Zjawisko imigracji jest jedną z rzeczy, które od zawsze budziły emocje w środowisku narodowym. Było to widoczne szczególnie w 2015 roku, gdy w Polsce toczyła się zażarta dyskusja na temat przyjęcia fali imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki. Chociaż Polska nie stała się wówczas jednym z głównych punktów docelowych tej swoistej wędrówki ludów, to warto zauważyć, że w ciągu kilku lat znacznie przybyło u nas imigrantów.
Najwięcej sprowadziło się oczywiście Ukraińców. Jest to bardzo złożone zjawisko i niezwykle zróżnicowana pod względem zawodowym, społecznym i wiekowym grupa ludzi. Część z nich osiedliła się w Polsce jeszcze przed agresją rosyjską na Ukrainę. Wielu z nich trafiło do naszego kraju w czasie trwania wojny, jako rzeczywiści uchodźcy. Od początku otrzymują oni pomoc nie tylko od administracji rządkowej i samorządowej, ale od licznych organizacji pozarządowych i zwykłych Polaków. Wśród ukraińskich imigrantów jest obecnie wielu pracowników fizycznych, jednak rzadkością nie są także osoby o wyższych kwalifikacjach m.in. lekarze, programiści etc. Coraz więcej jest w Polsce także imigrantów z Białorusi i Rosji, co ma związek z pogarszającą się sytuacją polityczną i gospodarczą we wspomnianych krajach znajdujących się pod bezpośrednią władzą, lub znacznym wpływem Władimira Putina. Jednak imigracja, na którą najbardziej chciałbym zwrócić w tym tekście uwagę to imigranci zarobkowi z krajów azjatyckich i w mniejszym stopniu afrykańskich. Chociaż jest to rzadko poruszany temat w mediach, to w ostatnich latach coraz więcej pozwoleń na pracę otrzymują przybysze z krajów takich jak Indie, Nepal, Chiny, Pakistan, Turcja, czy Filipiny. Imigranci z tych orientalnych krajów coraz częściej pracują jako kierowcy w nowych korporacjach taksówkarskich w największych miastach, ale także coraz częściej jako robotnicy budowlani, albo produkcyjni. Z informacji pochodzących od pewnego specjalisty z branży spawalniczej wynika, że polskie fabryki ostatnio coraz częściej zatrudniają całe brygady spawaczy z Indii, Chin i Filipin. W grupach takich najczęściej tylko brygadzista zna w stopniu komunikatywnym język angielski. W ten o to sposób niejako kuchennymi drzwiami pojawiają się w Polsce coraz liczniejsi imigranci spoza naszego kręgu kulturowego. Warto zwrócić uwagę, że w odróżnieniu od wschodniosłowiańskich, czy też ormiańskich, albo gruzińskich imigrantów nie są oni zazwyczaj skłonni do nauki języka polskiego, czy tym szerzej pojmowanej asymilacji.
Trzeba przyznać, że obecnie nie ma w Polsce silnych grup przestępczych bazujących na ludności azjatyckiej, jak również nie ma jeszcze wyraźnego konfliktu polityczno-kulturowego na tym tle, jednak obawiam się, że może się to z czasem zmienić. Entuzjaści tej egzotycznej imigracji powołują się często na casus Wietnamczyków. O ile należy przyznać uczciwie, że są to często ludzie pracowici i spokojni, o tyle nie zgodziłbym się, że są oni w pełni zasymilowani z polskim społeczeństwem. Diaspora wietnamska, podobnie, jak wiele etnicznych grup pochodzących z Dalekiego Wschodu ma tendencje do silnej konsolidacji przy jednoczesnym zachowywaniu odrębności od społeczeństw europejskich, a co za tym idzie do budowy społeczeństwa zamkniętego. Brak wyraźnych spięć pomiędzy mafią wietnamską a polską, czy brak polskich ofiar wietnamskich przestępców nie wynikają z braku wietnamskiej mafii w Polsce, tylko skupienia się przez nią wyłącznie na procederze w środowisku wietnamskich imigrantów. Naiwnością byłoby przypuszczać, że w latach 90-tych zjawisko to było spowodowane jakimś wielkim szacunkiem dla Polaków. Po prostu gangsterzy wietnamskiego pochodzenia, którzy byli wówczas szczególnie widoczni na Stadionie Dziesięciolecia i innych warszawskich bazarach woleli ściągać haracze, czy prowadzić nielegalne gry hazardowe wyłącznie w gronie swoich rodaków, niż wdawać się w skazane na porażkę walki z tzw. żołnierzami grupy pruszkowskiej, ząbkowsko-praskiej, wołomińskiej, czy też mokotowskiej. Wracając do meritum, należy zwrócić uwagę na to, co jest przyczyną wzrastającej imigracji spoza Europy. Główne dwa powody to gotowość tych ludzi do pracy za zaniżone płace, oraz niedobór pracowników fizycznych w Polsce. Pierwszy powód związany jest z tym, że nawet najniższa płaca w Polsce jest i tak znacznie wyższa, niż pensja robotnika w ich ojczystych krajach. Kapitalizm ma to do siebie, że bezlitośnie wykorzystuje takie sytuacje, aby zysk korporacji i koncernów mógł być jeszcze większy. Często w krajach tzw. Trzeciego Świata agencje pośrednictwa pracy werbują robotników, obiecując im złote góry, a gdy trafiają oni do Europy, w tym również do Polski to zamiast dobrobytu czeka ich wyzysk (często z ręki rodaków) i życie w zupełnie obcym kulturowo kraju. Wszyscy lewicowi i liberalni krzykacze, którzy promują multikulturowość i imigrację celowo milczą na temat tych niewygodnych dla nich tematów. Niesie to ze sobą jeszcze jedno negatywne zjawisko. Otóż w sytuacji, gdy imigranci z dalekich krajów wykonują pracę za znacznie niższą stawkę, jest to czynnik utrudniający wzrost płac. Drugi z podanych powyżej powodów imigracji zarobkowej jest bardziej skomplikowany.
Po pierwsze masa wykwalifikowanych polskich pracowników fizycznych w ciągu ostatnich kilkunastu lat wyjechała do Europy Zachodniej. Niestety, ale nic nie wskazuje na to, aby znaczna ich część miała wrócić do Polski. Po drugie bardzo mało młodych Polaków chce pracować fizycznie. Jest to niestety skutek liberalnej propagandy i fatalnej polityki edukacyjnej realizowanej przez kolejne rządy III RP. Reformy oświaty spowodowały dewastację szkolnictwa zawodowego, a mainstreamowa popkultura skutecznie obrzydziła młodym ludziom pracę fizyczną, zresztą tak samo jak obrzydziła małżeństwo i rodzicielstwo. W konsekwencji mamy w Polsce nadprodukcję osób z wyższym wykształceniem, a niedobór pracowników fizycznych.
Należy zastanowić się nad tym, jakie rozwiązania powinna wprowadzić Polska, aby nie powtórzyły się u nas problemy z imigrantami widoczne w Europie Zachodniej. Po pierwsze należałoby wprowadzić prawne rozwiązania ograniczające ilość przyznawanych pozwoleń na pracę i stały pobyt. Należałoby także określić oddzielnie ilość miejsc dla osób o niskich kwalifikacjach zawodowych, a oddzielnie dla osób będących specjalistami w dziedzinach, gdzie jest w Polsce niedobór pracowników. Po drugie należy wprowadzić większe wymagania dla osób ubiegających się o obywatelstwo. Jeśli nie jest to przypadek szczególny, gdy np. imigrant posiada szczególne zasługi dla Polski, to standardem powinno być wymaganie 8 lat rezydentury i zdanego egzaminu z polskiego języka i kultury. Po trzecie konieczna jest odbudowa szkolnictwa zawodowego. Po czwarte należy prowadzić rozsądną politykę prorodzinną, wspierać polskie rodziny wychowujące dzieci. Po piąte należy zlikwidować jakiekolwiek przywileje dla przedsiębiorców zatrudniających imigrantów, a wprowadzić je dla tych pracodawców, którzy w większości zatrudniają Polaków. Po szóste, państwo polskie powinno w większym stopniu wspierać repatriację Polaków z ziem dawnych Kresów Wschodnich. Po siódme, w sytuacji, gdy rzeczywiście w danej branży brakuje rąk do pracy, to preferencje powinni mieć imigranci z Europy Wschodniej, którzy czy tego chcemy, czy nie, są nam kulturowo bliżsi, niż Azjaci, czy Afrykanie. W niektórych zawodach komunikatywna znajomość języka polskiego jest rzeczą kluczową. Nie wyobrażam sobie na przykład, aby starsi, schorowani pacjenci mieli porozumiewać się z pielęgniarką z Filipin w języku angielskim, albo tagalog. Ogromnym plusem wschodniosłowiańskich imigrantów jest to, że większość z nich szybko uczy się języka polskiego i ulega asymilacji. Nie istnieją w tym wypadku również tak duże różnice kulturowe i religijne, jak np. w przypadku Bengalczyków, czy Nepalczyków.
Podsumowując, problem korelacji pomiędzy imigracją a sytuacją na polskim rynku pracy jest niezwykle istotnym zagadnieniem. Polscy nacjonaliści muszą w większym stopniu zainteresować się tym zjawiskiem i dyskutować nad proponowanymi rozwiązaniami.