Nasz ukochany zdegenerowany świat zachodni w ostatnim czasie zaczyna przechodzić pewne przeobrażenie. Na niemieckich ulicach i w sieci furorę robi przeróbka piosenki, do której podstawiono w rytm melodii słowa „Ausländer raus”, a w wyborach do Europarlamentu większą liczbę głosów niż poprzednio, uzyskały ugrupowania kojarzone z „konserwatyzmem”, „prawicą” i „antysystemowością”. W mojej opinii jest to jednak dopiero początek większych przemian, które powinniśmy rozpatrywać w odniesieniu do globalnych nastrojów społecznych świata zachodniego.
Ugrupowania „prawicowe” (w szerokim rozumieniu tego słowa) wskutek tych zdarzeń będą pierwsze do gratulowania sobie sukcesu. Gorzka prawda jest jednak taka, że nie jest to zasługa nad wyraz prężnej działalności propagandowo-politycznej zaangażowanych, a zwyczajne zmęczenie ludzi nadmiarem progresywizmu i skutków liberalnej polityki. Przeciętny człowiek nie jest bowiem zainteresowany tym, co ma mu do zaoferowania świat idei progresywnych. Niezależnie od tego, czy zajmiemy się tematem „zielonej energii”, migracji, lgbt, czy unijnych regulacji, nie spotkamy się z wielkim entuzjazmem i szczerą radością ludzi z powodu postępu (jakikolwiek by on nie był) prac legislacyjnych w tych obszarach. Nie są to bowiem obszary, które w sposób bezpośredni dotykają przeciętnego Kowalskiego, który próbuje w jakiś sposób finansowo wiązać koniec z końcem by utrzymać rodzinę i zapewnić jej bezpieczeństwo. Takie sprawy zaczynają istnieć w jego świadomości w takim stopniu, w jakim przesiąknie on komunikatami mediów głównego nurtu.
Zdaje się, że unijni biurokraci zdawali sobie z tego sprawę i od lat dbali o to, by człowiek włączając telewizję słyszał przekaz mający uderzyć w jego moralność i emocje w taki sposób, aby przejął się on sprawami, jakie progresywni politycy chcą instrumentalnie wykorzystać w celu uzyskania określonych celów politycznych. Próba zmian aparatu pojęciowego oraz przesunięcia dyskursu publicznego w stronę progresywizmu poskutkowała aż zbyt dobrymi rezultatami. Obecnie trwa miesiąc „dumy” z tego w jaki sposób ludzie korzystają ze swoich genitaliów i w związku z tym sektor przedsiębiorstw prywatnych obwiesił się w symbolikę związaną z różnymi dewiacjami. Choć same dewiacje nie mają nic wspólnego z potężnymi firmami technologicznymi czy finansowymi, to jednak warto budować wizerunek na wartościach głównego nurty, by trafiać do najszerszego grona odbiorców.
Oprócz codziennego spoglądania na przerobione tęczowo logo oportunistycznych firm jesteśmy również zalewani propagandą tolerancyjności przez media głównego nurtu, które nawet w „śniadaniówkach” gotowe są serwować nam sztuczne, naciągane i nieszczere lekcje o tolerancyjności. Internet również zdaje się nie oferować nam ucieczki od tego, by nie być nauczanym tolerancyjności przy każdej czynności. Od gier, gdzie dba się o różnorodność rasową i seksualną bohaterów, poprzez modele sztucznej inteligencji generujące obrazy czarnych nazistów (sic!) aż po platformy streamingowe, które nie odpuszczą w jakimkolwiek serialu możliwości umieszczenia geja w którymś odcinku, by nam przypomnieć, że to normalni i porządni ludzie, tylko my jesteśmy jakimiś zacofanymi prymitywami. Zdawać by się mogło, że ucieczki od tego ideowego programowania nie ma jeśli nie zamieszkamy na odludziu bez jakichkolwiek mediów czy internetu. Aż się ludziom ulało…
Być może krul Korwin ma nieco racji w twierdzeniu, że większość społeczeństwa to idioci. Niemniej jednak wydaje się, że progresywni politycy, media i korporacje zrozumieli ten przekaz zbyt dosłownie i poszli o krok za daleko w stosowaniu swojej propagandy. Pomimo tego, że obóz „konserwatywny” od dawna wskazywał na zagrożenia z tęczowo-marksistowsko-progresywnej polityki oraz idącej z nim wizji świata, to nie osiągał on zbytnich rezultatów. Walec progresywizmu jechał przez nasze media, odbiorniki telewizyjne, ekrany laptopów, czy smartfonów i nie zamierzał się zatrzymać. Brutalnie, bez pytania dokonywano gwałtu ideologicznego na całych narodach i starano się przeprogramować społeczeństwa na takie, które będą klaskały bieżącej narracji z mediów głównego nurtu i uważały ją za swoje własne, zinternalizowane poglądy. Powoli jednak zaczęły pojawiać się pierwsze głosy sprzeciwu. Oczywiście wówczas w ruch szły popularne pałki do uciszania takich głosów. „Faszysta”. „Rasista”. „Homofob”. „Antysemita”… Wymieniać by można było bez liku ileż to słów nie wymyślono, by wskazać na „złych tego świata”. Powstało w końcu całe „cancel culture”, ale znów maszynka okazała się pracować zbyt prężnie. Pałek tych używano tak często i tak chętnie, że pojęcia te zaczęły tracić na ciężarze gatunkowym. W końcu jeśli faszystą jest nawet zwykły człowiek, którego jedyną przewiną jest to, że uważa iż istnieją tylko dwie płcie, to chyba nie taki straszny ten faszyzm jak go malują?
Na ten przesyt propagandy i zużycie się ofensywnego aparatu progresywizmu nałożyła się niestabilna sytuacja geopolityczna oraz rosnące problemy z nielegalnymi migrantami w różnych państwach świata zachodniego. Tak jak w czasach pokoju społeczeństwa i narody koncentrują się na optymalizacji funkcjonowania aparatu państwowego często powodując polaryzację wewnętrzną społeczeństw, tak w czasach niestabilnych (u progu wojen) społeczeństwa koncentrują się na przetrwaniu. Pomimo tego, że nastroje społeczne posiadają pewną inercję, która nie pozwala im w ciągu jednego dnia przestawić wajchy z „marszy równości” na „militaryzację”, to jednak aktualnie możemy obserwować, że środek ciężkości zaczyna się powoli przesuwać w stronę racjonalnych działań. Szerokie masy społeczne zdają się powoli kierować w stronę tradycyjnych zasad, które zapewniają narodom siłę i możliwość przetrwania, tak jakby były żywym organizmem, który nie tyle wie czemu zaczynają się w nim wydzielać hormony związane z walką, co odczuwa je w praktyce poprzez swoje zmysły.
Wirus jakim jest Rosja atakująca Ukrainę pobudził europejski system odpornościowy do budowy przeciwciał i maszyneria społeczna zaczęła się powoli przystosowywać do nowej sytuacji zagrożenia. Zjawisko to na razie wykazuje pierwsze symptomy, ale niemieckie „Ausländer raus ” zważywszy na to, że to jednak Niemcy z ich kompleksem po wujku Adolfie, robi wrażenie dosyć drastycznej zmiany w mentalności tego, bądź co bądź, bardziej zdegenerowanego od Polski kraju. Sama Rosja wydaje się nie rozumieć, że swoimi działaniami może sprawić, że zdegenerowany zachód znów przypomni sobie o swoich korzeniach oraz wartościach jakie reprezentował przed marksistowską zarazą i zjednoczy się przeciwko wspólnemu wrogowi. Takie zjednoczenie w sferze poczucia społecznej wspólnoty (nie mówię tutaj o budowie europejskiego superpaństwa), byłoby osiągnięciem przez Rosję odwrotności swojego celu, którym jest dzielenie społeczeństw europejskich. Niemniej jednak zważywszy na fakt, że Rosja ma już doświadczenia w osiąganiu rezultatów przeciwnych do zamierzonych, jak ostatnie dołączenie do NATO Finlandii i Szwecji w ostatnim czasie, pozostawałbym w tej kwestii optymistą – może i tutaj osiągną „sukces”.
W tej chwili na naszych oczach dokonuje się przemiana społeczna, która kończy pewną epokę historyczną. Epoka „końca historii” właśnie kończy się na naszych oczach, a nasza przyszłość zaczyna stać pod wielkim znakiem zapytania. Czy zdążymy zmienić naszą mentalność nim globalny chaos sprawi, że znów nasz kraj stanie się krajem frontowym? Czy Rosja zdecyduje się zaatakować państwa bałtyckie testując zdolności obronne NATO? Czy wskutek naszego rozwiązłego i zdegenerowanego trybu życia jakie prowadziliśmy w świecie zachodnim nasze dzieci stracą możliwość na spokojne dzieciństwo i perspektywy na dorosłe życie, a zmuszone będą pracować w głodowych warunkach na ruskiego pana? Na te i wiele innych pytań przyjdzie nam sobie odpowiedzieć w najbliższych lata, jednak w związku z tym, że to „prawicowe drgnięcie” pojawiło się już teraz pozwala z nadzieją patrzeć w przyszłość. Oby tylko nie okazało się, że obudziliśmy się za późno, bo zapłacimy za ten błąd najwyższą cenę.