Grzegorz Ćwik - Koniec sielanki

Jednym z najbardziej zadziwiających elementów polskiej polityki i życia publicznego jest beztroska i sielankowość. Nieważne, co się dzieje, gdzie lecą bomby, kto do czego się szykuje i kto i co buduje, to Polak jako taki zawsze jest uśmiechnięty, spokojny i nie przejmuje się niczym, co go otacza. Przecież dobrze będzie, nie trzeba nic robić, nic planować, do niczego się szykować. A już brońcie Bogowie – nie trzeba pracować, planować i poświęcać się w imię jakiejkolwiek przyszłości i przeznaczenia.
Polska, rządzona obecnie przez skrajnych liberałów, i to o niemieckiej proweniencji, rozpływa się w dobrym nastroju, uśmiechu i braku poczucia wyzwania, zagrożenia czy obowiązku. Krótko mówiąc, dzisiejsze życie publiczne kręci się wokół składowych elementów wspakultury, jakie Stachniuk wyszczególnił 90 lat temu. I patrząc na coraz szybsze, gwałtowniejsze i dziejowe zmiany, sytuacja taka nie może dłużej trwać. Ale zacznijmy jak zawsze – od początku.

Wspakultura to dla Stachniuka ustanie lub cofnięcie się „procesu kulturowego”. Ten zaś oznacza tyle, co twórcze, aktywne kształtowanie świata przez człowieka w celu przezwyciężania chaosu natury i budowania wyższych form ładu.

Sama wspakultura składa się z określonych elementów, które, jak poniżej zobaczymy, odnajdujemy bez problemu w naszej polityce i życiu publicznym (choć oczywiście z różnym natężeniem):

  • personalizm
  • wszechmiłość
  • moralizm
  • spirytualizm
  • nihilizm
  • hedonizm

Personalizm

Czyli stawianie interesów jednostki ponad wspólnotę, do której należy. Brak poczucia wspólnoty i generalnie całkowite wyekstrahowanie prowadzonej polityki od jej faktycznego celu to jedna z głównych cech polskiej sceny politycznej po roku 1989. Polska polityka przypomina raczej galę freakfajtową, pełną celebrytów i gwiazdek pomniejszego rodzaju, niż faktycznych mężów stanu i ludzi działających z myślą o interesie narodowym. Polska polityka przepełniona jest kwiecistymi mowami, tanim PR-em, budowaniem swojej personalnej strefy wpływów i wizerunku, natomiast faktycznej dbałości o interes narodu, państwa czy społeczeństwa jest zazwyczaj bardzo niewiele. Podobnie zazwyczaj jest bardzo niewiele konsekwentnego myślenia, budowania struktur, strefy wpływów czy w ogóle realizacji jakiegokolwiek planu

Istnieje powiedzenie, że jeżeli chcesz zarabiać dobre pieniądze, to idź do biznesu, a jeżeli chcesz zarabiać bardzo dobre pieniądze, to idź do polityki. Powiedzenie to mogłoby właściwie definiować sporą część naszej sceny politycznej, gdzie ludzie idą po prostu po to, żeby osiągnąć określone profity, ewentualnie zdobyć odskocznię do wybicia się do pracy i funkcjonowania w ramach międzynarodowych organizacji i struktur. Można to oczywiście powiedzieć o wielu państwach, jednak u nas nie tylko jest to zjawisko o wyższym stopniu natężenia, ale jeszcze ze sobą niesie zjawisko kompletnego braku profesjonalizmu (vide nagrane ongiś wypowiedzi posłanki Bieńkowskiej).

Wszechmiłość

Solidarność ze wszystkim, co żyje, kochanie wszystkich. Obserwując polskich polityków, zauważyć można, że są to ludzie o najwyższym stopniu tolerancji i miłości do wszystkiego i wszystkich. We wszystkich widzimy swoich przyjaciół, potencjalnych współpracowników, a przede wszystkim widzimy w nich ludzi realizujących takie same postawy – a więc nie myślących o świętym interesie narodowym, ale wszechmiłości, powszechnej szczęśliwości.

Wszechmiłość w naszej polityce objawia się między innymi kompletnym pominięciem twardej walki o swoje interesy i realizację racji stanu, a z drugiej strony uznaniem, że inni gracze kierują się tymi samymi bałamutnymi i wspakulturowymi dyrektywami. Stąd zapewne tak łatwo ulegliśmy mitowi o wolnym rynku, niewidzialnej ręce i że kapitał nie ma narodowości.

Starczy spojrzeć na naszych liberałów i liberalną lewicę, żeby zobaczyć, że kochają oni absolutnie wszystkich – no, może z wyjątkiem Polaków i Polek. Nie widzą oni różnicy między własną wspólnotą, własnym państwem, własnym etnosem a cudzym, a właściwie pogląd ten doprowadzają do ekstremum, w ramach którego w każdym możliwym aspekcie wyżej stawiają interes obcego.
Skoro jednak podmiotem polityki międzynarodowej, jak i wewnętrznej, jest państwo narodowe, a jego suwerenem naród, to oczywistym jest, że polityka kierować się musi dobrem swojej wspólnoty. Nie dlatego, że jest ona lepsza od innych, ale właśnie dlatego, że jest własna. Na dobrą sprawę nie jest to żadna wielka ideologia czy filozofia, ale zwykły pragmatyzm i zdrowy rozsądek.

Kwestia granicy, tej z Białorusią i Niemcami, i trwającego na nich kryzysu migracyjnego pokazuje jak w soczewce ten aspekt – są ludzie gotowi wbrew logice, faktom i całemu społeczeństwu forsować agendę wszechmiłości. Niech żyje wspakultura!

Moralizm

To jałowe doskonalenie się wewnętrzne, skutkujące obojętnością na świat zewnętrzny. Każdy z nas pewnie słyszał o pojęciu „moralnego zwycięstwa”. Mało co tak obrazuje polskie życie polityczne, jak popularność tego zwrotu. Bo to bowiem linią aksjologiczną, wokół której kręci się polska polityka, okazuje się być nie miara skuteczności, realizacji określonych interesów, zabezpieczenia konkretnych aspektów życia narodu i funkcjonowania państwa. Kryterium polskiej polityki okazuje się być owa moralna doskonałość. Nieważne, czy zwyciężamy, czy przegrywamy (a zwykle przegrywamy), nieważne, jak żyje się naszym dzieciom, nieważne, czy i jakie projekty realizujemy – liczy się to, że moralnie możemy uznać się za doskonałych i lepszych od innych. To zaś pociąga za sobą całkowite oderwanie i zobojętnienie na świat, w którym żyjemy, na jego zastane warunki, na cele polityczne i generalnie całą polityczną rzeczywistość – realpolitik.

Widzimy ów moralizm chociażby w ciągłym pouczaniu innych państw i narodów, jak również w ciągłym wypominaniu historii. Uwielbiamy przypominać, kto kiedy nas zdradził, kto najechał i ilu wymordował Polaków. Osobiście wolałbym, aby tych mordów nigdy nie było, a Polska nie przegrywała wojen, choćby za cenę mniejszej ilości argumentów w walce o miano najbardziej moralnego narodu na scenie międzynarodowej.

Spirytualizm

To z kolei umieszczenie celu człowieka w zaświatach. Bo czyż tak nie jest, że Polacy – a zwłaszcza polska klasa polityczna – świadomie lub podświadomie prowadzą politykę w imię bycia Chrystusem Narodów? Celem jest tu zbawienie, co wiąże się ze wspomnianym punkt wcześniej skrajnym moralizmem. Tylko my nie realizujemy naszych celów narodowych, nie postrzegamy polityki w kategoriach zabezpieczenia racji stanu, ale w ogóle abstrahujemy od takiego myślenia, i pomimo kolejnych porażek i nie zmniejszającego się dystansu do Zachodu, nie jesteśmy w stanie przeskoczyć tego problemu.

Obserwować możemy w polskiej polityce z jednej strony skrajne odrealnienie, kompletny brak zainteresowania realizacją jakichkolwiek uchwytnych celów, z drugiej strony zaś, tak u lewicy, jak i prawicy, postępowanie, które najwyraźniej warunkowane jest dążeniem do zbawienia. Dodajmy – tylko i wyłącznie do zbawienia. Bez względu na to, czy jest to świadome, jak w wypadku prawicy, czy mówimy tu o zbawieniu jako pewnej metaforze – jak w przypadku lewicy.

Zbawienie – to jest to, co nas interesuje. Czy zbawienie religijne, czy zbawienie ideologiczne, rozumiane jako wierność kompletnie zdurniałym ideom politpoprawności i wszechmiłości. Przecież patriotyzm, nacjonalizm i traktowanie swojej wspólnoty jako ważniejszej od innych to grzech śmiertelny dla lewicy i liberałów, a tylko wierność zachodniej agendzie woke i cancel culture pozwolić może na świeckie „zbawienie”.

Nihilizm

Czyli negacja świata kultury. Idąc dalej w naszym tropieniu wspakultury w polskim życiu politycznym, widzimy, że wymienione elementy prowadzą wręcz do negacji świata kultury. Nasza polityka zdaje się zaprzeczać jakiejkolwiek walce o zwiększanie mocy tworzycielskiej, wpływu na rzeczywistość czy jakichkolwiek realnych osiągnięć. Posługujemy się kategoriami, które mają się nijak do realpolitik, a nasze politykowanie jest w gruncie rzeczy antypolitykowaniem, bo my jako jedyni staramy się grać w sport zwany polityką, nie stosując się do jego zasad i prawideł, ale do prawideł wymyślonego i całkowicie nieżyciowego systemu wartości.

Polska polityka zdaje się funkcjonować tak, jakby poza Polską i Polakami nie istniały jakiekolwiek inne państwa, narody, organizacje czy korporacje. Nihilizm w polityce objawia się kompletnym ignorowaniem zastanych warunków i spojrzeniem na świat charakteryzującym ludzi żyjących w szczelnej bańce. Gdy wszystkie narody, a właściwie wszystkie narody stojące na wysokim poziomie, biorą udział w międzynarodowym wyścigu i rywalizacji, gdy wszystkie sensowne państwa stosują się do zasad polityki realnej, my udajemy, że nas to kompletnie nie dotyczy.

Hedonizm, czyli sielanka

I tu dochodzimy do ostatniego aspektu, czyli hedonizmu — dążenia wyłącznie do osobistego szczęścia. Przecież niczym innym jest konglomerat wymienionych wcześniej elementów, jak właśnie ową sielanką. Żyjemy w swojej bańce, szczęśliwi z tego, że jesteśmy moralnie wyżsi, że nie musimy — bo przecież nie musimy według własnej opinii —stosować się do zasad polityki, nie musimy brać udziału w wyścigu narodów, nie musimy podejmować trudu i pracy. Inni oczywiście mogą realizować projekty infrastrukturalne, inwestować w edukację, myśleć na kilka dekad do przodu, przygotowywać się na określone problemy i zwalczać je w zarodku. My o problemach myślimy nie wtedy, gdy zaczynają one majaczyć na horyzoncie, ale wtedy, gdy stają się naszą rzeczywistością. Nawet wówczas towarzyszy nam wyśmienite samopoczucie, bo przecież jako moralnie doskonali i stojący poza jakimiś rywalizacjami i trudami jesteśmy w błogim stanie. Uwielbiamy sielankę i udawać, że wszelkie zagrożenia tak naprawdę nam nie zagrażają. Nawet wojna specjalnie nam nie wytrząsnęła tego z głowy, bo nieodłącznym elementem wspakultury jest znajdowanie usprawiedliwień dla sielankowości. Tu jest nim oczywiście sojusz z USA, w polityce jako takiej fakt bycia członkiem Unii Europejskiej, itp. itd. – na każdą okazję znajdzie się coś innego. Stąd polska polityka kwestię choćby CPK traktuje jako raczej powód do wzajemnych oskarżeń i personalnych przepychanek, niż szanse na rozwój. Przecież jak nie u nas powstanie CPK, to gdzie, indziej. Jak nie my będziemy zarządzać portami w Szczecinie i Gdańsku, to Niemcy a to przecież nasi przyjaciele. Jak nie my otrzymamy inwestycję Intela we Wrocławiu na 20 miliardów, to ktoś inny. Nic nie szkodzi.

My jako Naród nie znosimy trudu, pracy w rozumieniu dziejowym i cywilizacyjnym, ale niczym stereotypowi sarmaci żyjemy przeświadczeniem o swojej wyższości (w czym niby?). Kolejne szanse, możliwości omijają nas szerokimi łukiem. Mówimy ciągle o Międzymorzu, ale co zrobiliśmy dla jego budowy? Mówmy o zbudowaniu polskiego hubu AI, ale ile faktycznie zrealizowano z tego gadania? Trwa dyskusja o polskiej armii, ale o ile wzrosła nasza gasiła bojowa przez ostatnie 3-4 lata? Takich pytań niestety jest bardzo dużo. A odpowiedź za każdym razem jest ta sama – „bo ci tamci z drugiej partii” oraz „jeszcze nie czas na to”, lub „to dopiero plan na przyszłość”.

Nie przeskoczymy obecnego poziomu ekonomicznego, geopolitycznego, technologicznego itp. jeśli w końcu nie zrozumiemy, że ciąg reformistyczny niewiele zmieni, co najwyżej rządzącą partię. Zacząć trzeba od kultury i wyrugowania z niej, a więc także z polityki, zgubnych nawyków, sposobów myślenia, funkcjonowania i przywrócić, to co było clou dla Stachniuka – moc tworzycielską, myślenie cywilizacyjne, oraz sprawczość i odpowiedzialność!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *