Małgorzata Jarosz - Niepoprawni politycznie w liberalnym systemie…

14 kwietnia przypada 90. rocznica założenia Obozu Narodowo- Radykalnego. Jest to doskonały moment na swego rodzaju rachunek sumienia i próbę udzielenia odpowiedzi na pytanie, jak bardzo angażujemy się w walkę o lepszą Polskę. Nie ulega wątpliwości, że walka będzie długa i zażarta. Nie chodzi tu bynajmniej o działania zbrojne (choć tego nie można oczywiście wykluczyć), ale przede wszystkim o „marsz przez instytucje” i ochronę szeroko pojętej kultury przed wpływami lewicy. A żyjemy przecież w czasach, w których swoje triumfy święci tak zwana poprawność polityczna i marksizm kulturowy. Niniejszy artykuł będzie właśnie krótkim scharakteryzowaniem wroga, z którym musimy się zmierzyć, a którym jest właśnie źle pojęta polityczna poprawność.

Pierwsze, udokumentowane użycie określenia „poprawność polityczna” („political correctness”) pochodzi z 1793 roku. Podczas swojego przemówienia adwokat J.Wilson skrytykował wówczas politykę USA, która stawiała dobro stanu ponad dobrem jednostki. „Państwo, a nie ludzie, dla których dobra państwo istnieje, jest często przedmiotem, który przyciąga i absorbuje głównie naszą uwagę… Uczucia i przejawy tego rodzaju przeważają w naszych zwyczajach, a nawet w języku… >>Stanom Zjednoczonym>>, zamiast >>Ludziom w Stanach Zjednoczonych>>- jest oddawana cześć. To nie jest poprawnie politycznie”- czytamy w aktach Sądu Najwyższego. Z kontekstu przemówienia wynika więc, że termin „poprawność polityczna” użyty został w odniesieniu do tego, co było niewłaściwe w działaniach polityków.

Wyrażenie „politycznie poprawne”, rozumiane we współczesnym sensie, po raz pierwszy pojawiło się najprawdopodobniej w 1970 roku, w eseju Tonii Cade Bambara, „The Black Women”. Tekst poruszał problematykę sytuacji prawnej czarnoskórych mieszkanek USA. Bambara, przedstawicielka nowej lewicy, stwierdza w nim, że człowiek poprawny politycznie nie może być jednocześnie męskim szowinistą. Definiowanie poprawności politycznej stało się jednak szczególnie popularne w latach 80, najpierw w Ameryce, później natomiast rozprzestrzeniło się na świat. Niektórzy badacze sugerują, że do dyskursu wprowadził je konserwatywny publicysta, filozof i politolog, Dinesh D’Souza, który w ironiczny sposób krytykował liberalne wychowanie. On sam jednak dementował tą informację, stwierdzając, że nie wymyślił terminu „polityczna poprawność”, ale jedynie go rozreklamował. Uważał, że jest to de facto stary termin marksistowski, którym niegdyś przerzucali się staliniści i trockiści, tocząc spór o to, kto jest bardziej „politycznie poprawny”.

Na naszym polskim podwórku określenie „polityczna poprawność” popularność zyskało w latach 90. W 1992 roku „Gazeta Wyborcza” pisała, że „PC, Political Correctness (Poprawność Polityczna) jest dziś hasłem wywoławczym w anglosaskich dyskusjach o kulturze, polityce i obyczajowości. Określenie jest nowe, modne i eleganckie”.

Pokreślić należy, iż „poprawność polityczna” do dnia dzisiejszego nie doczekała się de facto jednoznacznej definicji. Przykładowo, Wielki Słownik Wyrazów Obcych z 2005 roku definiuje ją jako „unikanie wypowiedzi lub działań, które mogłyby w jakikolwiek sposób urazić jakąkolwiek mniejszość np.: etniczną, religijną lub seksualną”. Według Słownika Wiedzy o Kulturze (2009) jest to natomiast „rodzaj cenzury służącej wywarciu presji politycznej, opartej na eliminacji z języka wyrażeń, które zdaniem większości niosą treści niezgodne z jej poglądami”.

Wśród zwolenników politycznej poprawności przeważa pogląd, że zmiana sposobu myślenia o świecie uzależniona jest przede wszystkim od języka. Dlatego właśnie potrzebny byłby swego rodzaju kodeks językowy i behawioralny, który uczyłby, jakich zachowań i określeń powinno się unikać. Celem miałaby być rzekomo powszechna tolerancja dla odmienności, a do tego potrzeba specjalnego programu edukacji społecznej na arenie międzynarodowej, a nawet utworzenie odpowiednich systemów prawnych. Niektórzy idą o krok dalej i w politycznej poprawności widzą walkę z zaściankowością i peryferyjnością. Przykładowo, Cezary Michalski, publicysta „Krytyki Politycznej” definiuje ją jako „rządy rozumu człowieka nowoczesnego”.

Inną cechą charakterystyczną dla „political correctness” jest jednoprzyczynowe wyjaśnianie historii. Pod tym kątem przypomina marksizm, który stał na stanowisku, że historię determinuje tylko i wyłącznie własność środków produkcji. Dlatego pewne grupy, tj. robotnicy i chłopi, są zawsze dobre, natomiast posiadacze kapitału są zawsze źli. Zwolennicy poprawności politycznej uważają natomiast, że cała historia naszej kultury jest de facto historią opresji kobiet, osób czarnoskórych, Latynosów czy homoseksualistów. Grupy te uznane zostały za poszkodowane i z automatu zawsze przedstawiane są jako dobre, bez względu na to, co którakolwiek z nich robi.

William Lind w opublikowanym w 2000 eseju „Pochodzenie politycznej poprawności” postawił tezę, iż korzenie idei poprawności politycznej wywodzi się wprost z marksizmu, który za źródło zła na świecie uważał różnice majątkowe pomiędzy ludźmi. Niezależnie od siebie, dwaj teoretycy marksizmu, Antonio Gramsci (1895-1973) we Włoszech i Gyorgy Lukacs (1885- 1971) na Węgrzech, stworzyli natomiast podwaliny pod ideę opierającą się już nie na materialnych środkach produkcji, ale na kulturze. Gramsci jako jeden z pierwszych zauważył, że jak długo robotnicy będą pod wpływem kultury Zachodu, a w szczególności chrześcijaństwa, tak długo nie rozpoznają swojego „interesu klasowego”. Chrześcijaństwo jest jedną z najmocniejszych sił wiążących w całość wszystkie klasy społeczne. Gramsci szukał punktów, w których Marks się pomylił i doszedł do wniosku, że zmiana poziomu życia nie wpływa automatycznie na zdolność ludzi do większego poświęcenia dla państwa, a likwidacja własności prywatnej nie stworzy sytuacji, w której robotnicy nie będą potrzebować materialnej motywacji do ciężkiej pracy. Marks nie miał racji, tworząc ideę „świadomości zbiorowej” i chcąc na tej zasadzie zbudować poczucie odrębności klasy robotniczej. Dlatego właśnie najważniejszym obszarem działania powinna stać się kultura oraz świadomość jednostki, która czasami przeciwstawia się kulturze. To właśnie kultura burżuazyjna jest tym, co miałoby trzymać człowieka w niewoli (nie przemoc zewnętrzna, jak uważał Marks). Bunt przeciw kulturze burżuazyjnych jest jednak absurdalny, dopóki do wyrażania buntu używa się się tych kategorii, które ta kultura uprzednio wytworzyła. Dlatego właśnie kategoriom kulturowym należy nadać zupełnie nową treść, aby całkowicie pozbawić je znaczenia. „Nasza doktryna nie jest doktryną zbuntowanych niewolników, jest to doktryna władców, którzy w codziennym trudzie przygotowują broń, by zapanować nad światem”- pisał Gramsci. Celem marksistów miała być rzecz jasna „hegemonia polityczna”, ale warunkiem jej zaistnienia jest właśnie zdobycie „hegemonii kulturalnej”, która stanie się czynnikiem sprawczym zmiany społecznej, rewolucji ludowej. Niezbędne jest do tego stworzenie nowej elity, tzw. inteligencji organicznej zrośniętej z „masami ludowymi”. Co więcej, według Gramsciego marksiści powinni połączyć siły z niekomunistycznymi ugrupowaniami lewicowymi. Chodzi tu między innymi o ruchy feministyczne czy ekstremistyczne organizacje ochrony środowiska.

Tezy głoszone przez Gramsciego nie zdobyły początkowo popularności, ale przeżyły swój renesans w latach 50. Ideologia włoskiego marksisty miała wpływ na amerykański Instytut Studiów Politycznych (IPS). Członkowie IPS zasilali natomiast media, uniwersytety i różnego rodzaju instytucje publiczne, religijne i kulturalne. W efekcie miało doprowadzić to do przemiany wartości oraz rozchwiania moralności.

Podobne idee głosił wspomniany wyżej Gyorgy Lukacs. „Kto nas uratuje od cywilizacji Zachodu?”- pytał. Uważał, że ustanowienie nowego ładu jest niemożliwe bez unicestwienia starych wartości. Kiedy w 1919 roku został mianowany zastępcą komisarza ludowego ds. oświaty, pierwszą rzeczą, jaką zrobił, było wprowadzenie do szkół edukacji seksualnej. Miało to na celu uderzenie w podstawy wychowania, będące wyróżnikiem cywilizacji Zachodu. Kładziono nacisk między innymi na wskazywanie przestarzałości rodziny w jej tradycyjnym modelu. Uczono, że religia chrześcijańska jest antyludzka, ponieważ krępuje człowieka w jego swobodnych wyborach i zamyka drogę do przyjemności. Wzywano dzieci do odrzucania i wyśmiewania autorytetu Kościoła, a także władzy rodzicielskiej.

Mówiąc o marksizmie kulturowym w dalszej kolejności warto przedstawić postać Herberta Marcuse (1898-1979). W 1965 roku wraz z filozofem Robertem Paulem Wollfem oraz socjologiem Barringtonem Moorem wydał on pracę pt. „A Critique of Pure Tolerance”, której częścią był esej „Repressive Tolerance”. Marcuse pisał w nim o prawdziwej (rozumnej, określonej przez dobro człowieka) i fałszywej (pozornej) tolerancji. Uważał, że współczesny mu ideał tolerancji chroni opinie, podstawy, doktryny i działania polityczne, które nie powinny być akceptowane, natomiast zwalcza niezasługujące na tolerancję. Dlatego właśnie należy „wyzwolić umysły ludzkie z fałszywej świadomości” i dokonać „odwrócenia” procesu. Ludzie powinni otrzymywać „informacje o przeciwnej stronniczości”. Przeciwna stronniczość polegałaby natomiast na propagowaniu krytycznej postawy, skierowanej przeciw zastanej rzeczywistości, postawy wychwalającej liberalizm i piętnującej fundamentalne zasady społeczne. Do osiągnięcia celu niezbędne byłyby działania umożliwiające likwidację tak zwanej fałszywej świadomości. Potrzeba „powstrzymania słów i obrazów, którymi owa świadomość się karmi. Oczywiście byłaby to cenzura, a nawet pre-cenzura, ale otwarcie skierowana przeciw cenzurze mniej lub bardziej ukrytej”. Marcuse w swoich rozważaniach próbował również odpowiedzieć na pytanie, kto właściwie powinien sprawować władze. Co ciekawe, odrzucał pogląd, jakoby miała to być większość mieszkańców. Do odróżniania dobra od zła i do kierowania społeczeństwem uprawniony jest każdy, kto „osiągnął odpowiednią dojrzałość”, by myśleć w sposób niezależny od „systemu obecnego ucisku”. „Kwestia dyktatury oświeconych, postawiona przez Platona, znajdzie odpowiedź w ustanowieniu dyktatury oświeconej demokracji ludzi wolnych”- pisał. Nowością „represyjnej tolerancji” opracowanej przez Marcusego było przyznanie mniejszościom prawa do wykorzystania wszelkich środków pozaustrojowych, jeśli te, które są gwarantowane przez państwo, okażą się niewystarczające. Co więcej, uzasadnione byłoby nawet użycie przemocy, ponieważ byłaby ona tylko i wyłącznie odpowiedzią na istniejący już „łańcuch gwałtu”.

Idee promowane przez Marcusego trafiły na podatny grunt, ponieważ pod koniec lat 60. w dorosłe życie zaczęło wchodzić pokolenie „baby boomers” (chodzi tu o grupę społeczną urodzoną w czasie wyżu demograficznego, w latach 1946- 1964). Kryzys lat 30. oraz II wojna światowa wywołały ogromny ruch migracyjny, w czasie którego mieszkańcy Stanów Zjednoczonych masowo opuszczali wsie i osiedlali się w miastach. Rodzice robili wszystko, aby ich dzieci nie miały tak ciężkiego życia, jak oni. Dlatego właśnie dla amerykańskiego studenta lat 60. studia były co do zasady okresem przedłużenia dzieciństwa, beztroski i zabawy. Warto wspomnieć tu o osobie Benjamina Spocka, pediatry i autora książki „Dziecko, pielęgnacja i wychowanie”. To właśnie on jest autorem słynnego terminu „bezstresowe wychowanie”. Głosił też, że dzieci są na tyle inteligentne, że same potrafią wyciągać właściwe wnioski. Rodzice powinni spełniać natomiast wszystkie dziecięce zachcianki, ponieważ tylko wtedy będą one naprawdę szczęśliwe. Poglądy Spocka cieszyły się ogromną popularnością zarówno w USA, jak i w Europie. Co więcej, idealnie wpisywały się w głoszoną przez marksistów tezę o konieczności kwestionowania autorytetu rodziców.

Jedną z naczelnych zasad, do której do dziś odwołują się zwolennicy poprawności politycznej jest zasada resentymentu. Resentyment rozumiany jest tu jako żal lub uraza do kogoś, odczuwany przez dłuższy czas i powracający zwykle na wspomnienie doznanych krzywd. Problematyką tą na szeroką skalę zajmował się Friedrich Nietzsche (1884-1900), jednak jego poglądy zostały zweryfikowane przez Maxa Schelera (1874-1928). Nietzsche stał na stanowisku, że to właśnie resentyment jest podstawą prawdziwej moralności. Scheler argumentował natomiast, że moralne sądy wartościujące mogę być tylko podstawą „fałszywej moralności”, która nie odpowiada obiektywnej hierarchii wartości. Poprzez resentyment rozumiał natomiast „trwałe nastawienie psychiczne, które rodzi się, kiedy określone odruchy uczuciowe i namiętności- same przez się normalne i zasadniczo wchodzące w skład ludzkiej natury- ulegają systematycznie stłumieniu i nie zostają rozładowane, pociągając za sobą pewne trwałe skłonności do określonego rodzaju złudzeń co do wartości i odpowiadających im sądów wartościujących”. Resentyment pojawia się zatem w sytuacji, kiedy człowiek, poddając kontroli i ograniczeniu swoje odruchy i namiętności, zaczyna odczuwać żal. Jest on skierowany głównie do społeczeństwa, które dzieli poszczególne zachowania na dobre i złe. Scheler odrzucał pogląd, według którego człowiek miałby kierować się przede wszystkim rozumem. Wręcz przeciwnie, rządzą nim instynkty. Dlatego właśnie należy pozwolić ludziom żyć zgodnie z ich popędami, o ile nie kłóci się to z ogólnie przyjętymi normami i prawem. To właśnie do zasady resentymentu odwołują się grupy społeczne odczuwające do tej pory szeroko pojętą dyskryminację. Domagają się one nie tylko równości w swych prawach, ale także zadośćuczynienia za poniesione krzywdy.

Hasła głoszone przez marksistów kulturowych odniosły niewątpliwe zwycięstwo, jednak jest to tylko zwycięstwo krótkotrwałe. Jakie jednak działania powinniśmy podjąć, aby powstrzymać to szaleństwo? Odpowiedź nie jest niestety łatwa. Podstawą z pewnością musi być nasza własna postawa i życie zgodne z wartościami, które głosimy. Ludzie co do zasady nie lubią w końcu hipokryzji i obłudy. Warto wskazywać również na absurdalność niektórych tez głoszonych przez szeroko pojętych liberałów i lewicę. Przykładowo, już sama obserwacja otoczenia może doprowadzić nas do wniosku, że odrzucenie autorytetu nie przynosi bynajmniej dobrych owoców. Widać to szczególnie w przypadku odrzucania autorytetu rodzicielskiego. Danie dziecku całkowitej wolności nie spowoduje, że stanie się ono lepszym i szczęśliwszym człowiekiem. Wręcz przeciwnie, zazwyczaj prowadzi do rozwinięcia złych skłonności. Warto zwrócić również uwagę na fakt, iż lewicowe hasła o demokracji jako rządów większości są tylko pustym słowem. Wręcz przeciwnie. Jest dokładnie tak, jak chciał tego Marcuse. Demokracja to rządy „oświeconych”, czyli tych, którzy myślą w taki sposób, w jaki każe im myśleć system. Potwierdza to tezę zawartą w deklaracji ideowej Obozu Narodowo- Radykalnego: liberalna demokracja jest jedną z form totalitaryzmu.

Nie ulega wątpliwości, że skutecznym narzędziem wykorzystywanym przez lewicę jest kultura (choć bardziej właściwym byłoby określenie „pseudokultura”), przede wszystkim filmy i seriale. „Poprawność polityczna” wtargnęła w końcu nawet do prymitywnych paradokumentów. Dlatego warto szukać i promować te ekranizacje, które promują tradycyjne wartości chrześcijańskie, takie jak rodzina, honor itp.

Niech motywacją do dalszej walki będzie w wiara w nasze ostateczne zwycięstwo…

Małgorzata Jarosz

Komentarze do "Niepoprawni politycznie w liberalnym systemie…"

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *