Człowiek jest bytem przygodnym, w którego specyfikę są wpisane niedoskonałość, ułomność i ograniczoność. W różnych sferach życia spotyka się z trudnościami, a sukcesy osiąga nierzadko za cenę dużego wysiłku. Nie zawsze starcza mu zasobów, energii i wytrwałości, by płynnie przejść przez realizację swoich zadań. Zaspokajanie potrzeb, niekiedy również tych podstawowych, nie za każdym razem kończy się powodzeniem. Nic zatem dziwnego, że w jego funkcjonowaniu dosięgają go kryzysy. Szczególnym przypadkiem kryzysu jest kryzys duchowy, który okazuje się załamaniem całego człowieka. Wiadomo bowiem, że człowiek jest duchem wcielonym, a nie tylko po prostu „duchem, który ma (posiada) ciało”. Załamanie duchowe oddziałuje więc na jego obszar psychofizyczny i odwrotnie – niedomaganie somatyczne i/lub psychiczne może wywierać negatywny wpływ na sferę duchową w człowieku.
W kontekście psychologicznym i etycznym kryzys rozumie się dziś najczęściej jako stan człowieka, w którym jest on wydatnie zniechęcony do obowiązków zawodowych i działań osobistych, tracąc przy okazji motywację do życia i pracy. W sensie ściśle duchowo-aksjologicznym jako kryzys określa się zachwianie danego systemu wartości, co może powodować dezorientację, a nawet frustrację człowieka jako indywiduum. W związku z tym kryzys pojmuje się obecnie jako coś negatywnego i bolesnego, od czego najlepiej jest uciekać. Lecz grecki źródłosłów wyrazu „kryzys” wskazuje na o wiele bogatsze możliwości interpretacji kryzysu. Otóż zgodnie z grecką etymologią interesującego nas słowa, „kryzys” oznacza oddzielenie, konfrontację, spór, osąd, wyjaśnienie, poszukiwanie rozwiązania i siłę rozróżniającą. Wskazuje to, że kryzys może być również czymś pozytywnym, dającym asumpt do nowych możliwości rozwojowych człowieka, a nawet jego swoistego „oczyszczenia”. Oczywiście, kryzys może być źle rozwiązany, a wtedy będzie rodził złe owoce. Jednak odpowiednio zarządzany, może przynieść dobre rezultaty.
W psychologii pewnikiem jest twierdzenie, że kryzys stanowi doświadczenie ogólnoludzkie. Nie ma więc osób, które nie doświadczałaby, oczywiście z różnym natężeniem i na bazie odmiennych czynników, rzadszych lub częstszych kryzysów. W tym więc sensie kryzysy są dla ludzi tak oczywiste i powszechne, jak to, że podlega się rozwojowi od dzieciństwa po dorosłość. Wobec tego dobrze jest mieć świadomość racjonalnych metod radzenia sobie z kryzysami. Oczywiście, trudno o podanie zestawu sztywnych reguł, zwłaszcza w zakresie szczegółowym, co wynika z tego, że każdy człowiek jest odmienny, prezentując specyficzną dla siebie wrażliwość, a ponadto działa w unikalnych, nie do końca dających się przewidzieć warunkach. Jeśli jednak założymy, że wszyscy jako istoty rozumne uczestniczymy w intelektualności, stając przed napięciem związanym z nieodzownością dokonywania wyborów, czemu towarzyszą rozmaite uczucia i reakcje emocjonalne, to zyskujemy już choćby wstępną płaszczyznę do przeprowadzenia na interesujący nas temat dyskursu, który może zyskać walor ponadjednostkowej użyteczności.
Uszczegóławiając, kryzys duchowy jest przejściowym stanem napięcia pomiędzy dotychczasową postawą wobec człowieka (w tym samego siebie), świata i Boga a widmem przyjęcia nowej postawy, do czego osoba ludzka motywowana jest jakimiś istotnymi czynnikami, najczęściej dającymi się zaliczyć do grupy następujących faktorów: intelektualno-poznawczych, emocjonalno-wartościujących i/lub behawioralnych. Wobec tego z kryzysem duchowym u człowieka mamy do czynienia wtedy, kiedy w następstwie oddziaływania nań jakichś ważnych, a zwykle złożonych czynników, czuje się on przymuszony do zmodyfikowania hierarchii wartości w połączeniu z konkretnymi praktykami i zachowaniami, do których przywykł. Asumpt do kryzysu duchowego mogą dawać zdarzenia z kategorii tych, które psychiatra i filozof Karl Jaspers nazwał „sytuacjami granicznymi”, tj. takimi, które z uwagi na ich osobisty, a zarazem głęboko wstrząsający charakter, stawiają człowieka w prawdzie do samego siebie, przy okazji rozjaśniając egzystencję. Sytuacje takie wytrącają jednostkę z równowagi i sprawiają, że musi ona opuścić tzw. „własną strefę komfortu”. Choć mogą być nad wyraz bolesne, bo ich przykładami są śmierć bliskiej osoby, walka o przetrwanie czy zostanie porzuconym przez kogoś umiłowanego, to stosownie przepracowane mogą przynieść oczyszczenie oraz ocalenie od nieautentycznych sposobów działania i zakłamanych więzi społecznych.
Kryzysom, zwłaszcza o obliczu duchowo-religijnym, mogą towarzyszyć skrajne stany emocjonalne. Kiedy ktoś przeżywa kryzys, to natychmiast po euforii, może popaść w przygnębienie i smutek (lub na odwrót). W jednym momencie może się usprawiedliwiać, zaś w innym – do przesady obarczać się winą. Z kolei po gorliwości w wypełnianiu praktyk kultowych może nastąpić zupełna obojętność w kwestii czynności religijnych. Dodatkowo, osoba w kryzysie duchowym może być zamknięta w sobie, zagubiona i nadmiernie drażliwa w odniesieniu do wybranych tematów, których z jakichś względów za wszelką cenę stara się unikać. Człowiek, który doświadcza kryzysu duchowego, często bywa rozchwiany i niepewny. Znajduje się jak gdyby w stanie zawieszenia, z którego może albo przejść na wyższy poziom życia duchowego, albo stoczyć się w dół. Oczywiście, ze wszech miar korzystniejsza jest pierwsza z opcji, gdyż druga oznacza nie tylko problemy emocjonalne, ale też społeczne, zdrowotne, zawodowe czy ekonomiczne.
Chodzi więc o to, aby nauczyć się twórczo przechodzić przez kryzysy, w myśl hasła, że w słabości wykuwa się siła. Najbardziej optymalnym rozwiązaniem jest wyjść z kryzysu dojrzalszym, wytrwalszym i doskonalszym. Łatwo jednak o takie teoretyczne stwierdzenie, zaś trudniej o praktyczne wykonanie. Dlatego, nie żądając przesadnie wiele, dobrze jest przebrnąć przez kryzys przy zminimalizowaniu jego negatywnych skutków, odzyskując najszybciej jak to możliwe psychiczno-duchową równowagę. Niezwykle cenne może być wyprowadzenie na bazie przeżytego kryzysu praktycznych wniosków na przyszłość.
Trzeba mieć świadomość, że nie ma jednej, znajdującej zastosowanie we wszystkich przypadkach, „złotej wskazówki”, która dawałaby gwarancję satysfakcjonującego pokonania kryzysu duchowego. Niezliczone są wszakże ludzkie ścieżki, dlatego każda sytuacja wymaga odrębnych działań o charakterze szczegółowo-praktycznym, zrelatywizowanych do realnie dostępnych środków zaradczych. Należy jednak podnieść, że zasadniczo każdy przypadek kryzysu duchowego wymaga, aby dalsze działania następowały po rzetelnym rozpoznaniu przez osobę jej stanu wewnętrznego. Im wyższy poziom samowiedzy i samoświadomości człowieka, tym łatwiej jest rozeznać się co do źródeł doświadczanych problemów. Dlatego można zakładać, że jednostki refleksyjne, potrafiące „wejrzeć do własnego wnętrza”, szybciej odkryją „mieszkającą tam prawdę” o sobie samym. Kluczowe w kontekście dalszych kroków jest bowiem dowiedzenie się, jakie są najbardziej prawdopodobne przyczyny kryzysu. Często jest wszakże tak, że najskuteczniejszymi środkami zaradczymi w obliczu kryzysu okazują się te, które są przeciwne do jego przejawów i przyczyn.
Choć kryzys duchowy odsyła człowieka do wymiaru nadprzyrodzonego, tak iż obejmuje odniesienie do tego, co święte, a także wykraczające poza rzeczywistość doczesną, to jednak skoro uczestniczy w nim człowiek będący jednością psychofizyczną, „uduchowioną cielesnością” i „ucieleśnioną duchowością”, to nieuchronną płaszczyzną jego rozgrywania się jest sfera naturalna. W porządku tej ostatniej często podstawowym objawem tego, że ktoś przeżywa kryzys jest to, iż jest zwyczajnie zmęczony. Mimo iż brzmi to banalnie, należy wskazać, że pierwszym działaniem, jakie należy podjąć w obliczu kryzysu, jest wypoczynek. Kiedy coś nas trapi, to naturalne jest wówczas, że niedosypiamy, tracimy apetyt, doświadczamy licznych napięć i ogólnie odczuwamy, jak uchodzi z nas energia. Choć kryzys, jaki jest przedmiotem rozważań w niniejszym tekście, dosięga w pierwszej kolejności sfery psychiczno-duchowej, to jednak wtórnie oddziałuje też na płaszczyznę somatyczną. W obliczu kryzysu człowiek potrzebuje zatem nade wszystko odpoczynku.
Efektywny wypoczynek nie powinien jednak przerodzić się w trwały marazm. Należy wobec tego wystrzegać się sytuacji, w których przed trapiącymi nas problemami uciekamy w zbyt długi sen. Oczywiście, ten ostatni jest ważny i daje szansę regeneracji, lecz „przespanie utrapień” nie jest najlepszym rozwiązaniem. Dlatego wypoczynek trzeba rozumieć szeroko, uwzględniając także jego aktywne formy.
Człowiek znajdujący się w kryzysie ma z oczywistych względów, wskutek doświadczanego cierpienia, skłonność do oceniania samego siebie, swojego położenia i otaczającej rzeczywistości, jednostronnie negatywnie. Nierzadko normą w obliczu kryzysu jest poczucie, że oto znajdujemy się w sytuacji bez wyjścia i jesteśmy jak gdyby w potrzasku. Nawet proste, rutynowe czynności dnia powszedniego wydają nam się trudnymi wyzwaniami. Dlatego, choć to niełatwe, w matni kryzysu należy szukać optymizmu. Jak to zrobić? Można spróbować spojrzeć na sytuację, z jaką przyszło nam się zmierzyć, racjonalnie, tzn. uświadomić sobie, że kryzysowe wydarzenia stanowią jedynie o pewnym fragmencie życia i nie przekreślają całego jego bogactwa, a tym bardziej wszystkich naszych dokonań i naszej wartości. Wymaga to spojrzenia na aktualne przeżycia z dystansem. Jest to oczywiście wielkim wyzwaniem, ponieważ racjonalny, wręcz chłodny ogląd sytuacji, przesłaniają nam w obliczu kryzysu negatywne emocje. Mamy wówczas tendencję, by siebie i świat widzieć „w ciemnych barwach”. Jednak wyjściem z tego rodzaju zapętlenia może być holistyczne ujęcie swojego życia i realistyczne nań spojrzenie, dzięki któremu uświadomimy sobie, że człowieczy los obejmuje zwykle zarówno wzloty, jak i upadki.
Podczas prób radzenia sobie z kryzysem duchowym pomocne może być też konfrontowanie swoich aktualnych doświadczeń z tym, co przeżywało się samemu w przeszłości, jak też z analogicznymi sytuacjami innych ludzi. Żyjemy, więc jakoś wykaraskaliśmy się z minionych trudności. Warto zatem przypomnieć sobie, co ongiś przeżywaliśmy i jakie środki okazały się wówczas pomocne w przywracaniu stanu harmonii duchowej. Szczególną uwagę należy zwrócić uwagę na czynniki, które kiedyś, gdy byliśmy w kłopotach, utrudniały wydostanie się z nich. Chodzi wszakże o to, aby nie powielać niepotrzebnych błędów. Nieocenione może być też korzystanie z doświadczeń innych osób. Przy czym takim wsparciem mogą być nie tylko bliscy, ale nawet bohaterowie historyczni, tzn. inspirujący ludzie, w rodzaju św. Augustyna, który spisał swoje zmagania duchowe w Wyznaniach. Zapoznanie się z ich biografiami ukazuje, że pewne rozterki, cierpienia czy dylematy, choć w różnych co do szczegółów odsłonach, są udziałem bardzo wielu ludzi. Wobec tego w jakiejś mierze pocieszający może być fakt, że w trudnościach nie jesteśmy sami, w tym mianowicie znaczeniu, iż coś, co dla nas jawi się jako „koniec świata”, poruszało już umysły licznych postaci, w tym mistrzów duchowości, takich jak Ewagriusz z Pontu, św. Bernard z Clairvaux, św. Jan od Krzyża, św. Jan Klimak czy Piotr Semenenko. Oczywiście, czymś szczególnie pożądanym może być czerpanie z ich nauk i zaleceń odnośnie tego, jak oni potrafili przezwyciężać problemy. Wiele z rad mędrców ma wszakże walory ponadczasowe. Szybciej ma szansę wyjść z kryzysu zatem ten, kto wypracował u siebie cnotę pouczalności (docilitas), dzięki czemu jest otwarty na modyfikowanie swojej perspektywy poznawczej pod wpływem racjonalnych przekazów, udostępnianych najczęściej przez inne osoby, nierzadko bogatsze w wiedzę i umiejętności.
Kluczowe w kontekście zmagań z każdym kryzysem, w tym z takim o podłożu duchowym, jest pogodzenie się z nieuchronnością towarzyszącego mu cierpienia. Nie da się przechodzić przez kryzys bez ponoszenia ofiar i wyrzeczeń. Stąd należy podkreślić ascetyczny wymiar wszelkich autentycznych napięć duchowych. Cierpienie samo w sobie, dla samego cierpienia, nie jest konstruktywne. Tego rodzaju przeżywanie trudności faktycznie może jawić się jako bezsensowne. Może jednak zostać usensownione, kiedy stanie się środkiem do oczyszczenia duszy i czynnikiem, który przyczyni się do odrzucenia destrukcyjnych obciążeń emocjonalnych i psychicznych. Zmaganie się z przeciwnościami losu, a niekiedy też z własnymi myślami o niełatwych (również w znaczeniu moralno-aksjologicznym) zagadnieniach pozwala hartować ducha. Jeśli w cierpieniu można dostrzegać jakieś pozytywy, to tego typu, że sytuacje z nim związane mają tę właściwość, iż wyzwalają w człowieku jak gdyby utajoną wcześniej energię, która umożliwia „przenoszenie gór”.
Tyle jeśli chodzi o naturalne (przyrodzone) najważniejsze aspekty zmagań z kryzysem duchowym. Jak jednak wcześniej zasygnalizowano, kryzys duchowy, w szczególności u człowieka wierzącego, odsyła do rzeczywistości nadprzyrodzonej. Oto, przykładowo, stajemy przed widmem bolesnych rozterek i wątpliwości, dajmy na to dlatego, że dowiadujemy się, iż mężczyzna wbiegł do płonącego domu, by ratować pozostałe tam psy. Zwierzęta giną w męczarniach, a próbujący pomóc im człowiek pozostaje w ciężkim stanie zdrowotnym wskutek obszernych poparzeń wielu części ciała. Niejako same przez się nasuwają się nam wówczas pytania, jak choćby tego typu, jak: „Dlaczego ludzie i zwierzęta doznają tak wiele bólu?”, „Skąd tyle zła w znanym nam świecie” czy „Jak można pogodzić tezę o istnieniu wszechdobrego, wszechwiedzącego i wszechmocnego Boga z ogólnodostępnym nam doświadczeniem zła w otaczającej nas rzeczywistości?”. Nie ma w ich obliczu konkluzywnych odpowiedzi. Stąd właściwym wyjściem, ukierunkowującym mimo tego rodzaju przeżyć w stronę rzeczywistości nadprzyrodzonej, może być przede wszystkim modlitwa i kontemplacja. Oczywiście, nie chodzi o mechaniczne i bezrefleksyjne powtarzanie formuł, nużące tego, kto to czyni, lecz o zaangażowane i dokonywane w maksymalnym skupieniu rozważanie zawiłości relacji Stwórcy do tego, co stworzone, jak też tego, co stworzone, do Stwórcy, przy akceptacji nasuwającego się nieuchronnie wniosku, że pewne kwestie w tym zakresie muszą dla nas pozostać tajemnicą. W obliczu niektórych wyzwań intelektualnych i moralnych może się okazać, że jedyne, co możemy uczynić w tak prowadzonej kontemplacji, to trwanie w ciszy przed Bogiem, jako że żaden porządek dyskursywny nie jest w stanie rozjaśnić spraw, co do których nasza ograniczoność poznawcza przekreśla szanse na pełne zrozumienie.
Na koniec warto jeszcze wspomnieć, jak należy ustosunkować się do sytuacji, w której to ktoś inny doświadcza kryzysu duchowego, a my stajemy się świadkiem zmagań tej osoby. Wiele zależy oczywiście od tego, kim ta osoba dla nas jest, jak kształtuje się nasza z nią relacja, a przede wszystkim, jakimi dysponujemy możliwościami i narzędziami. Trzeba mieć świadomość, że nie zawsze jesteśmy w stanie efektywnie pomóc. O ile można darować sobie banalne „poklepywanie po plecach” i komunikowanie, że „wszystko będzie dobrze”, to jednak, kiedy tylko to możliwe, warto przede wszystkim usiłować towarzyszyć tej osobie, jak gdyby współprzeżywać i współprzepracowywać kryzys wraz z nią, ofiarując głównie swój czas i wsparcie emocjonalne. Ważne jest, aby stronić od kontrproduktywnego moralizowania, a wszelkie oceny formułować z dużą wstrzemięźliwością. Pamiętajmy bowiem, że jedynie Bóg zna w pełni meandry ludzkiej duszy i to On jest właściwym depozytariuszem prawdy o każdym człowieku. My możemy formułować wnioski zawsze tylko na podstawie niepełnych danych, a to sprawia, że w swoich werdyktach nader często dopuszczamy się krzywdzących dla bliźniego pomyłek.