i przyczyniać się do jego postępu, a tymczasem pracują nad unicestwieniem najlepszych wysiłków, nad powstrzymywaniem a nawet cofnięciem życia w jego rozwoju. Nienawidzę duchownych, którzy postawieni dla podnoszenia ludu moralnie i zaopatrzeni w tym celu w tak potężne środki, jak konfesjonał i kazalnica, używają ich na rzecz bieżących interesów politycznych. Postępowanie ich wszystkich poczytuję w większej lub mniejszej mierze za taką samą zbrodnię, jaką byłby czyn lekarza, który wezwany do chorego, znalazłby w nim osobistego lub politycznego przeciwnika, daje mu zamiast lekarstwa – truciznę.
Skierowanie energii do wewnątrz
Nie powiem nic nowego, gdy stwierdzę, że sukces bierze się z ciężkiej pracy. Zdaje się jednak, że żyjemy w czasach, gdy tego typu słowa zaczynają tracić na znaczeniu. Wielkie fortuny zarabiane online poprzez nagrywanie wątpliwej jakości filmów. Miliony wypłacane za udział we freak-fightach. Potężne zarobki oparte na przekrętach w przetargach spółek skarbu państwa. To tylko wierzchołek góry lodowej, która przedstawia prosty fakt, że świat nie jest sprawiedliwy, a pieniądze nie lądują u tych, którzy na nie najbardziej zasługują, tylko u tych u których lądują. Taka konstatacja może rodzić poczucie krzywdy i niesprawiedliwości u tych, którzy całe życie pełnią rolę niezawodnego trybiku w machinie gospodarczej naszego kraju i swoją nieustanną, kiepsko opłacaną, mrówczą pracą dostarczają ludziom produktów i usług. Wypalenie, rozgoryczenie i poczucie niesprawiedliwości, to tylko kilka z efektów, które mogą prowadzić dalej do cynizmu i oddalać ludzi od prawości. I tutaj w mojej opinii jest największe zagrożenie, a zarazem największa nadzieja dla naszej przyszłości. Mając na względzie sens wyżej zacytowanych słów Romana Dmowskiego należy zauważyć, że te negatywne emocje mogą prowadzić do degeneracji ludzi jako takich. Rozgoryczenie i cynizm rodzący się z poczucia niesprawiedliwości, może skutkować upadkiem wiary w zasady, honor, wartość cnoty w codziennych małych wyborach. Tymczasem to właśnie nasze cnoty charakteru, podejmowanie właściwych moralnie decyzji i życie na pewnym poziomie moralnym sprawia, że en masse prowadzimy nasz kraj ku lepszej przyszłości. To jak bardzo zbliżamy się do ideału na swoim stanowisku pracy, ma ogromne znaczenie, bo właśnie takie solidne przykładanie się do swoich obowiązków, nawet w najbardziej pozornie błahych czynnościach, prowadzi do efektu synergii, który pozwala Polsce przejeżdżać po przeszkodach rzucanych nam pod nogi przez polityków niczym walcem.
Jako człowiek nieustannie podłączony do internetu widzę, jak ciężko jest przy całej świadomości degeneracji świata publicznego, samemu nie ulec efektom rozkładu. Obserwując jednak uważnie otoczenie zauważyłem, że otacza mnie ogrom ludzi przyzwoitych, którzy z godnością próbują przejść przez życie. Swoje drobne i poważne obowiązki próbują realizować najbardziej kompetentnie jak umieją i potrafią reprezentować swoją osobą wiele cnót, których we współczesnych ludziach nie śmiałbym nawet szukać. Skoro więc pomimo zgnilizny w mediach i przestrzeni publicznej, jest tak wiele osób wartościowych, należy zacząć bronić się przed degeneracją kierując swoją energię do wewnątrz. Powinniśmy na przekór temu, co znajduje się w rożnego rodzaju mediach, pielęgnować i pieczołowicie podlewać te nasze cnoty, które sprawiają, że jesteśmy uosobieniem przeciwieństwa degeneracji, która wzbudza naszą pogardę. Wierzę, że do dziś w naszym Narodzie, jest wystarczająco wiele cnót moralnych, by prędzej czy później zbudować dookoła nas przestrzeń, w której nasze dzieci będą wolały żyć bardziej niż gdziekolwiek na świecie.
Etyka ponad plemienną walkę
Plemienne walki, to coś co zdaje się nieprzerwanie wzrastać od momentu pojawienia się mediów społecznościowych. Zdaje się, że jako ludzkość nie byliśmy przygotowani ewolucyjnie na takie narzędzie, które pozwala nam się tak szybko i tak szeroko komunikować. Efekt polaryzacji społeczeństwa zdaje się być ponadto wzmacniany przez sposób funkcjonowania algorytmów w mediach społecznościowych, które wspierają tworzenie się baniek informacyjnych i zamykanie ludzie w „sosie własnym”. Skoro ewolucyjnie jako cała ludzkość, polegliśmy na tym polu, skoro emocjonalnie jeszcze gorzej sobie radzimy i w plemiennych bitwach, sterowania płytkimi emocjami, często staczamy się poniżej własnej godności, to może powinniśmy upatrywać ratunku w ostatnim możliwym miejscu, czyli rozumie?
Metoda divide et impera jest stara jak świat. Politycy wykorzystywali ją od najdawniejszych czasów do tego, aby łatwiej pozyskiwać i utrzymywać władzę. Dziś jest ona skomercjalizowana, bo media społecznościowe również z niej korzystają, a patrząc na śmierć etyki dziennikarskiej w całej tej branży, zdaje się, że i media klasyczne już także są od niej zależne. Skoro zatem wiemy, że wszystkie możliwe kanały komunikacji publicznej są nastawione na to, żeby podjudzać ludzi przeciw sobie nawzajem, to może powinniśmy spróbować wyrwać się z tej mgły wojny i wyrosnąć ponad prymitywną plemienną mentalność opartą o małe instynkty, a zacząć szukać sposobów koegzystencji w ramach Narodu, pomimo dzielących nas różnic. Nie nawołuję tutaj do pacyfistycznej postawy, ani do zaprzestania walki o wyznawane ideały. Sugeruję jedynie żeby zacząć rozróżniać osoby, które pomimo odmiennych poglądów nie zasługują na miano „wroga”, „ruskiej onucy”, czy też „pożytecznego idioty”, a jedynie mają inną optykę na rzeczywistość, od tych, którzy rzeczywiście powinni być zwalczani. Jesteśmy sterowani w ten sposób, aby nasze emocje jak najszybciej sięgały zenitu, bo w internecie takie emocje przekładają się na interakcję z danymi portalami i czas, jaki im poświęcamy, który jest kapitalizowany i zamieniany na szekle niezgody. Warto zatem zadać sobie trud, by wykształcić u siebie odruch stonowanej oceny tego, kto jest „wrogiem”, a kto tylko jest inny od nas.
Nawiązując do zacytowanych tutaj słów Dmowskiego zgadzam się w pełni, że Polak, który rozmyślnie źle realizuje swoje obowiązki, jest dla mnie gorszy od Niemca źle realizującego swoje obowiązki. Niemiec bowiem zaszkodzi Niemcom, a Polak Polakom. W myśl tej prostej logiki należy postrzegać również decyzji etycznych w swojej pracy. Każdy z nas, pełniąc swoje obowiązki zawodowe powinien dążyć do reprezentowania sobą jak najwyższych wartości etycznych, a oznacza to zdecydowane wyniesienie się poza mentalność plemienną. Nawet jeśli prymitywne emocje każą nam pogardzać tak zwolennikami PiS-u, jak i KO, czy lewicy, to jednak w sferze zawodowej, cechą reprezentowanego przez nas poziomu człowieka, jest nie dać im tego odczuć w najmniejszym stopniu. Personalne lubienie lub nie-lubienie nawet w czasach Dmowskiego było tutaj drugorzędne w obliczu obowiązku wobec etyki zawodowej. W dzisiejszych czasach, gdy nie możemy ufać we własne emocje, jako sterowane przez social-media oraz klasyczne media w stopniu większym niż kiedykolwiek wcześniej, jesteśmy zobowiązani do tym większego nacisku na posługiwanie się rozumową analizą określonej sytuacji i unikanie efektów wdrukowywania nam plemiennej mentalności poprzez prezentowanie sobą wyższego typu człowieka, który wyrasta ponad nią i decyzje dokonuje przez pryzmat etyki, a nie prymitywnych emocji.
Wierzę, że jako Naród nadal możemy przeć walcem przez polityczne przeciwności, czyniąc nasz kraj coraz lepszym miejscem do życia dla naszych dzieci. Do działalności na rzecz naszej Ojczyzny, która zapewni nam świetlaną przyszłość, wystarczy pielęgnować swoje cnoty etyczne i dążyć do doskonałości w tym, czym się zajmujemy. Tylko tyle i aż tyle. Niestety, biorąc pod uwagę widmo potencjalnej wojny z Rosją w bliżej nieokreślonej przyszłości należy brać w kalkulację fakt, że niedługo możemy obudzić się w okopach między zwolennikiem KO, a zwolennikiem PiS-u, którzy będą ramie w ramie z nami bronili naszej Ojczyzny. Skoro już jest ryzyko, że przyjdzie nam stać w dwuszeregu z karabinami w dłoniach, to może zadbajmy o to żeby bardziej nienawidzić kacapa, niż innego Polaka z przeciwnego plemienia.