Kacper Słomka - Hipokryzja czy schizofrenia – rząd Tuska wobec dzieci nienarodzonych

Ostatnie działania rządu obecnej zgniłej koalicji, zwłaszcza zaś samego premiera Tuska tyczące się kwestii prokreacji Polaków, zdrowia i życia prenatalnego sprawiają wrażenie daleko idącej niespójności logicznej, za którą jednocześnie stoi dość silnie sprofilowana agenda ideologiczna. Agenda ta każdą niespójność logiczną łatwo wytłumaczy swoim liberalnym ,,świętym” dogmatem prawa jednostki do wolnego wyboru. Abstrahując już jednak od samego faktu tego, jak bardzo ów dogmat sam w sobie jest zakłamany- konsekwentne jego stosowanie zniosło by wszelką moralność, to przede wszystkim chęć forsowania go prawem i lewem, w połączeniu z nader szerokim rozumieniem ,,prawa do wolnego wyboru” doprowadza do absurdów mnożących się jeden po drugim. Ale przejdźmy do rzeczy.

Dzięki Bogu i PSL-owi nie doszło do liberalizacji prawa aborcyjnego w Polsce explicite. Lewica zdążyła już jednak przejść pierwsza wściekłość po przegranej batalii, przestali wygrażać plastusiowi- Szymusiowi błyskawicami, albowiem znalazły już były sobie wściekłe macice nowego sojusznika, który nie waha się przed wyginaniem prawa w najdziwniejsze kąty. Jest nim sam premier Tusk. Nie udało mu się ustawą zmienić konstytucyjnych zapisów zabraniających aborcji na żądanie, pod byle pretekstem, etc. wynalazł nowy modus operandi. Pod jego dyktando ministerstwo zdrowia pod zbrodniczym kierownictwem Izabeli Leszczyny wprowadziło zarządzenie mocą którego zapis o dopuszczalności aborcji, gdy ciąża stanowi poważne zagrożenie dla trwałego zdrowia matki, ma być interpretowany jak najszerzej. Czytaj- nawet psychiatra będzie mógł wystawić kwit pozwalający na skrobankę. Jest to obrzydliwy przykład obchodzenia przepisów byle tylko dogodzić ideologicznej agendzie skrajnej lewicy, dzieciobójczej lewicy. Ale to jest coś, czego można się było po panu Tusku spodziewać, natomiast zestawienie tego faktu z innym zupełnie działaniem sprawia wrażenie- no właśnie, tytułowej hipokryzji albo schizofrenii.

Albowiem jednocześnie z takimi a nie innymi zarządzeniami rusza w wielu mediach potężna kampania promująca rządowy program refundacji in vitro. Czyli co- Tusk chcę pozwalać na zabijanie dzieci, ale jednocześnie chcę żeby wszyscy którzy chcą mieli dzieci. I to drugie także per fas et nefas. Gdy się jednocześnie popatrzy na narrację w jakiej to się wszystko odbywa, wrażenie rozdwojenia jaźni rośnie. Dlaczego? Bo jedni i ci sami ludzie, którzy dzieci nienarodzone potrafią nazywać ,,zlepkiem komórek” i używać innych obrzydliwych odczłowieczających określeń, nagle gdy mowa o in vitro przypominają sobie, że to jest dziecko i tym słowem zaczynają je z powrotem określać, nieomal (ohydny wyjątek dla dzieci w zamrażarkach) na każdym etapie rozwoju. Czyni się tu logikę ladacznicą, ale to spodlenie dystynkcji rozumu, w gruncie rzeczy jest jedynie wynikiem typowego dla liberałów dygotania się w świecie określanym emocjami i odczuciami zamiast uczciwym oglądem rzeczywistości. Bo wszystko sprowadza się do rzeczy prostej- gdy kobieta nie chcę dziecka, to wówczas jest ono ,,zlepkiem komórek” ,,zygotą” ,,pasożytem” etc. nie będę więcej powtarzał tych obrzydliwości. Ale gdy je chcę, to nagle ono już jest z powrotem dzieckiem, ma imię, ma ojca- no tak jak w reklamie programu in vitro nie przymierzając. Chciałoby się zawołać- hej, może trochę konsekwencji? Albo miejcie odwagę przyznać że zabijacie dzieci, albo miejcie odwagę przyznać, że dziecko które chcecie ,,kochać i rozpieszczać” (cytat ze wspomnianej reklamy) na etapie szkiełka też jest dla was zlepkiem komórek. Tylko, że ten apel byłby bez sensu. I nie chodzi tu nawet o brak intelektualnej odwagi lewicy i liberałów. Nie- sprawa rozbija się o to, że oni mówią tak, nie dlatego, że chcą kogokolwiek przekonywać, ale mówią tak, bo sami w to wierzą. Dla ludzi żyjących w świecie samych już tylko emocji, płynnych tożsamości, etc. naprawdę dziecko może być albo dzieckiem albo ,,zlepkiem komórek” w zależności od tego co im akurat jest wygodne, czego im się akurat chcę. Logika ladacznicą ledwie.

I skoro już jesteśmy przy kompanii promującej in vitro, i samej kwestii tejże metody sztucznego poczęcia to trzeba tu dodać jeszcze jedną rzecz. Ci co chcą ,,kochać i rozpieszczać” w kwestii ontologicznego patrzenia na dziecko nie są wiele lepsi od tych co chcą zabijać. Wcale nie jest to hiperbola z mojej strony. Jakie ma uzasadnienie dla takiego poglądu- bardzo proste- ich własne argumenty za refundacją. Już w trakcie dyskusji nad ustawą, nim jeszcze ruszył cały program powracającym argumentem było ,,prawo do posiadania dziecka”. Kto to wymyślił na poziomie intelektualnym i kto to tak nieszczęście sformułował? Na rany boskie dziecko to nie jest pluszowy miś. Z prawa do własności (posiadanie czyli własność) nie można wywodzić poglądu, że każdy kto pragnie powinien móc być rodzicem. Rodzicielstwo to nie jest posiadanie- z bardzo prostej przyczyny- z tej mianowicie, że dziecko jest osobnym ludzkim bytem, jest człowiekiem. Rodzic jest za nie odpowiedzialny, ma powinność troszczenia się o nie i z tego (dodam tylko tego) tytułu ma też konkretne prawa, ma prawo np. wychowywać to dziecko w zgodzie ze swoimi (i tylko swoimi) przekonaniami. Tymczasem ten sam rząd, który powoli zapomina o wspomnianych przeze mnie prawach jednocześnie wymyśla ,,prawo do posiadania dziecka”, tak jakby dziecko z probówki było szczeniakiem ze schroniska. Taka retoryka jest niczym innym jak skrajnym uprzedmiotowieniem dziecka, analogicznym do tego jakie ma miejsce w retoryce aborcjonistek.

I tu dotykamy clou problemu. Liberalizm doprowadził do zamknięcia się swoich wyznawców w skrajnym egoizmie, w ramach którego druga osoba istnieje tylko po to, by polepszać samopoczucie wyznawcy tej ideologii. Jeżeli nie spełnia tego zadania- tym gorzej dla niej. Jeżeli robi coś przeciwnego, choćby samym swym istnieniem- najlepiej w ogóle się jej pozbyć. Stąd plaga rozwodów, stąd aborcja. Stąd wreszcie równie przedmiotowe podejście do dziecka, i to mimo wszystkich humanitarnych i cukierkowych frazesów. Prawda jest taka, że wielu z rodziców poprzedniego pokolenia, którzy wobec swoich dzieci stosowali kary fizyczne i przemoc, tak naprawdę kochali swoje dzieci bardziej, niż Ci co teraz chcą ,,kochać i rozpieszczać”. Bo nawet jeżeli dawali dziecku po tyłku, lub kolokwialnie mówiąc, darli na nie ryja, to żadnemu z nich w głowie nie postało, by myśleć o dziecku jak o rzeczy, która jest po to żeby mi było dobrze. Taką aberrację intelektualno-moralną przyniósł dopiero demoliberalizm. I tenże liberalizm morderczy jest na każdym kroku- nawet wtedy, gdy ,,przynosi dary”.
Słuszność miał Grzegorz Braun, kiedy ustawę o refundacji nazywał ,,otworzeniem wrót piekieł”. Słuszność miał ,,nieskromnie polecając” film swego autorstwa ,,Eugenika w imię postępu”, a ściślej jego fragmenty tyczące się procedury in vitro. W imię uzyskania jednego życia, bezlitośnie niszczy się dziesiątki a nawet setki innych. Zarodki w zamrażarkach, zawieszone w dziwnym bycie poza bytem. Kto potem ,,brakuje” te zamrażarki? Bo jak je ,,brakuje”- możemy się domyślać. ,,Materiał” idzie do ścieków. Jednak ludziom przekonanym, że ,,posiadanie dziecka” to ,,prawo” to nie przeszkadza. Są szczęśliwi z tego, że zrealizowali swoje ,,prawo”. Koszt się nie liczy, podobnie jak możliwe dalsze konsekwencje.

Na koniec artykułu pozwolę sobie na wtręt osobisty. Bóg widzi jak bardzo chciałbym doczekać się swego potomka. Ale wolałbym nigdy nie zostać ojcem, niż żyć ze świadomością, że dla sprowadzenia na świat jednego życia, ileś innych żyć własnych dzieci, wtrąciłem w zimny grób. Czy demoliberałowie posiadają tę świadomość? Jeśli tak-jak z nią sobie radzą, czym racjonalizują sobie tę obrzydliwą kalkulację? Jeżeli nie- jak to możliwe, że nikt im tego nie uświadomił w momencie, gdy podejmowali ,,wolny wybór”?
Te retoryczne pytania pozostawiam pod rozwagę każdemu, kto chcę zrozumieć w pełni całą tę paradę hipokryzji premiera i jego paladynów. Pozostawiam je także tym, którzy wolą jednak uważać cały ten zupełnie nieskładający się w jedną całość burdel za jednak wynik szaleństwa, a nie zakłamania, które najczęściej jest gorsze bo bardziej uświadomione. Czy możemy coś zaradzić wobec tego jawnego zła. Możemy. Czasem słowo jest ostrzejsze od miecza. Trzeba edukować, uświadamiać, sprzeciwiać się. ,,Choćby za to miał spaść bezcenny kapitel ciała” jak pisał Herbert.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *