Jerzy Frodsom - Czy grozi nam nowy Ribbentrop-Mołotow?

Młoda II RP – w wieku dwudziestu ledwie lat swojej państwowości została dotknięta tragedią II Wojny Światowej. Pomimo tego, że przez ten krótki okres prężnie się rozwijała, to jednak nie zdołała się przygotować na nadchodzącą zawieruchę. Wujek Sam był daleko za morzem, Niemcy budowali swoją nową narrację o aryjskim ludzie i potrzebie pozyskania “przestrzeni życiowej”. U naszego zachodniego sąsiada pojawiały się koncepcje “Drag nach Osten”, a austriacki malarz coraz bardziej panicznie poszukiwał rozwiązania wewnętrznych problemów państwa odwracając wzrok na zewnątrz. Tymczasem na Wschodzie budziła się parszywa komusza gęba, która zaczynała podnosić się po ostatnim łomocie od Piłsudskiego (choć może bardziej od Rozwadowskiego?). W takim właśnie klimacie podpisany został legendarny pakt Ribbentrop-Mołotow. A w jakim miejscu dziś znajduje się nasz kraj?

Kacapska gęba w 2025 roku jest porośnięta już siwą szczeciną. Jej czerwony od alkoholu nos i choroby wieku starczego sprawiają, że nie funkcjonuje już tak dobrze jak za czasów młodości. Dziś potrzebuje o wiele więcej czasu do regeneracji. Jak po Bitwie Warszawskiej komuniści potrzebowali 20 lat, by się przygotować do kolejnej wojny, tak dziś temat ten jest o wiele bardziej złożonym problemem. Putin jednak kilka lat temu zdążył zarysować nam swój upragniony kierunek polityki mateczki Rosji – a jest nim odbudowa potęgi związku sowieckiego, którego rozpad uważa za historyczną porażkę swojego kraju. Aktualnie coraz śmielej wykorzystuje instrument militarny do budowania swojego ego poprzez brutalne ataki na słabszych sąsiadów – dawnych sowieckich satelitów. Rosja jest obłożona setkami sankcji państw zachodnich, jednak do utrzymywania państwa przy życiu w wojennych czasach wykorzystuje swoją gospodarkę wojenną, kroplówkę z Chin oraz swoje relacje z państwami trzecimi, by te sankcje omijać. Pomimo tego, że wojna zdaje się być bardzo wyczerpująca dla gospodarki państwa, a tysiące młodych Rosjan użyźnia ukraińskie czarnoziemy swoją krwią, to wszelkie przewidywania dotyczące końca wojny okazały się płonne. Dziś musimy stanąć w prawdzie i przestać się oszukiwać na potrzeby podniesienia społecznego morale, bo możemy wiarę we własną propagandę zapłacić wysoką cenę. Rosja nie zmieni swojego działania na pokojowe w najbliższej dekadzie (a kto wie, czy kiedykolwiek?), a my podobnie jak Gruzja, czy Ukraina leżeliśmy po złej stronie Żelaznej Kurtyny. Czy uzbrojona po zęby Rosja, która działa w ramach gospodarki wojennej nie będzie stanowiła dla nas zagrożenia po zakończeniu działań na Ukrainie? Czy nie jest to sytuacja podobna do tej, gdy komuniści odbudowywali swoje siły po łomocie w Bitwie Warszawskiej?

Pakt Ribbentrop-Mołotow do tanga wymagał dwojga. Oczywiście nasz zachodni sąsiad dzisiaj jest naszym kompanem zarówno w ramach struktur Unii Europejskiej, jak i sojuszu obronnego jakim jest NATO. Kuszące i wygodne są wyobrażenia o tym, że tym razem nasz zachodni sąsiad będzie dobrym przyjacielem w walce z Rosją oraz że możemy na niego liczyć w przypadku ataku Rosji. Sytuacja przecież geopolityczna jest zupełnie inna niż w 1939. Wszystkim tym, którzy chcieliby w ten życzeniowy sposób myśleć przypomnę tylko legendarną kwestię pięciu tysięcy niemieckich hełmów. Podejście Niemiec do wysyłania pomocy na Ukrainę było do cna cyniczne. Mimo tego, że publicznie potępiali zbrojne działania Federacji Rosyjskiej i deklarowali chęć pomocy Ukrainie, co było zgodne z “wartościami” reprezentowanymi przez kolektywnie pojmowany “Zachód”, to jednak ich czyny przedstawiały klasyczny egoizm narodowy. Usilnie próbowali zjeść ciastko i mieć ciastko, co należy postrzegać dwojako. Z polskiej perspektywy był to wyraźny sygnał gotowości do zdrady w imię korzyści ekonomicznych oraz lęk przed ponoszeniem nadmiernych kosztów spowodowanych otwartym zaangażowaniem w konflikt przeciwko Rosji. Z perspektywy niemieckiej było to jednak zachowanie, które podyktowane było pragmatycznie pojmowanym interesem narodowym. Takie zjawisko samo w sobie jest godne pochwały i chciałbym aby nasze władze posiadały zdolność do tak cynicznych i zakłamanych działań dla dobra naszego narodu. Nasi politycy jednak podjęli decyzje związane z polityką romantyczną, jaką było oddawanie sprzętu i pełne zaangażowanie po stronie Ukrainy bez zabezpieczenia naszych korzyści w zamian za udzielone wsparcie.

Dziś Niemcy ogłaszają plan potężnego zwiększenia wydatków na zbrojenia. W kontekście skali ekonomicznej jaką reprezentuje ten kraj oznacza to wyraźny kierunek w stronę regionalnej mocarstwowości w ciągu kilku/kilkunastu lat. Optymiści uznaliby, że robią to na pewno w trosce o swoich wschodnich sąsiadów – Polskę. Ja jednak czytam doniesienia o tym, że ruszają prace nad “zabezpieczeniem” gazociągu Nord Stream. Wspominam zachowanie Niemców z dostawą hełmów na Ukrainę oraz ich praktykę do zarzucania nas swoimi subsaharyjskimi imigrantami. Obrazek ten dopełnia groteskowy głaz, który nam postawili, tylko po to by napluć nam w twarz.

Polityka jest złożoną grą wielu interesów. Na pytanie postawione w tytule w lipcu 2025 roku odpowiedziałbym “jeszcze nie”. Zegar jednak tyka, wojna na Ukrainie prędzej czy później się skończy, Niemcy zbudują potężną armię, a Rosja ze swoją gospodarką wojenną będzie szukała kolejnej ofiary. Może dziś jeszcze nie grozi nam pakt Merz-Ławrow, ale wektory biegu historii nieubłaganie wskazują, że za kilka lat możemy znaleźć się dokładnie w tym położeniu i powinniśmy choć raz okazać się “mądrymi przed szkodą”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *