W kwietniu 2025 roku media obiegła szokująca wiadomość: na terenie Uniwersytetu Warszawskiego przez blisko godzinę poruszał się mężczyzna z siekierą. Przemieszczał się między budynkami, był widoczny dla wielu osób, a mimo to… nikt nie zadzwonił na policję. Dopiero po dłuższym czasie sytuacja została zgłoszona przez przypadkową osobę spoza kampusu. Zamiast reakcji — pojawiły się filmiki, relacje na Instagramie, memy. W tle widniał niepokojący obraz: społeczna obojętność i bierne przyzwolenie na potencjalne zagrożenie.
Jak to możliwe? Dlaczego w czasach natychmiastowej komunikacji, powszechnej wiedzy i świadomości, że „trzeba reagować”, tak wielu z nas wybiera postawę obserwatora? Psychologia zna odpowiedź na to pytanie. To efekt rozproszenia odpowiedzialności, znany też jako efekt widza — im więcej świadków zdarzenia, tym mniejsze poczucie odpowiedzialności odczuwa każda jednostka. Mechanizm ten sprawia, że ludzie czekają, aż ktoś inny zareaguje. Niestety, często nikt tego nie robi.
Geneza obojętności – historia i eksperymenty
Zjawisko efektu widza nie jest nowe. Już w latach 60. XX wieku psychologowie John Darley i Bibb Latané opisali je po tragicznej śmierci Kitty Genovese — kobiety zamordowanej na ulicy Nowego Jorku mimo obecności ponad 30 świadków. Nikt nie zadzwonił po pomoc, nikt nie zareagował. To wydarzenie stało się symbolem społecznej znieczulicy i początkiem licznych badań nad zachowaniem ludzi w sytuacjach zagrożenia.
Eksperymenty przeprowadzane w laboratoriach potwierdziły, że osoby pozostawione sam na sam z sytuacją kryzysową reagują szybciej i częściej niż wtedy, gdy są w towarzystwie. Obecność innych — nawet anonimowych — sprawia, że ludzie czują się mniej odpowiedzialni.
Współczesna wersja tego zjawiska została spotęgowana przez rozwój technologii. Smartfony, media społecznościowe, transmisje na żywo – wszystko to tworzy nową formę dystansu psychicznego. Dziś nie musimy już odwracać głowy – wystarczy, że „zarejestrujemy” i „wrzucimy do sieci”. Sam akt nagrywania pozornie daje poczucie uczestnictwa, choć w istocie jest jego zaprzeczeniem.
Szkoły i przemoc rówieśnicza – mikrospołeczeństwo obojętności
To zjawisko szczególnie dramatycznie objawia się w szkołach. Przemoc rówieśnicza, zarówno fizyczna, jak i psychiczna, towarzyszy dzieciom i młodzieży od lat, ale obecnie przeniosła się również do świata cyfrowego. Internetowe grupy, TikTok, Snapy – to przestrzenie, gdzie uczniowie nagrywają bójki, ośmieszają kolegów, udostępniają kompromitujące materiały. Zamiast pomocy – są śmiechy, komentarze, lajki.
Świadkowie często nie reagują. Dlaczego? Bo boją się, że staną się kolejną ofiarą. Bo „wszyscy tak robią”. Bo nauczyciele często bagatelizują sygnały albo nie są przygotowani do właściwej interwencji. Bo system oświaty wciąż nie traktuje przemocy emocjonalnej z taką samą powagą jak fizycznej.
Psychologia tłumaczy to m.in. przez konformizm społeczny — skłonność do dopasowywania się do dominującej normy grupy. Jeśli „nikt nie reaguje”, jednostka uznaje, że nie powinna być wyjątkiem. To zjawisko jest szczególnie silne w okresie dorastania, gdy potrzeba akceptacji rówieśników jest ogromna.
Nowe czynniki ryzyka – używki i odrętwienie emocjonalne
Wzmożone spożycie alkoholu, narkotyków i tzw. dopalaczy przez młodzież i dorosłych również wpływa na pogłębianie się społecznej obojętności. Substancje psychoaktywne zaburzają ocenę sytuacji, obniżają empatię, zwiększają impulsywność lub wręcz powodują uczucie emocjonalnego odcięcia. Osoba będąca pod wpływem może nie tylko nie zareagować na przemoc, ale nawet nie dostrzec, że dzieje się coś niepokojącego.
Co więcej, regularne sięganie po środki odurzające może prowadzić do stępienia reakcji emocjonalnych nawet w stanie trzeźwości — tzw. odrętwienia empatycznego. Wówczas przemoc czy agresja stają się „normalne”, przestają wywoływać szok, a reakcja „to nie moja sprawa” staje się naturalna.
Jak zmieniać społeczeństwo – edukacja, empatia, odwaga
Choć problem jest złożony, nie oznacza to, że jesteśmy wobec niego bezsilni. Kluczowa jest edukacja społeczna — już od najmłodszych lat. Dzieci powinny być uczone rozpoznawania sytuacji zagrożenia, rozwijania empatii, podejmowania odpowiedzialnych decyzji, a przede wszystkim — odwagi cywilnej.
Szkoły mogą wprowadzać programy edukacyjne oparte na symulacjach, dyskusjach i ćwiczeniach reakcji. Rodzice powinni rozmawiać z dziećmi o tym, co znaczy „pomóc” i dlaczego czasem trzeba być pierwszym, który się wychyli. Media zaś powinny zrezygnować z promowania brutalnych materiałów i skoncentrować się na pokazywaniu wzorców reagowania.
Państwo również ma tu swoją rolę — w postaci jasnych procedur, systemów wsparcia, ochrony sygnalistów i edukacji dorosłych. Nie można liczyć, że system sam się naprawi – potrzebna jest zmiana kultury społecznej.
Podsumowanie: od widza do uczestnika
Żyjemy w czasach, gdy każdy ma kamerę w kieszeni. Ale czy to oznacza, że przestaliśmy patrzeć oczami serca? Obojętność społeczna nie musi być normą. Wystarczy jeden człowiek, jedna interwencja, by przerwać spiralę bierności.
Reagowanie to nie bohaterstwo – to fundament zdrowego społeczeństwa. Jeśli chcemy żyć w świecie, w którym czujemy się bezpieczni, musimy sami go takim uczynić. Obojętność jest zaraźliwa — ale odwaga też. I nawet jeśli nie możemy uratować całego świata, możemy uratować ten jeden konkretny moment, jedno życie, jeden wybór.