Od dawna różnej maści dekonstruktywiści, najczęściej blisko powiązani z liberalną wizją
świata, próbują wmawiać ludziom, że naród jest czymś umownym, że tożsamość narodowa nie jest
wcale konieczna do konstytuowania świadomości jednostki, itp. Oczywiście narracja taka służy
konkretnym celom, które wspólnie składają się na ogólny zamiar zaprowadzanie ostatecznej
liberalistokracji- jak nader trafnie system projektowany przez globalistów nazwał Rafał
Ziemkiewicz. Połączenie bowiem tej narracji z drugą towarzyszącą jej retoryką skrajnego
indywidualizmu i pojmowanego w straszliwie zwulgaryzowany sposób jednostkowego
egzystencjalizmu ma doprowadzić do ukształtowania jednostek, które źródeł swej tożsamości będą
upatrywać we wspólnotach albo oderwanych od ich własnego interesu albo zupełnie fikcyjnych-
taka zaś kształtowanie umysłów rzuci ich w szpony wszelkiej maści politycznych i biznesowych
hochsztaplerów, którzy będą z nich czerpać zyski na chwałę ,,nowego, wspaniałego świata”. Z
reszta już możemy to zobaczyć, patrząc na nieszczęśników, którzy już zdążyli poddać się tej
manipulacji.
W poniższym artykule chciałbym z jednej strony pokazać jak bardzo narracja
dekonstruktywistów w odniesieniu do Narodu jest fałszywa, z drugiej zaś pokazać, że nasze
przywiązanie do kwestii interesu narodowego, do samej wizji bytu we wspólnocie narodowej nie
jest żadnym ,,czysto intelektualnym konstruktem” lecz czymś naturalnym, wynikającym z kwestii
pozostających daleko poza jakąkolwiek kontrolą intelektu, drzemiących w podświadomości, a
nawet zgoła w genach.
Nacjonalizm i piramida Maslowa
W psychologii powszechnie stosowaną metodą opisu ludzkich potrzeb jest tzw. piramida
Maslowa. U jej podstawy leżą najbardziej podstawowe potrzeby człowieka, a im wyżej tym
bardziej wysublimowane. I tak na samym dole leżą potrzeby fizjologiczne- bo bez ich spełniania
nie jesteśmy w stanie żyć. Tuż nad nimi leży potrzeba bezpieczeństwa- konieczna do spełnienia, by
móc żyć w minimalnie ustabilizowany sposób. Nad nią znajduję się potrzeba przynależności- jej
spełnienie jest konieczne do zachowania przez człowieka dobrostanu psychicznego na
podstawowym poziomie. Wyżej jeszcze znajduje się potrzeba szacunku, najwyżej zaś
samorealizacji, ale to już osobna kwestia. Istotne jest, że większość wspomnianych potrzeb w żaden
sposób nie wypływa z intelektu, lecz jest u człowieka czymś właśnie czysto instynktownym,
występuje na poziomie podświadomości, przy czym trzy pierwsze potrzeby, które wymieniłem
występują już u dzieci.
Ktoś w tym miejscu mógłby się spytać- co ma piramida Maslowa do
nacjonalizmu? Otóż bardzo wiele. Informuje nas bowiem o tym, że kwestia przynależności do
wspólnoty to nie jakaś opcja, którą można sobie włączyć lub wyłączyć. Przynależność do
wspólnoty jest jedną z najbardziej naturalnych potrzeb człowieka, bez której spełnienia nie jest on
w stanie osiągnąć dobrostanu psychicznego. Co więcej potrzeba ta jest obecna już u dzieci i to od 3
roku życia, co stanowi najlepszy argument iż jest to potrzeba czysto naturalna. Ludzie, którzy
próbują wmawiać, że każdy żyję tylko dla siebie, szykuje swoim wyznawcom de facto tragedię, bo
nie da się uciec od tego, że każdy z nas do jakichś grup przynależy. Nawet rodzina jest już grupą i
przywiązanie do niej jest spełnianiem potrzeby przynależności. Człowiek, który nie należy do
żadnej wspólnoty i nie poczuwa się do przynależności do żadnej grupy, człowiek jednym słowem
wykorzeniony zwyczajnie cierpi. Wyzwoleniem od tego cierpienia jest tylko znalezienie sobie
odpowiedniej dla własnego ja grupy do której się przynależy. I tu zachodzi pytanie- czy może
człowieka uszczęśliwić przynależność do grup będących zupełnie sztucznymi konstruktami, w
których na dodatek dziś może być a jutro wynieść się gdzie indziej, tak jak to jest z ,,kolektywami”
różnych lewaków? Bardzo w to wątpię. Grupa, która sama nie jest stabilna, nie może wszak
ukonstytuować stabilnej tożsamości członka. A tymczasem brak owej stabilnej tożsamości na
powrót stanowić zaczyna dlań źródło psychicznej męki. Najlepszym dowodem niech będzie fakt, że
statystyki samobójstw są daleko wyższe wśród transseksualistów, niż wśród jakiejkolwiek innej
grupy. Brakuje im bowiem fundamentu, na którym mogli by oprzeć odpowiedź na fundamentalne
dla człowieka pytanie- kim jestem? Grupa na której próbowali budować swoją tożsamość jest
wydmuszką. I tak jest z każdą inną grupą projektowaną jako tożsamościowa przez szeroko
pojmowaną lib-lewice.
Co jest alternatywą w dążeniu do spełnienia potrzeby przynależności i
posiadania tożsamości? Alternatywą jest w pierwszej kolejności rodzina, a w drugiej, nie mniej
ważna, tworzona przez rodziny wspólnota zupełnie naturalna, ta w której się rodzimy i do której
przynależymy poprzez najbardziej biologiczny związek człowieka z człowiekiem- poprzez krew.
Nie muszę tu chyba dodawać, że chodzi mi oczywiście o wspólnotę Narodu. To właśnie ta
wspólnota tworzy najbardziej stabilny fundament dla tożsamości, a dzieje się tak min. dlatego że jej
istota ma charakter wielopłaszczyznowy, że zbudowana jest ona wokół kilku różnych osi, które
uzupełniają się nawzajem w sposób organiczny. Podaje poniżej co tworzy ową organiczność
wspólnoty narodowej. Są to:
- więzy krwi
- więzy historii
- wspólny język
- wspólna kultura
- wspólne dziedzictwo
- wspólna ziemia-macierz
- wspólny system wartości nadrzędnych
Te siedem elementów razem konstytuuje wspólnotę, która nie jest jakąś mgławicą obracającą
się wokół czegoś co leży tylko w teraz. Konstytuują one potężny, realny byt wiążący się ponad
czasem w jednej wspólnocie przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Zjednoczenie się w jeden byt
tych trzech stref, z których dwie są rzeczywistością, a trzecia realnym potencjałem- to właśnie
składa się na trwałość i potęgę tego bytu, który jedyny godzien jest stanowić fundament dojrzale
rozumianej tożsamości, która każdą inną tożsamość istniejącą w człowieku podporządkować musi
sobie, gdyż tego domaga się samą swą istotą. Zanim jednak przejdę do tego, jak się to dzieje i
dlaczego nie jest mechaniczne, lecz przeciwnie stanowi coś zupełnie naturalnego, uważam że
słusznym będzie poświęcić nieco miejsca omówieniu każdego z 7 elementów składających się na
fundament narodowej wspólnoty.
Naród jako wspólnota wielopłaszczyznowa
Wspólne zespolenie bowiem wszystkich tych elementów czyni z Narodu właśnie ową wspólnotę
wielopłaszczyznową, a z przynależności doń- podstawę silnie ugruntowanej tożsamości
samodzielnej jednostki.
I tak więzy krwi są czymś najoczywistszym. Jako Naród mamy wspólnych przodków, a co za
tym idzie wspólną krew. Pozwolę tu sobie zaznaczyć, że od słowa ,,krew” bierze się
określenie ,,krewny”. Więź krwi łącząca Naród oznacza, że na pewnym dalekim co prawda, ale
rzeczywistym poziomie wszyscy jako Polacy jesteśmy w pewnym sensie wielką wspólnotą genów,
tak jak wspólnotą genów na poziomie bliższym jest rodzina. Krew jest więc pierwszym elementem
który nas definiuje jako wspólnotę, jednak nie czyniłbym z niej jedynego wyznacznika, choć
niewątpliwie to ona łączy nas jako Polaków na pewnym poziomie podstawowym.
Ważniejsze od krwi są jednak więzy historii. Wspólne doświadczenia poprzednich pokoleń,
przenoszone różnymi drogami na pokolenia kolejne- oto jeden z najważniejszych elementów
budujących wspólnotę krwi, ziemi i dziedzictwa jaką jest Naród. Na historii konstytuuje się
bowiem wspólnoto-twórczą rolę narracji- co łączy historiografię z mitami, od których jednak różni
się ona tym, że bazuje na realnej prawdzie. Więzy historii sprawiają też, że wspólnota narodowa
będzie miała inne podejście do różnych odmiennych wspólnot, nawet jeżeli w warstwie bieżącej
polityki jej reprezentanci będą zgoła co innego deklarować, czy nawet przeprowadzać. Pokolenia
przeszłe żyją w Narodzie, właśnie poprzez te odruchy i naszą wiarę w historyczne narracje.
Wspólny język- oto jeden z ważniejszych komponentów wspólnoty narodowej. Fakt, że
rozumiemy się nawzajem na poziomie leksykalnym, bez potrzeby uczenia się tego, lecz poprzez
fakt, że przyswoiliśmy sobie nasz język jako prymarny w naszym życiu i natywny w kwestii jego
źródeł poznania- to właśnie kolejny komponent naszej wspólnej tożsamości.
Wspólna kultura- to jednak to co stanowi o trwałości naszej wspólnoty. Na ile ten komponent
tożsamościowy jest szczególnie ważny- to sprawa osobna. Nie każdy Polak, aby być dobrym
Polakiem musi zachwycać się Chopinem, Moniuszką, Mickiewiczem, czy Słowackim, niemniej
fakt, że Ci właśnie ludzie stworzyli dzieła, których wartość nie przemija pomimo przemijania
pokoleń- sam ten fakt jest jakościowym komponentem wspólnoty sam w sobie. Świat
myśląc ,,Polska” myśli ,,Chopin”. Nie chcę się tu zbyt wiele rozwodzić nad autorem np. ,,Poloneza
as-dur”, jednak prawdą jest, że jeśli komukolwiek na świecie mającemu minimum pojęcia o
muzyce puścić wspomniane dzieło, lub najbardziej rozpoznawalny polonez- ten autorstwa
Wojciecha Killara, wówczas takiej osobie muzyka od razu skojarzy się z naszym krajem. Z drugiej
strony- kultura magazynuje uczucia zbiorowe i wzmaga je. Dlatego mickiewiczowskie ,,Dziady cz.
III”, Słowackiego ,,Kordian” niewątpliwie potęgą scenicznego wyrazu wzruszą polskiego widza
teatru, choć przedstawiciele innych nacji mogą tych uczuć nie podzielać. Słowem kultura zarazem
odróżnia nas i zarazem rozsławia. Stanowi wyróżnik nacji i zarazem jej komponent jakościowy. Im
większy wkład narodu w kulturę ogólnoświatową, tym więcej powodów do narodowej dumy-
uczucia, które jest niezbędne by z narodowej wspólnoty tworzyć potęgę wiecznotrwałą.
Wspomniane przeze mnie dzieła kultury- to coś co składa się na wspólne dziedzictwo. Ale na to
samo wspólne dziedzictwo składają się też pomniki, cmentarze i kościoły. Nie bez powodu Nicolás
Gómez Dávila pisał, że ,,gdy w ojczyźnie nie ma miejsca na cmentarze i kościoły, gdy staje się ona
tylko sumą interesów, to wówczas patriotyzm staje się hańbą”. Jest w tej myśli coś bardzo
głębokiego- nie wolno nam odrzucać dziedzictwa pokoleń, które nas jako Naród tworzyły i w
wieczności tworzą. Ktokolwiek kto by tak uczynił i mienił się dalej być patriotą- całą idee okryłby
hańbą. Wspólne dziedzictwo ma zresztą ogromny przekład na przyszłość. Instynktownie rozumieją
to lepiej od nas mężczyzn, nasze siostry, żony, matki, ogółem kobiety. Te które rodzą i które
chowają- bo jedno i drugie jest częścią życia- częścią tego wielkiego nierozerwalnego kręgu w
którym obraca się każda wspólnota w tym i naród. Pozwolę znów odwołać się do psychologii,
konkretniej do dzieła Ericha Fromma ,,Miłość, płeć i matriarchat” w którym to dziele jasno
stwierdza niemiecki psycholog, że kobiety ,,najpełniej realizują miłość wobec pokoleń
teraźniejszych i pamięć o pokoleniach przeszłych”. Dzieje się tak, w mojej skromnej opinii,
dlatego, że mężczyźni z kolei często więcej myślą o przyszłości- natura domaga się od nas bycia
zdobywcami i wojownikami, a to siłą rzeczy implikuje pragnienie patrzenia naprzód. Jednak, by
dobrze dbać o Naród, powinniśmy w tym patrzeniu naprzód uczyć się od kobiet właśnie nie
zapominania o pozostałych dwóch sferach czasowych, w których nacja swój byt posiada.
Jednak dziedzictwo nie istnieje w oderwaniu. Większość jego elementów skupia się w jedno w
ramach tego co nazywam macierzą. We wspólnej ziemi z której wyrośliśmy jako wspólnota i na
której Naród nasz rozwijał się przez wieki. I choć to krew tworzy Naród, ale to ziemia pozwala mu
trwać, tworzyć kulturę, budować dziedzictwo. Wspólna ziemia- macierz- oto kolejny element o
który winniśmy dbać i na którym winniśmy budować swą tożsamość.
To wszystko jednak i tak ostatecznie zawiera się w pewnym katalogu wspólnych wartości
nadrzędnych. Etyka katolicka, etos rycerski, moralność zasad, etyka honoru- te 4 elementy, razem
konstytuują katalog wartości nadrzędnych w ramach których Naród nasz funkcjonuje.
Jak widać nader wielopłaszczyznową wspólnota jest Naród. Jednak ktoś może tu zadać pytanie-
to jak z naturalnością owej przynależności do narodu? Czemuż to nacjonalizm miałby być czymś
naturalnym, skoro tak wiele składowych konstytuuje wspólnotę nacji? Na te pytania, zdawałoby
się trudne, odpowiedź jest wybitnie prosta.
Natywne pochodzenie przynależności do Narodu
Nagłówek podrozdziału jest odpowiedzią na pytania z końca poprzedniego podrozdziału. Co
oznacza słowo ,,natywne”? Gdyby ktoś nie rozumiał- natywne tj. pochodzące z urodzenia.
Naturalność naszej przynależności do nacji z tego się właśnie bierze , że do Narodu należymy z
urodzenia. To rodzice, właściwie
jeszcze przed naszymi narodzinami, jednoznacznie
predestynowali nas do przynależności do Narodu poprzez swoje decyzje. Proces wychowania, w
ramach którego włączamy się w kolejne komponenty przynależności narodowej jest już tylko
dopełnieniem tego. Warto tu poruszyć kwestie Polaków z wyboru. W moim przekonaniu można
być Polakiem z wyboru i wówczas oczywiście dzieci takiej osoby uznamy za najzupełniejszych
swoich rodaków, a nawet samą osobę uznamy jak najbardziej za Polaka, co najwyżej tego czy
innego pochodzenia. Z tym, że za tym wyborem muszą stać konkretne czyny i nie jest to
bynajmniej nauczenie się hymnu i pójście raz w roku na marsz. Właściwie Polak z wyboru bardziej
winien swej polskości dowodzić, niż Ci którzy Polakami się urodzili. I tu idealnym przykładem są
dla mnie Nicolas Chopin (ojciec Fryderyka) oraz gdański astronom Jan Heweliusz (z urodzenia
Johann Hewelcke).
Pierwszy z nich- z pochodzenia biologicznego Francuz, nie tylko spłodził najwybitniejszego z
naszych kompozytorów, miał wiele innych zasług dla Ojczyzny. Brał udział w powstaniu
kościuszkowskim, uczył języka francuskiego i muzyki w Liceum Warszawskim, a tego pierwszego
przedmiotu także w wojskowej Szkole Artylerii i Inżynierów. Wreszcie, gdy już upadło Księstwo
Warszawskie i Moskale z powrotem zajęli Warszawę ojciec Fryderyka konsekwentnie odmawiał
oficerom rosyjskim zagadującym do niego w różnych sprawach rozmawiania z nimi po francusku i
domagał się by mówili do niego po polsku, co było pewnym aktem odwagi, nawet w epoce
ograniczonej autonomii lat 1815-1830.
Jan Heweliusz z kolei w sensie biologicznym był Niemcem, co więcej wyznającym luteranizm.
Urodził się w Gdańsku, w rodzinie czysto niemieckiej. Jednak mimo to był on jak najbardziej
lojalnym poddanym kolejnych królów Polski i nawet w trakcie potopu szwedzkiego, gdy większość
Niemców z terenów Rzeczpospolitej poszło na kolaboracje z Karolem Gustawem, on pozostał
wierny Janowi Kazimierzowi, za co ten zresztą odwdzięczył mu się wstępną nobilitacją w roku 1659.
Także kolejnym polskim monarchom dochowywał wierności ów wybitny astronom, min. ostatnie
swe dzieła dedykując Janowi III Sobieskiemu. Jego lojalność wobec Rzeczpospolitej, wraz z jego
wybitnymi osiągnięciami naukowymi sprawiają, że choć nie stawiałbym go w jednym rzędzie z
Nicolasem Chopinem, to jednak niewątpliwie uznałbym jego wybór polskości za nie tylko szczery,
ale także konsekwentny
Tak więc widzimy, że na przynależność do Narodu może wynikać albo z urodzenia, albo z
wyboru. Jednak Ci którzy postanawiają przynależność do Narodu wybrać, muszą potem wiele
wysiłku włożyć, by dowieść tego, że w istocie można ich uznać za członków Narodu. Tymczasem
natywni przedstawiciele wspólnoty narodowej swą narodowość mają niejako programowo
zaszczepioną i jeżeli nie dopuszczą się zdrady narodowej, to są i pozostają w pełnym tego słowa
znaczeniu Polakami, choć oczywiście ideałem byłoby by każdy Polak w podobnym stopniu
przynależał do nacji na każdej z 7 płaszczyzn przynależenia do niej. Jednak niezależnie do
wszystkiego innego co najmniej 3 z owych płaszczyzn są nam wrodzone. Geny, język i ziemia-
macierz, z którą związani jesteśmy poprzez krew niezależnie od tego gdzie się urodziliśmy.
Tak więc przynależność do Narodu jest czymś naturalnym. Jednak ktoś mógłby się spytać-
dobrze, ale dlaczego od razu nacjonalizm uznawać za coś naturalnego?
Odpowiedź jest prosta i wystarczy do jej udzielenia ponownie przypomnieć sobie piramidę
Maslowa.
Dzieje całej ludzkości pokazują, że łatwiej zapewnić sobie bezpieczeństwo we wspólnocie niż
osobno, oraz że te wspólnoty które swój własny interes ceniły najwyżej, największy osiągały sukces
i największe bezpieczeństwo. Tak więc rozsądna troska o Naród i pewien zdrowo pojmowany
egoizm narodowy powinny być czymś zupełnie naturalnym dla jednostki, która swe maslowskie
potrzeby realizuje poprzez przynależność do nacji i działanie w jej ramach. Nie wynika to nawet z
żadnego altruizmu, ale z faktu, że dbając o bezpieczeństwo i pomyślność Narodu i Ojczyzny, w
znacznym stopniu dbamy o bezpieczeństwo i pomyślność samych siebie. Pamiętamy
mickiewiczowskiego Wallenroda- ,,szczęścia w domu nie znalazł, bo go nie było w Ojczyźnie”-
jednak czy dobrze to rozumiemy? Bo tu nie chodzi wcale o żadne romantyczne uniesienia i uczucia,
ale o prosty fakt, że cierpienie Narodu, sprowadza się do sumy mniejszych i większych cierpień, lub
perspektywy cierpień wszystkich jednostek jakie w skład jego wchodzą. A czy tego ktoś chcę czy
nie- przynależności do Narodu odrzucić się nie da. Casus nieszczęsnych ,,zeuropeizowanych”
Żydów, którym hitlerowcy okrutnie przypomnieli, że jednak są oni Żydami, albo bliższy naszym
czasom casus ,,rosyjskojęzycznych Ukraińców”, którzy w znacznym stopniu stali się ofiarami obu
stron konfliktu na Wschodzie stanowi szczególnie wyrazistą ilustrację tego faktu. Tak więc
rozumne dbając o swój Naród i odrzucając wszelkie próby przeformowywania nas w innych
kierunkach- dbamy sami o siebie. A więc czynimy to, co jest dla człowieka zupełnie naturalne z
perspektywy psychologicznej, aksjologicznej i nawet etycznej.
Jednym słowem- nacjonalizm to nie ,,konstrukt intelektualny”. To zupełnie naturalna postawa
człowieka, posiadającego minimalnie wyższy poziom świadomości narodowej i umiejętności
racjonalnego osądu, co jest rzeczywistością, a co nią nie jest.
Nacjonalizm jest naturalny. Jak walka i głód, jak miłość i nienawiść, jak rodzenie i umieranie.
Wynika z tego co leży w samym życiu jednostki i wspólnot. Jest wyniesieniem do poziomu
intelektu tych pierwotnych dążeń naszego gatunku, które sprawiły, że człowiek stworzył państwo,
prawo i cywilizację. Jednym słowem- jest ponad jakimikolwiek konstruktami czysto
intelektualnymi, gdyż swą podstawę ma w tym co wymyka się intelektowi- w cieniach przodków, w
głosie krwi i ziemi.
Jedyne czego potrzeba by masy Narodu poszły naprzód razem z nami- to to, by usłyszeli ten
głos.
Z tą refleksją pozostawiam wszystkich czytelników.
Ciekawa teoria – tyle że tak samo absurdalna jak geocentryzm czy kreacjonizm. Ale jak dobrze pomyśleć, to można wykorzystać do skeczów w kabaretach.