Robert Adamus - Modernizacja polskiej armii cz. III – Program Orka

We wrześniu 1939 roku Polska posiadała pięć okrętów podwodnych: ORP Żbik, ORP Wilk, ORP Ryś, a także ORP Sęp i najbardziej znany ORP Orzeł. Dla odrodzonego państwa polskiego fakt posiadania jednostek tej klasy miał ogromne znaczenie prestiżowe, jednak koszt ich pozyskania i utrzymania budził – i nadal budzi – wiele kontrowersji oraz wątpliwości. Okręty podwodne (na początku swojej historii często określane jako „łodzie podwodne”) były wówczas relatywnie nowym rodzajem uzbrojenia. Już w czasie I wojny światowej skutecznie paraliżowały morskie szlaki, zmieniały sposób prowadzenia bitew morskich i miały ogromny wpływ na rozwój taktyki oraz strategii działań na morzach i oceanach.

Przez całą swoją historię okręty podwodne były bronią niezwykle kosztowną – wymagały ogromnych nakładów finansowych oraz wysoce wykwalifikowanego personelu, zarówno załogi, jak i specjalistów odpowiedzialnych za konserwację, naprawy i utrzymanie jednostek w gotowości bojowej. Czy warto wracać do tak odległych czasów, analizując dzisiejsze wyzwania? Czy historia sprzed niemal wieku może mieć realny wpływ na ocenę współczesnych decyzji dotyczących floty wojennej? Osobiście uważam, że tak – warto szukać analogii, patrząc w przeszłość. Maksyma historia magistra vitae est ma znacznie głębszy sens, niż mogłoby się wydawać. Historia naprawdę może być nauczycielką życia – trzeba jedynie odpowiedniej perspektywy i umiejętności zachowania proporcji.

Wracając do teraźniejszości: obecnie Polska posiada jeden okręt podwodny – ORP Orzeł, który dzieli nazwę ze swoim słynnym poprzednikiem. Zwodowany w 1985 roku, jest jedną z najstarszych aktywnych jednostek tego typu na świecie. Jak to zwykle bywa w siłach zbrojnych, wiele szczegółowych informacji nie trafia do przestrzeni publicznej, ale wiadomo, że koszt utrzymania Orła w ostatnich kilkunastu latach sięgnął dziesiątek milionów złotych. W zamian mamy okręt pozbawiony realnej wartości bojowej – jednostkę całkowicie przestarzałą, przez wiele lat wyłączoną z użytkowania (w 2017 roku na pokładzie doszło do poważnego pożaru, który unieruchomił okręt na wiele miesięcy, a koszty jego przywrócenia do służby pochłonęły kolejne miliony).

Główne argumenty za utrzymaniem tej jednostki w linii to możliwość szkolenia kadr i przygotowywanie personelu do obsługi przyszłych okrętów podwodnych, które – na razie – pozostają jedynie w sferze planów i analiz. I właśnie tutaj dochodzimy do sedna – do Programu Orka. Od kilku lat na najwyższych szczeblach MON toczą się rozmowy o konieczności zakupu nowych okrętów tej klasy. Ile ich potrzebujemy? Z jakiego kraju powinny pochodzić? Jaką specyfikację powinny mieć, by sprostać warunkom operacyjnym Morza Bałtyckiego? Co z offsetem? Pytań jest wiele – i mnożą się od lat.

Ja natomiast sprowadziłbym wszystko do jednego zasadniczego pytania: czy zakup okrętów podwodnych jest realnie w naszym zasięgu – i czy w obecnej sytuacji warto zaciągać kolejne miliardowe zobowiązania finansowe, by je pozyskać? Kontrakt na choćby trzy jednostki tej klasy (mniejsza liczba byłaby nieracjonalna – a nawet trzy to zaledwie „kropla w morzu potrzeb”) nie oznacza milionów, lecz miliardy złotych. Oczywiście – dobrze byłoby mieć taki sprzęt. To nie podlega dyskusji. Kluczowe jest jednak pytanie, czy jako państwo i społeczeństwo jesteśmy na to gotowi finansowo.

Wróćmy jeszcze na chwilę do historii. Polskie okręty podwodne w kampanii wrześniowej 1939 roku nie odegrały żadnej znaczącej roli. Zawiodło wszystko – od stanu technicznego jednostek, przez taktykę ich użycia, po błędy w dowodzeniu (sprawa komandora Henryka Kłoczkowskiego z ORP Orzeł była wielokrotnie analizowana). Kluczowym problemem była jednak ogromna dysproporcja sił – Polska marynarka była bez szans w konfrontacji z Kriegsmarine. Ogromne nakłady nie przełożyły się na realny wzrost potencjału bojowego. Historycy wskazują, że w II RP brakowało nawet podstawowego wyposażenia dla piechoty – ręcznych karabinów maszynowych, rusznic przeciwpancernych, a koszt jednego okrętu podwodnego odpowiadał cenie tysięcy sztuk takiej broni. Decyzje były trudne, ale czy nie warto dziś wyciągnąć z nich konstruktywnych wniosków?

Od dłuższego czasu większość analiz wskazuje na Federację Rosyjską jako główne zagrożenie militarne dla Polski. Taka ocena nie wydaje się przesadzona. W związku z tym rozbudowa polskich sił zbrojnych powinna opierać się na trzeźwej analizie rosyjskiego potencjału i próbie – choćby częściowego – jego zrównoważenia. Czy zatem wydanie wielu miliardów złotych na 2–3 okręty podwodne, które pojawią się w naszej flocie najwcześniej za dekadę, ma sens w sytuacji, gdy rosyjska flota już teraz dysponuje wieloma typami zaawansowanych jednostek?

Mam świadomość, że moje rozważania są subiektywne i do pewnego stopnia uproszczone. Program Orka od samego początku budził we mnie mieszane uczucia. Jako obywatel i podatnik chciałbym mieć pewność, że państwowe pieniądze są wydawane w sposób przemyślany i racjonalny. Jestem zwolennikiem zwiększania wydatków na obronność – siła armii zawsze przekładała się na siłę państwa. Jednak nie można popadać w skrajności i kupować „wszystkiego”, bez oglądania się na ograniczenia finansowe.

Reasumując: Program Orka jest ambitny i kontrowersyjny. Z dużym zainteresowaniem będę śledził jego dalsze losy – rozwój lub ewentualne anulowanie (co również jest rozważane). Wszystkich, których zainteresował ten temat, zachęcam do pogłębiania wiedzy – zarówno historycznej, jak i współczesnej. W końcu – jak mówi inne mądre przysłowie – „ci, którzy nie znają historii, skazani są na jej powtarzanie”. Niech ta przestroga nie dotyczy naszego państwa – zwłaszcza dziś, w tak dynamicznych i niepewnych czasach.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *